Choć w ostatnim czasie temat granicy białoruskiej zszedł na dalszy plan z powodu wojny na Ukrainie, to jednak Straż Graniczna zapewnia, że imigranci stale są wysyłani przez służby białoruskie. Rzeczniczka SG por. Anna Michalska w rozmowie z „Wprost” przyznała, że strona białoruska uważnie obserwuje działania polskich służb.
„Oni nas dokładnie monitorują. Wiedzą, kiedy mamy święta, więc teraz było trochę więcej prób nielegalnego przekroczenia granicy. Liczą po prostu na osłabioną czujność, choć w czasie wszystkich świąt pełnimy normalną służbę. Widzą, że tam, gdzie jest rzeka, że nie ma obecnie żadnej bariery, więc wysyłają tam najwięcej migrantów. W związku z tym, my kierujemy tam więcej patroli” – wyjaśnia por. Michalska.
Rzeczniczka SG zwróciła uwagę, jak inaczej wygląda sytuacja, gdy imigranci napływają naturalnie, tak jak uchodźcy ukraińscy, a inaczej w przypadku Białorusi, gdzie kryzys wywołuje się sztucznie. „Ostatnie dni pokazały – o czym zresztą mówimy od początku presji migracyjnej na granicy polsko-białoruskiej – że wszystko jest sterowane i zależy od tego, na jaki pomysł wpadną władze Białorusi” – powiedziała.
Czytaj także: Ławrow stawia absurdalne zarzuty. „Groźba fizycznej eliminacji prezydenta Rosji”
„Tu nie ma mowy o żadnej naturalnej fali migrantów, jak na granicy z Ukrainą. Gdy np. zostaną wzmożone działania wojenne to wiemy, że więcej osób będzie przekraczać granicę. A gdy zbliżają się święta, to więcej osób wyjeżdża do swoich rodzin na Ukrainę. Tu zawsze możemy mówić o jakich prognozach. W drugim przypadku wszystko zależy od strony białoruskiej i od tego, ilu cudzoziemców z różnych państw na świecie uda im się zachęcić, żeby przyjechali” – powiedziała.
„To, dzięki czemu udało nam się zatamować tę pierwszą falę kryzysu, to pokazanie skuteczności naszych działań. Wiemy, kogo mamy za sąsiada, stąd bariera elektroniczna na pewno powstanie. Wiemy, że możemy spodziewać się wszystkiego. Nie ma razie niepokojących sygnałów, ale na granicy z Białorusią było niegdyś podobnie. Przez wiele lat ten odcinek był bardzo spokojny. Jeżeli coś się działo, to najwyżej kilka prób w ciągu roku. Najczęściej byli to grzybiarze, którzy się po prostu zgubili. Nikt wówczas nie przypuszczał, że może nadejść taka próba destabilizacji granicy, tj. przy użyciu migrantów” – powiedziała por. Michalska.
Źr. wprost.pl