Zwycięstwem Alberto Contadora zakończył się pierwszy z trzech Wielkich Tourów. Po trzech tygodniach rywalizacji czas na pierwsze podsumowania.
To był dziwny wyścig. Wyścig upadków i defektów. Wyścig, w którym triumfator klasyfikacji generalnej nie wygrywa żadnego etapu. Mimo że emocji nie brakowało, wszystko tak naprawdę rozstrzygnęła jazda indywidualna na czas.
98. edycja Giro d’Italia przeszła do historii. 198 kolarzy wystartowało w San Lorenzo, by pokonać przez 23 dni 3501 km. Sztuka ta udała się 163 zawodnikom. Wśród nich było sześciu Polaków. Kto zatem zaskoczył, a kto rozczarował w tegorocznej edycji Giro?
Czytaj także: TdF: Froome, Sagan i Polacy, czyli powyścigowy alfabet francuski
Mistrz Alberto
To był jego wyścig. Gdy nieoczekiwanie zostawał liderem po piątym etapie, wiedział, że przed nim jeszcze długa droga do końcowego triumfu. Nie spodziewał się jednak, że będzie to tak kręta droga. Przywództwo objął już po piątym etapie, by zaledwie dzień później uczestniczyć w kraksie i zwichnąć bark. Mimo to, Contador tylko na jeden dzień pożegnał się z prowadzeniem w wyścigu. Stało się to na 13. etapie, gdy kilometr przed strefą buforową doszło do kraksy, która podzieliła peleton. I mimo że dzień później znokautował rywali w czasówce, to do końca wyścigu musiał samotnie odpierać ataki kolarzy Astany. Triumfem w klasyfikacji generalnej udowodnił, że jest kolarzem kompletnym i wciąż potrafi odnosić sukcesy.
Rozpędzona Astana
Pod względem drużynowym był to wyścig kazachskiej ekipy. Żadna z ekip nie odniosła tylu etapowych zwycięstw w tegorocznej edycji Giro d’Italia. Pięć wygranych etapów oraz dwóch kolarzy w pierwszej dziesiątce wyścigu robi wrażenie. Odkryciem tegorocznego wyścigu dookoła Włoch był bez wątpienia Mikel Landa, który wygrał dwa trudne górskie etapy. Kto wie, jak potoczyłaby się rywalizacja, gdyby Astana postawiła na Hiszpana, a nie Fabio Aru. Młody Włoch nie spisywał się najlepiej w pierwszych dwóch tygodniach wyścigu, jednak na 19. i 20. etapie potwierdził, dlaczego to właśnie on był liderem ekipy na Giro. Wniosek nasuwa się sam – kazachska ekipa dysponuje dwoma ogromnymi talentami, które w niedalekiej przyszłości mogą z powodzeniem rywalizować w Wielkich Tourach.
Niewidoczne CCC
Forma podopiecznych Piotra Wadeckiego była daleka od ideału. Kolarzom CCC Sprandi Polkowice nie udało się wygrać żadnego z etapów. Tylko dwukrotnie „Pomarańczowi” meldowali się w pierwszej dziesiątce etapu. Sztuki tej dokonał Maciej Paterski (8. miejsce na 7. etapie) oraz Grega Bole (8. miejsce na 11. etapie). Także jedyny Polak w barwach ekipy World Tour, Przemysław Niemiec, nie zaliczy tego wyścigu do udanych. Jego najlepszą lokatą było 18. miejsce na piątym etapie. Giro d’Italia, pomimo udziału polskiego zespołu, nie przyniosło Polakom zbyt wielu powodów do świętowania. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Liczymy, że zespół Piotra Wadeckiego będzie teraz pojawiał się częściej w wyścigach z cyklu World Tour i zbierał w nich cenne doświadczenie.
Przed nami miesiąc wyścigów, które będą swoistym preludium do największego święta kolarskiego na świecie – Tour de France. Miejmy nadzieje, że nasi zawodnicy dobrze wykorzystają ten czas i w lipcu będziemy mogli cieszyć się z kolejnych victorii naszych kolarzy.