Eksperci biją na alarm. Mimo obietnic rząd PiS, który zapewniał, że nie podniesie podatków ani nie wprowadzi nowych, nie dotrzymuje słowa. Znalazł jednak sposób na oszukanie opinii publicznej – nowych podatków nie nazywa podatkami. Pochodzące z nich pieniądze nie zasilają budżetu, lecz trafiają do funduszy celowych. W praktyce mamy do czynienia z coraz większym uciskiem fiskalnym
„Danina solidarnościowa”, „opłata wodna i recyklingowa”, a także „zniesienie limitu składki ZUS”. Co je łączy? W żadnym przypadku nie użyto słowa „podatek”. Rząd gimnastykuje się jak może, żeby przy zdobywaniu dodatkowych pieniędzy przykryć rzeczywiste ich pochodzenie. Podatek solidarnościowy, opłata emisyjna i zniesienie limitu składek do ZUS przyniosą w sumie 8,4 mld złotych. Rząd potrzebuje pieniędzy na pokrycie obietnic socjalnych, więc takie dodatkowe pieniądze będą sporym zastrzykiem finansowym pozwalającym na realizację hojnych zapowiedzi.
Eksperci podkreślają, że danina solidarnościowa to w praktyce trzeci prób podatkowy o stawce 36 proc. od dochodów przekraczających milion złotych rocznie. Różnica wobec PIT polega głównie na tym, że planowane 1,1 mld zł wpływów popłynie do nowego Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wskazuje, że jest to ewidentne i oczywiste złamanie obietnicy wyborczej i późniejszych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze w listopadzie 2017 obecni przedstawiciele rządu zapewniali, że nie planują wprowadzenia żadnych nowych podatków, a wręcz chcą zmniejszać obciążenie Polaków daninami publicznymi. Zaledwie kilka miesięcy później słyszymy o zmianach prawnych, oznaczających stworzenie nie jednego, a dwóch nowych podatków – pod postacią opłaty emisyjnej oraz nowych progów podatkowych.
ZPP uważa, że takie różnice pomiędzy deklaracjami władz publicznych a prowadzoną przez nie polityką, są niemożliwe do zaakceptowania, tak samo jak tuszowanie charakteru przedstawianej propozycji i krycie jej rzeczywistej istoty pod pojęciem solidaryzmu.Rządzącym nawet brak odwagi, żeby nazywać rzeczy po imieniu – wykorzystują kryzys związany z protestem opiekunów niepełnosprawnych do nakładania nowych podatków.
„Wprowadzanie opłat i danin przeznaczonych na realizację wskazanego celu pozwala łatwiej odeprzeć ewentualne zarzuty, że rząd wbrew swoim zapowiedziom podnosi podatki” – mówi „Rzeczpospolitej” Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Aleksander Łaszek dodaje, że fiskalizm państwa rośnie. Zwraca uwagę, że znaczna część nowych danin obciąża wynagrodzenia za pracę, co zniechęca do pracy i pogarsza perspektywy rozwojowe Polski.
Źródło: money.pl, wMeritum.pl