Konfiskata samochodu za jazdę pod wpływem alkoholu – ten pomysł wzbudził ostatnio wielką dyskusję. Głos w sprawie zabrał kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc. – Diabeł tkwi w szczegółach – przekonuje w rozmowie z o2.pl.
Od 14 marca 2024 roku wchodzą w życie zmiany w prawie wprowadzające m.in. konfiskatę pojazdów pijanym kierowcom. Nowe prawo ma dotyczyć osób, które przekroczyły poziom 1,5 promila we krwi siedząc za kierownicą.
Wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha przekonuje jednak, że prawo to jest „martwe”. Dlaczego? W rozmowie z Radiem Zet wskazał, że nie ma obecnie aktów wykonawczych, by egzekwować przepisy.
Konfiskata aut dla kierowców. Reaguje Hołowczyc
Pomimo tego, pomysł konfiskaty aut wywołał wielką dyskusję. Co ciekawe, głos w niej zabrał także Krzysztof Hołowczyc. Kierowca rajdowy nie jest entuzjastą tego rozwiązania. – Egzekwowanie prawa konfiskaty i próba znalezienia złotego środka będzie niezwykle trudna. Diabeł tkwi w szczegółach – przekonuje w rozmowie z o2.pl. W tym kontekście przytacza przykład wypożyczania aut i innych form własności (np. auto firmowe). – Jak to wtedy traktować? – zastanawiał się.
Hołowczyc zgadza się, że prawo powinno być surowe i należy walczyć z pijaństwem na drogach. Jednak konfiskata może zrodzić dodatkowe problemy. – Pomysł konfiskaty samochodów jest bardzo enigmatyczny, ale za to populistyczny. Ludzie się cieszą, mówią: „tak, zabierać pojazdy tym bandytom”. Niestety u nas ideologia przekazu jest ciągle na etapie „zadowolić tłum, aby się ucieszył, a co będzie później – to się już zobaczy” – ubolewa.
W opinii kierowcy rajdowego, warto radykalnie zwiększyć kary pieniężne, zaś konfiskata może nie być sprawiedliwa. – Jeżeli jadę pijany ferrari i ktoś mi je skonfiskuje, to mocno boli, ale jak jadę golfem 1, to nikogo to nie wzruszy. (…) Natomiast przykładowo kara 50 tys. zł zaboli już każdego – wyjaśnił.