Chodzę bez stanika od dawna, czuję się z tym dobrze i nie zamierzam tego zmieniać – oświadczyła Jana Shostak w rozmowie z serwisem Interia.pl. Białoruska aktywistka odniosła się do zamieszania wokół stroju, w którym wystąpiła na konferencji w proteście przeciwko autorytarnym rządom Alaksandra Łukaszenki.
Pod koniec ubiegłego miesiąca Jana Shostak zyskała ogólnopolski rozgłos. Aktywistka, chcąc zwrócić uwagę mediów na dramat Białorusinów, zdecydowała się na „minutę krzyku”. Nagranie z jej udziałem błyskawicznie obiegło internet.
Wkrótce po tym rozpętała się dyskusja na temat… stroju, w którym wystąpiła Shostak. Wątek ten poruszono podczas wywiadu aktywistki z portalem Interia.pl. „Nie wszyscy zwrócili uwagę na twój krzyk. Część osób zaczęła komentować twój dekolt i brak stanika. Czy masz obawy, że część ludzi zapamięta tylko to, a nie twoje słowa?” – zapytała dziennikarka.
„Hejterzy będą zawsze. Postanowiłam tę sytuację wykorzystać. Jestem pozytywną hakerką, próbuję zmieniać hejt w coś pozytywnego” – odparła Shostak. Aktywistka wyjaśniła, że zapoczątkowała akcję #DekoltDlaBiałorusi, w której można na swoim dekoldzie wypisać jedną z 16 polskich firm współpracujących z reżimem Łukaszenki.
W dalszej części rozmowy tłumaczy, że nie zwraca uwagi na krytyczne komentarze na temat swojego ubioru. „Chodzę bez stanika od dawna, czuję się z tym dobrze i nie zamierzam tego zmieniać. Przykro mi, że dla kogoś jest to wciąż dziwne, a szczególnie mi przykro, że jest to dziwne dla kobiet” – wyjaśniła.
Shostak poszła nawet dalej, zwracając uwagę na brak stanika… u mężczyzn. „Przecież w feminizmie chodzi przede wszystkim o równość, a nie o to, że kobiety są lepsze czy gorsze. Są takie same, jak mężczyźni. Każdy ma prawo do wolności, pod względem ekonomicznym, społecznym, duchowym” – zaznacza.
„Dlaczego Robert Lewandowski nie musi nosić stanika, a ja muszę? Jest to pewnego rodzaju hipokryzja. Czuję, że w tej kwestii wciąż jesteśmy w średniowieczu” – dodaje.