Młody wyborca jest wart dokładnie tyle samo, co stary wyborca – jeden głos. Jako potencjalny aktywista trzeciego sektora będzie miał więcej czasu, aby pomóc w realizacji idei wolnościowej i np. zorganizować spotkanie u siebie na uczelni z ciekawym gościem o wolnorynkowych poglądach. Ale jednocześnie będzie miał, przynajmniej statystycznie, mniej pieniędzy, aby wesprzeć różne inicjatywy. Cieszy mnie przekonanie każdego i nikomu nie sprawdzam, od jakich cyfr zaczyna się jego numer PESEL – mówi w rozmowie dla portalu wMeritum.pl Marcin Chmielowski, współtwórca serialu „Wolność pod ostrzałem”.
Marcin Kremiec: Zanim przejdziemy do tematu drugiego sezonu „Wolności pod ostrzałem” chciałbym wrócić na chwilę do pierwszych dziesięciu odcinków serialu. Jak oceniasz odzew po pierwszym sezonie? Czy Twoim zdaniem był on zadowalający i czy w jakimś stopniu wpłynął na decyzję o nakręceniu kolejnych odcinków?
Marcin Chmielowski: Myślę, że jak na narzędzia którymi dysponowaliśmy w promocji, odzew był całkiem dobry. Martwi mnie to, że nie udała się emisja w którejkolwiek z polskich stacji telewizyjnych. Na osłodę mogę dodać, że pokazywano nas za to za Atlantykiem. Polonijna TV Polvision puszczała nasz serial w prime-time, w niedzielę wieczorem. Każdy odcinek mogło wtedy obejrzeć od 200 do 400 tysięcy osób. Do tego dochodzi oczywiście polska część Internetu, gdzie wyniki są umiarkowane, ale zadowalające. Z każdym dniem ilość obejrzeń rośnie, bo nie zamierzamy zdejmować serialu z naszego kanału na YouTube. Co oznacza, że zrealizowany materiał będzie jeszcze bardzo długo na siebie pracował.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Czy w kolejnych odcinkach „Wolności pod ostrzałem” możemy spodziewać się nowych gości? Jeśli tak – czy moglibyśmy poznać ich nazwiska?
To zależy od tego, ile odcinków uda nam się zrealizować. Na pewno nagramy pierwszy z planowanych dotyczący wolności słowa w Polsce. Zaprosiliśmy do niego Kelthuza, muzyka znanego ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi. Kanwą dla odcinka będzie jego historia bycia „skazanym za nieśmieszność”. Chcemy odpowiedzieć na pytanie o to, jaki jest sens robić przestępcę z człowieka, który nagrywa piosenki.
Oprócz Kelthuza widziałbym w kolejnych odcinkach jeszcze wiele nowych nazwisk, ale ile ich będzie, zdecydują darczyńcy. Odcinek o micie szwedzkiego państwa dobrobytu chcemy nagrać w Sztokholmie i poprosić o wypowiedzi tamtejszych ekonomistów i politologów. Cały czas zasobem osobowym, który chcielibyśmy wykorzystać są nasi przyjaciele z Instytutu Misesa. W pierwszym sezonie nie pojawił się Andrzej Sadowski czy prof. Krzysztof Rybiński. To powinno być nadrobione w drugim sezonie. Planujemy też odcinek o obronności, w którym chcielibyśmy rozmawiać z wojskowymi, Romualdem Szeremietiewem i członkami patriotycznych grup paramilitarnych. Odcinek o sentymencie Polaków do PRLu powinien zawierać w sobie wypowiedzi historyków specjalizujących się w tym okresie. Widziałbym tu najchętniej prof. Antoniego Dudka. Pomysły są, potrzebne są jeszcze pieniądze na ich realizację. Środki na produkcję zbieramy za pośrednictwem portalu PolakPotrafi.pl (http://polakpotrafi.pl/projekt/wolnosc-pod-ostrzalem), ale tam zbiórka się powoli kończy. Cały czas można jednak wysyłać pieniądze na nasze konto, którego numer można znaleźć na stronie fundacjawip.org.
Z całą pewnością poparcie dla idei wolnościowych w Polsce jest widoczne głównie wśród osób młodszych. Czy taki stan rzeczy zwiększa motywację do działania przy inicjatywach typu „Wolność pod ostrzałem”?
Nie zwiększa. Młody wyborca jest wart dokładnie tyle samo, co stary wyborca – jeden głos. Jako potencjalny aktywista trzeciego sektora będzie miał więcej czasu, aby pomóc w realizacji idei wolnościowej i np. zorganizować spotkanie u siebie na uczelni z ciekawym gościem o wolnorynkowych poglądach. Ale jednocześnie będzie miał, przynajmniej statystycznie, mniej pieniędzy, aby wesprzeć różne inicjatywy. Cieszy mnie przekonanie każdego i nikomu nie sprawdzam, od jakich cyfr zaczyna się jego numer PESEL. Serial był pomyślany jako próba dotarcia do ludzi, którzy nie chcą lub jeszcze nie mieli okazji na zapoznanie się z bardziej eksperckim podejściem do tematu wolności. Dlatego też poruszamy w nim sprawy raczej bliskie codzienności (szkoła, uniwersytet, dotacje unijne, biurokracja, emigracja), bez wchodzenia w koleiny akademickich dyskusji o naturze państwa. Ale to nie znaczy, że nasz przekaz jest adresowany do młodych ludzi, mówimy do wszystkich, którzy widzą to, że z wolnością w Polsce jest coś nie tak. Patrząc na statystyki wyświetleń widzę, że dobrze docieramy do ludzi w wieku studenckim, ale tutaj może pomaga moja rozpoznawalność wyniesiona jeszcze z czasów wystąpień w Młodzież Kontra. Całkiem nieźle serial sprzedał się tez w grupie czterdziestolatków, co oczywiście bardzo cieszy. No i został bardzo dobrze przyjęty na emigracji, szczególnie w USA, gdzie był wyświetlany w telewizji polonijnej Polvision. Tam dotarliśmy do widzów w średnim i starszym wieku.
Czytaj także: „Wolność pod ostrzałem” – zbiórka na drugi sezon produkcji
Wspomniałeś o Młodzież Kontra. Dlaczego zrezygnowałeś z wystąpień w tym programie i jak oceniasz czas spędzony na planie tego show?
Dobrze powiedziane, ten program to jest show. Wydaje mi się, że dobrze się odnajdywałem w tej formule, która najbardziej przypomina partyzantkę spod znaku „uderz i uciekaj”. W Młodzież Kontra jest miejsce na szybki podjazd, atak i wycofanie się, bo nie ma czasu na dłuższą polemikę. Moje wystąpienia cieszyły się sporym zainteresowaniem i do dziś są oglądane i komentowane w serwisie YouTube. Formuła programu z czasem zaczęła mi jednak ciążyć. Zacząłem być kojarzony tylko z nim, choć robiłem przy okazji dużo innych rzeczy, przeważnie mądrzejszych niż rozmowy z politykami. Dodatkowo, sama konstrukcja programu wymusza dość agresywny styl wypowiedzi w którym umiałem się realizować, ale jednocześnie wiedziałem, że na dłuższą metę to będzie szkodzić. W rzeczywistości podczas różnych debat czy dyskusji nie jestem aż tak ofensywny. W Młodzież Kontra było mi to potrzebne do tego, żeby przebić się ze swoim przekazem. Na szczęście, lata leciały, a ja byłem coraz mniej młodzieżą. Wykorzystałem to, aby zejść ze sceny.
Wróćmy do nowego sezonu „Wolności pod ostrzałem”. Czy istnieje jakiś kierunek w którym serial miałby ewoluować (zmiana stylu, dłuższe odcinki etc.) czy też w ogóle się nad tym nie zastanawialiście i zamierzacie utrzymać wszystko w dotychczasowej formie?
Na pewno chcemy zmienić długość odcinków. Średnio w pierwszym sezonie jeden odcinek trwał około siedmiu minut. W drugim będą prawie dwa razy dłuższe, chcemy aby przeciętnie każdy z nich miał około dwunastu minut. To ukłon w kierunku naszych widzów, którzy pisząc do nas prosili o dłuższe produkcje w przyszłości. To się oczywiście da zrobić, a długość odcinków w pierwszym sezonie była podyktowana coraz szybszym tempem dostarczania informacji. Uznaliśmy, że okolice siedmiu minut będą optymalne. Jeśli możemy przekazać więcej, bo ludzie chcą oglądać dłuższe wypowiedzi, to doskonale, bo czasami musieliśmy ostro ciąć materiał.
Czy jest jakiś temat spośród zaplanowanych na drugi sezon, który osobiście uważasz za najważniejszy?
Wszystkie są ważne. Ale moim ulubionym tematem, który naprawdę chciałbym omówić jest mit szwedzkiego państwa dobrobytu. Szczególnie dlatego, że ten kraj i jego system ekonomiczny mitologizują obie strony, zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy leseferyzmu. Chciałbym choćby częściowo to odkłamać i pokazać, jak jest w rzeczywistości. Wydaje mi się, że skoro chcemy debatować, to powinniśmy odwoływać się do faktów, a nie do wyobrażeń. I temu miałby służyć ten odcinek.
Fot. Aleksander Kozłowski