Europejski Bank Centralny (EBC) przygotował kolejny plan naprawy gospodarki krajów Unii Europejskiej. Chodzi o tzw. luzowanie ilościowe (quantitative easing). Budzi to jednak sporo kontrowersji wśród ekonomistów i przedsiębiorców.
EBC ma zamiar emitować 60 mld euro miesięcznie, następnie przekazywać je bankom w zamian za obligacje rządowe i komercyjne. Zgodnie z założeniami, proces ten ma trwać do listopada 2016 r., lecz może potrwać dłużej – jeżeli ogólny wzrost cen towarów i usług w tym okresie nie przekroczy 2%. Łączna planowana ilość wykreowanych pieniędzy to ponad bilion euro.
Zdaniem ekspertów z EBC, jedną z głównych przyczyn słabej koniunktury w krajach Unii Europejskiej jest przedłużająca się deflacja, czyli ogólny spadek cen towarów i usług. Powoduje ona, ich zdaniem , sytuację w której przedsiębiorcy niechętnie inwestują pieniądze licząc, że w przyszłości osiągną z nich większe przychody. Konsumenci z kolei, spodziewając się kolejnych obniżek cen, czekają z zakupami. Skutkuje to spadkiem popytu, a przedsiębiorstwa, w reakcji na to, ograniczają produkcję, zmniejszając również zatrudnienie. Wzrost wartości pieniędzy powoduje też, że ludzie mniej chętnie sięgają po kredyty konsumpcyjne (np. na zakup mieszkań).
Czytaj także: Europejski Bank Centralny szykuje potężny dodruk pieniądza
EBC proponuje zatem odwrócić tę tendencję. Dodatkowe 60 mld euro miesięcznie, przy utrzymaniu niskich stóp procentowych ma pobudzić gospodarkę, zachęcając przedsiębiorców do inwestowania, zwiększenia zatrudnienia – co ma przynieść w rezultacie wzrost gospodarczy. Wzrost cen spowoduje także, że konsumenci obawiając się wyższych cen w przyszłości, będą szybciej wydawali swoje pieniądze, co wpłynie na wzrost PKB.
Wielu ekonomistów wątpi jednak, czy jest to właściwa droga do rozwiązania problemu gospodarczego w Europie. Według nich, spadek wartości pieniądza skutkuje zmniejszeniem się ogólnej liczby kupowanych produktów. Gospodarstwa domowe przeznaczają wtedy większą część swoich dochodów na wydatki konsumpcyjne – co wpływa na zmniejszenie się ich oszczędności. Niskooprocentowane, łatwo dostępne kredyty mogą spowodować także, że wielu przedsiębiorców skuszonych tanimi pieniędzmi niewłaściwie je zainwestuje. Przy kolejnej fali kryzysu okazać się może, że będą oni zmuszeni ograniczyć lub nawet zamknąć swoją działalność, zredukować zatrudnienie lub obniżać wynagrodzenia.
Jan Fijor – biznesmen, wykładowca na uczelni ASBiRO, przedstawiciel szkoły wolnorynkowej w ekonomii twierdzi, że ,,dopuszczenie do takiej sytuacji, w której niewybrani przez nikogo w żadnych wyborach bankierzy centralni decydują o tym, jaka jest wartość pieniądza – a tym samym jaka jest cała gospodarka, nie mówiąc o tym, że produkują pieniądze z powietrza, jest samo w sobie chore.”
„Zdrowy kredyt ma swoje źródło w oszczędnościach będących pochodnymi produkcji i pracy, a nie w papierze, który bank centralny lub rząd zadrukował bez względu na to, czy podaży tej towarzyszyła, czy nie towarzyszyła produkcja. Taki zadekretowany pieniądz nie powstaje z wysiłku, z pracy, lecz z powietrza. Nie kryją się za nim dobra i usługi. Pretekstem do tej podaży z powietrza jest konieczność stymulowania konsumpcji, będącej rzekomo źródłem wzrostu gospodarczego, ale jest to złudne przekonanie, którego autorem jest największy szkodnik gospodarczy w dziejach, brytyjski ekonomista John M. Keynes.”
Źródła: www.dw.de, www.fijor.com, www.kontestacja.com
Fot: freeimages.com