Rankiem 30 listopada 1808 na przełęczy Somosierra w Hiszpanii doszło do bitwy. Łącznie około 140 kawalerzystów trzeciego szwadronu 1 Pułku Szwoleżerów Armii Cesarskiej starło się z hiszpańskimi powstańcami i w ciągu 8 minut doprowadziło do przełamania ich szeregów. Dało to impuls żołnierzom francuskim, którzy dołączyli się do ataku na teoretycznie niemożliwe do zdobycia pozycje. Powstańcy zostali rozgromieni.
2 maja 1808 w Hiszpanii wybuchło powstanie przeciwko rządom narzuconego im przez Napoleona Józefa Bonaparte, prywatnie jego brata. Mimo zaistniałej sytuacji, nowy monarcha przybył do Hiszpanii, ale już w lipcu tego samego roku musiał ratować się ucieczką z Madrytu. Taki przebieg wypadków nie mógł przypaść Napoleonowi do gustu, postanowił więc stanąć na czele armii i zaprowadzić w Hiszpanii porządek osobiście. Głównym celem Cesarza Francuzów było zdobycie Madrytu. Aby to zrobić postanowił ruszyć krótszą drogą, która wiodła przez przełęcz w pobliżu wioski zwanej Somosierrą.
Somosierra była ostatnim punktem oporu Hiszpanów na drodze do Madrytu. Na czele 8 tyś. wojsk powstańczych stanął gen. Benito San Juan. Wykorzystał on dogodne ukształtowanie terenu i obstawił 2500 metrowy odcinek drogi swoją artylerią, sytuując ją na zakrętach. Istotnym utrudnieniem dla ewentualnych agresorów była 200 metrowa różnica poziomów i wąska, kręta droga wiodąca w kierunku Madrytu. Aby zdobyć pozycje Hiszpanów, trzeba by było poświęcić znaczną ilość piechoty, a sam szturm trwałby bardzo długo.
Wczesnym rankiem 30 listopada 1808 Napoleon dotarł w okolice Somosierry, jednak mgła zalegająca w okolicy uniemożliwiła mu obserwację terenu. Na rekonesans wysłał francuskich strzelców konnych wspieranych przez dwa działa. Za nimi podążała piechota. Wyprawa ta zakończyła się porażką i poniesieniem przez francuzów dotkliwych strat. Na wieść o klęsce Napoleon rozkazał by pozycje Hiszpanów zaatakowali Polacy skupieni w 3 szwadronie 1 Pułku Szwoleżerów Armii Cesarskiej. Ich dowódcą był Jan Leon Kozietulski. Do ataku miało ruszyć około 125 szwoleżerów i kilku ochotników.
Dla większości Polaków była to pierwsza prawdziwa bitwa w życiu. Francuscy generałowie przestrzegali Cesarza, twierdząc, że bezpośredni atak na armaty wroga jest niemożliwy i zakończy się sromotną porażką. Napoleon miał na to odpowiedzieć tymi słowami :
Laissez faire aux Polonais!
Zostawcie to Polakom!
Szwoleżerowie zgodnie z rozkazem cesarskim ruszyli w bój. Ustawili się w kolumny czwórkowe, jednak wraz z przejściem koni w cwał formacja prawdopodobnie uległa rozproszeniu. Gdy dotarli do pierwszej linii artylerii spotkali się z salwą Hiszpanów, która jednak nie zatrzymała pędzących żołnierzy. Polacy przedarli się przez armaty i ruszyli dalej. Dowódca Kozietulski spadł z konia i musiał wycofać się na pozycję z której wyruszył jego oddział. Po około dwóch minutach Polacy dotarli do kolejne linii Hiszpanów. Dzięki dużej szybkości, również teraz zdołali przedrzeć się dalej bez znacznych strat. Dopiero przy forsowaniu trzeciej baterii Hiszpanie mieli wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do wystrzału, który zebrał krwawe żniwo wśród nacierających Polaków. Jednak impet z jakim zaatakowali wroga, pozwolił na pokonanie przeszkody. Do czwartej baterii zdołała dotrzeć tylko garstka kawalerzystów. Wraz z swymi żołnierzami z plutonu, straceńców dogonił porucznik Niegolewski, który wcześniej wysłany został na zwiad. Była to jednak niewielka pomoc i gdyby nie przybycie francuskich strzelców konnych, prawdopodobnie polegliby wszyscy szwoleżerowie. Na widok nadciągających dla Polaków posiłków Hiszpanie rozpoczęli ucieczkę i natychmiast wyruszyła za nimi pogoń. Przebyła ona około 4 mile i po drodze zdobyła pobliskie miasteczko, zdobywając spore łupy i jeńców.
Po stronie szwoleżerów zginęło lub rannych zostało około 50 osób, a także poległa większość koni. Dokładne straty Hiszpanów nie są znane, za to wziętych do niewoli zostało prawie 3 tyś. żołnierzy. Zdobyto również część armat nieprzyjaciela i dużo sprzętu wojskowego.
Na defiladzie która odbyła się 1 grudnia Napoleon miał powiedzieć :
Honneur aux braves des braves!
Cześć najdzielniejszym z dzielnych!
Pierwszą relacją z zwycięskiej szarży był list szwoleżera Tomasza Łubieńskiego do żony napisany wieczorem 30 listopada :
Mieliśmy wiele rozpraw, z których dzięki Opatrzności wyszliśmy szczęśliwie, a szczególnie z dzisiejszej bitwy pod Somosierrą możemy się pochwalić, że rozstrzygnęliśmy los tej bitwy (…) uderzeniem na nieprzyjaciela. Zabraliśmy mu 13 armat, 5 sztandarów i rozproszyliśmy zupełnie, a to w wąwozie prawie nieprzystępnym dla jazdy. Kozietulski okrył się sławą. Biedny, lecz odważny Dziewanowski umarł, utraciwszy nogę. Niektórzy z naszych walecznych ziomków polegli, okrywszy się chwałą. Między tymi liczono trzech oficerów. Między rannymi jest trzech oficerów, którym wszakż nie grozi niebezpieczeństwo. Kozietulski miał zabitego pod sobą konia i surdut przestrzelony. Sława tego dnia przypadła zupełnie nam w udziale…
Bitwa ta do dziś budzi wiele kontrowersji. Polacy walcząc pod Cesarzem Napoleonem wierzyli, że u jego boku wywalczą dla Polski niepodległość. Niestety, jednocześnie zmuszeni byli zwalczać bunty przeciwko jego władzy, przecząc zasadzie – Za wolność naszą i waszą. Nie patrząc jednak na zasadność szarży i jej moralne uzasadnienie, można śmiało stwierdzić, iż udowodniła ona całej ówczesnej Europie, że z Polakami nadal należy się liczyć.
fot. wikimedia. Ikona wpisu przedstawia Bitwę pod Somosierrą, na obrazie Horace`a Verneta.