Prezydent Francji Francois Hollande po cichu wycofuje się ze swojej największej obietnicy wyborczej – podatku dla najbogatszych w wysokości 75 proc. Drakońska danina okazała się niewypałem.
Obłożenie najbogatszych superpodatkiem w wysokości 75 proc. było najważniejszym postulatem Hollande’a podczas jego kampanii wyborczej. Po wygraniu wyborów prezydenckich nie było mu jednak łatwo wprowadzić nowy podatek ze względu na problemy jakie sprawiała mu Rada Konstytucyjna. Przez cały 2013 r. ustawa o podatku nie została ogłoszona. O jego wprowadzeniu zadecydował dopiero Francuski Sąd Najwyższy, który pozytywnie zaopiniował ustawę i po wprowadzeniu kilku poprawek podatek wszedł w życie z początkiem 2014 r.
Jeden z najwyższych na świecie podatków od razu wzbudził kontrowersje. Wkrótce zaobserwowano zjawisko, któe nazwano „efektem Hollande’a”. Oznaczało ono ucieczkę najbogatszych Francuzów spoza jurysdykcji podatkowej Francji. Do najbardziej znanych przypadków należą wyprowadzka najbogatszego Francuza Bernarda Arnaulta do Belgii. Arnault to właściciel wielu luksusowych marek takich jak: Dior, Louis Vuitton i Hennessy. Z Francji wyjechał także popularny aktor Gerard Depardieu, który wybrał Rosję.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Teraz Hollande po cichu wycofuje się z podatku. Od początku 2015 r. kontrowersyjny zapis zniknął z francuskiego prawa podatkowego. Do zniesienia podatku przyczyniły się przetasowania we francuskim rządzie. W ciągu 2014 r. rząd opuściło kilku najbardziej lewicowych polityków, a stary-nowy rząd Manuela Vallsa wybrał ministrów bardziej przychylnych przedsiębiorcom.
Podatek nie tylko nie pomógł finansowo Francji, ale doprowadził do pogorszenia wizerunku tego kraju na arenie międzynarodowej. Premier David Cameron zapowiadał w 2012 r., że jeżeli Francja ustanowi 75 proc. podatek od dochodów, Wielka Brytania „rozwinie czerwony dywan” przed francuskimi przedsiębiorcami. Kłopoty miały też spotkać francuskie kluby piłkarskie.