Samuel Pereira zamieścił na Facebooku wpis, w którym przybliża okoliczności identyfikacji i pochówku ofiar katastrofy Smoleńskiej. Dziennikarz twierdzi, że jednym z kłamstw smoleńskich jest kłamstwo o konieczności szybkich pochowków ciał ofiar. Jak wskazuje, rodziny ofiar nigdy nie naciskały na śledczych. To osobom rządzącym miało zależeć na „zamknięciu sprawy w tydzień”.
Wczoraj na antenie TVP INFO głos w tej sprawie zabrała córka ministra Zbigniewa Wassermanna, Małgorzata Wassermann. Nikt z nas nigdy nie domagał się, by to było szybko. Nikt z nas nie naciskał, że się niecierpliwi. Czekaliśmy cierpliwie. Każdy kto dziś mówi, że rodziny nie chciały czekać, po prostu mówi nieprawdę – podkreśliła Wassermann.
Samuel Pereira przypomina, że po tym, gdy do Polski, z pierwszym transportem wróciło ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dalej trwała identyfikacja ciał ofiar.
Jednocześnie z punktu widzenia PR-owego, punktem „honoru”, dowodem na to, że „państwo zdało egzamin” było doprowadzenie do tego, żeby wszystko zamknąć w tydzień. Eksperci pracujący na miejscu nie mieli złudzeń: rodziny w traumie na różne rzeczy się zgadzają, później jednak chcą mieć pewność kogo pochowały i będą z tego problemu. Wiedzieli, że naciskanie na nich, żeby identyfikację zrobić w tydzień – mija się z celem i skończy się wielką aferą. Dodatkowo widzieli, że nasze służby przygotowały w Polsce odpowiednie materiały DNA, wymazy, wszystko profesjonalnie, a na miejscu Rosjanie badali starymi metody. Należało się Rosjanom postawić, szczególnie w atmosferze ogólnoświatowej empatii i zrozumienia – nie mogliby wtedy nam odmówić W TAKIEJ SPRAWIE – wskazuje Pereira.
Dziennikarz ujawnia również, komu zależało żeby zmieścić się ze wszystkimi działaniami w tydzień.
Między innymi szef policji Andrzej Matejuk, który po rozmowie z premierem Donaldem Tuskiem przekazał biegłym, że taki jest plan. Biegli przedstawiali swoje wątpliwości, jednak decyzja polityczna była inna. Mówili oni wyraźnie: nie ma szans dokonać identyfikacji ciał w tydzień, to kwestia co najmniej kilku tygodni. O tym, że tydzień to totalnie nierealny termin, że ten pośpiech się źle skończy wiedział główny komendant Matejuk i jego przełożeni, politycy Platformy Obywatelskiej – pisze Pereira.
Dziennikarz twierdzi, że w okolicach środy (14.04.2010), na spotkaniu z Jerzym Millerem padła konkretna informacja: zidentyfikowanie 96 ludzi, w tym stanie, w tydzień nie ma najmniejszy szans powodzenia. Miller chwycił za komórkę, wykonał telefon i po chwili zgodził się jedynie na kilkudniowe opóźnienie. Najważniejsze wizerunkowo było, by przywieźć ciało prezydenta, żeby to wyglądało dobrze wizerunkowo i tutaj również pośpiech okazał się błędem, bo przywieziono część ciała, a później na miejscu doszukiwali się reszty ciała.
Skończyło się tym, że 16 kwietnia, czyli po 6 dniach w Polsce były już 72 trumny, a samolot z ostatnimi trumnami wylądował 23 kwietnia (13 dni od katastrofy), o godz. 17:30.
Skutki, jakich rodziny doświadczają od 7 lat obserwujemy my wszyscy. Trauma, rodziny, które nie wiedzą gdzie leżą ich bliscy i makabryczne odkrycia. Mówimy tu nie o „materiale genetycznym”, ale konkretnymi fragmentami ciał w cudzych trumnach. Jakby tej traumy dla rodzin było mało, w ciele odnajdywano pety, zwoje gazy i waty, a w głowie jednej z najbardziej zasłużonych dla Polski ofiar tej katastrofy znaleziono… rękaw marynarki, kawałki materiałów i brudne gumowe rękawice – podsumowuje Pereira.
Źródło: Facebook.com/SamuelPereiraPl