Młodzież widząc, że sprawdza się to co mówiłem 20 lat temu, coraz mocniej nas popiera. Zobaczymy czy uda im się zarazić tym starsze pokolenia – mówi w wywiadzie dla wMeritum.pl, prezes Kongresu Nowej Prawicy, Janusz Korwin-Mikke.
Wywiad opublikowany dzięki uprzejmości Radia Żory.
„Rządy nie uczą niczego, tylko ludzie się uczą” – to słowa Miltona Friedmana, którego wydawał pan w serii „Biblioteczka Laureatów Nobla”. Jak pan myśli, czy Polacy mądrzeją z każdymi wyborami i czy nadejdzie w końcu czas dla poglądów takich jak pańskie?
To znaczy należy pamiętać, że demokracja to jest w ogóle głupi ustrój i ludzie, jak widać, się nie bardzo uczą. Na przykład: przecież była prohibicja w USA. Kiedy wprowadzano prohibicję w USA, pastor, który był wielkim zwolennikiem tego planu powiedział: „Niebo otworzyło się nad nami!”. Nie minęło 20 lat i trzeba było prohibicję odwoływać, bo powstało ogromne bimbrownictwo, przestępczość, mafie. Pijaństwo wzrosło, a nie zmalało. Teraz robi się to z narkotykami. Dokładnie to samo. I nic. Nauka spływa jak woda po kaczce, prawda? Także… Czy Polacy się uczą? Mieli dużo czasu, ja od 40 lat mówię to samo, mogli więc zobaczyć, że to co mówię się sprawdza. Przy czym młodzież patrząc na to, co mówiłem 20 lat temu myśli: „kurcze, wszystko się sprawdza”, więc wśród młodzieży mamy ogromne poparcie. Zobaczymy natomiast czy młodzież zdoła zarazić tym starsze pokolenia.
Mimo, że był pan jednym z najbardziej aktywnych polityków Sejmu I kadencji, nie uzyskał pan ponownie mandatu poselskiego. Próbuje pan dalej. Skąd pan bierze siłę, by wciąż po tylu latach walczyć nie mając sukcesu w postaci miejsca w ławach sejmowych?
Wie pan… Celem naszym jest zmiana systemu myślenia ludzi. Rzeczywiście bycie w Sejmie tutaj pomaga, no bo tam większy dostęp do mediów, jakieś pieniądze są sejmowe i tak dalej. Ale ja jako publicysta zarabiam więcej niż wynosi dieta poselska, więc nie muszę być posłem. Szczerze mówiąc im głupiej w Polsce, tym lepiej sprzedają się moje artykuły, więc właściwie powinno mi zależeć żeby w Polsce było jak najgłupiej. (śmiech) Ale chciałbym jednak żyć w normalnym kraju. Myślę o swoich dzieciach i wnukach, których mam.
Donald Tusk jako wzór obrał niegdyś Irlandię, Jarosław Kaczyński mówił o Budapeszcie. Jest jakieś państwo, na którego wzór chciałby pan kreować Polskę?
To znaczy… Chcę przypomnieć, że kiedy Jego Ekscelencja Donald Tusk proponował nam Irlandię, to ona była rzeczywiście tygrysem Europy. 1 stycznia 2002 roku Irlandia wprowadziła Euro, podniosła CIT z 10% na 12,5%. W ciągu dwóch miesięcy cud irlandzki się skończył. Chcę przypomnieć, że są dziś politycy, którzy chcą podniesienia podatków i chcą Euro dla Polski i obawiam się, że również pan Tusk mówił coś o wprowadzeniu Euro. Więc coś nie jest w porządku. Jarosław Kaczyński mówi o Węgrzech. Bardzo wiele elementów tego co daje pan Viktor Orban jest słusznych, ale nie rozumiem jego niekonsekwencji, bo pan Orban obniżył podatek dochodowy do 5%, a za to podniósł VAT. Jest to rozsądne działanie, ale po co go w ogóle wprowadził. Po co w ogóle podatek dochodowy, nawet gdyby trzeba było podnieść VAT. Lepiej podnieść VAT, niż trzymać dwa podatki, w tym podatki dochodowe; zlikwidować. Trzeba zlikwidować podatek od kupna/sprzedaży, który szkodzi strasznie, hamuje działalność gospodarczą. Proszę sobie wyobrazić, że ja jestem rybakiem i mam dość tego kołysania morza, mnie szlag trafia, a pan jest załóżmy kierowcą ciężarówki, ma pan dość pokonywania tej wstęgi szos. Pan byś chciał sobie kupić kuter, a ja ciężarówkę. No i moglibyśmy się zamienić, ale jeśli mamy zapłacić 10% podatku to w tym momencie nas nie stać na to, będziemy musieli zapłacić 10% wartości tego. Dlatego tego nie robimy. Podatek od kupna/sprzedaży hamuje normalne zmiany. Hamuje sprzedaż nieruchomości – ktoś by mógł szybko kupić, przenieść się, no ale podatek od nieruchomości jest. Gdyby nie było podatku od nieruchomości ludzie zamiast dojeżdżać 20 km do miejsca pracy, sprzedaliby dom i kupili dom koło miejsca pracy, a za 5 lat przenosząc się, kupiliby nowy dom. Podatek od nieruchomości to hamuje, no więc to trzeba zlikwidować.
Czytałem o tym, że był pan członkiem Zespołu Badań nad Informacją i Techniką Podejmowania Decyzji. Co się kryje pod tą długą nazwą?
Ja jestem w zasadzie specjalistą od teorii podejmowania decyzji dotyczących cybernetyki. To jest coś na pograniczu socjologii, psychologii i matematyki. Dobry w tym jestem, nie ukrywam.
Po grupowym zwolnieniu, pan jako jedyny nie odwołał się. Nie chciał pan mieć niczego wspólnego ze związkami zawodowymi, czy może po prostu chciał pan poszukać szczęścia gdzie indziej?
Wszyscy moi koledzy się odwoływali do związków zawodowych, natomiast ja uznałem, że pracodawca ma prawo mnie zwolnić i nie mam ochoty pracować u pracodawcy, który mnie nie chce (śmiech). W związku z czym wzruszyłem ramionami i sobie poszedłem. Wie pan, jest taka książka amerykańska, zapomniałem jej tytułu, która pokazuje kariery jedenastu miliarderów amerykańskich. Kariera każdego z nich zaczęła się od jednej rzeczy – że ich wywalono z roboty. Gdyby się odwołali i zostali w robocie, to by nie zostali miliarderami. Więc trzeba wylecieć z pracy (śmiech).
Pana blog jest bardzo popularny, profil na Facebooku polubiło ponad 200 tysięcy użytkowników. Skąd ta popularność w Internecie?
Nasza popularność w Internecie jest ogromna, ale to jednak tylko 200 tysięcy. Liczymy na to, że poza Internetem też jest życie (śmiech). Jestem politykiem, który coś mówi. To znaczy, nie staram się przypodobać wszystkim, bo jest takie piękne powiedzenie, które znalazłem dopiero ostatnio, że „nie mam dla ciebie recepty na sukces, ale mam na porażkę – staraj się zadowolić wszystkich”. Oczywiście nie staram się zadowolić wszystkich. Otwarcie mówimy, że urzędnicy państwowi wylecą z posad z ogromnym trzaskiem. Jest 600 tysięcy urzędników państwowych z czego zostanie może tysiąc. Poważnie mówię. Wytniemy raka w całości praktycznie. W tej chwili są 2 miliony 200 tysięcy bezrobotnych i nikt się o nich nie troszczy, to czemu się martwić o dodatkowe 600 tysięcy? To ludzie wcale nie głupi. Pozakładają firmy. Nie wszyscy założą oczywiście. Część będzie pracowała w tych firmach, które tamci założą. I już. Ogromna większość tych urzędników to kobiety. Powiedzmy jasno – kobieta ma bardzo trudno w socjalizmie. Ona pracuje zawodowo, ona pracuje jako zaopatrzeniowiec robiąc zakupy do domu i jeszcze w domu ma ciężką robotę. Ja byłem w Arabii Saudyjskiej, tam u takiego pana wiceministra czegoś tam, pociotek króla – każdy pociotek króla ma tam jakąś posadę. No i on miał trzy żony. One wszystkie zresztą chodzą po domu w paryskich kreacjach najnowszych. To tylko na ulicy mają te burki na sobie. I one mi wszystkie tłumaczyły, że najwyższa pora uwolnić kobiety z tego jarzma. W Europie kobieta wstaje o szóstej rano, leci po zakupy, prowadzi dzieci do szkoły, leci do roboty, stamtąd dzwoni zapytać do dzieci czy wszystko w domu w porządku, leci robić zakupy do domu, potem leci robić obiad dla męża, dla dzieci. Potem robi kolację, a potem w nocy coś musi robić z mężem. No koszmar, koszmar. Trzeba kobiety z tego kieratu wyzwolić. (śmiech)
Chciałem się jeszcze odnieść do tej pana popularności na Facebooku, bo jednak te 200 tysięcy, to jest coś, co chyba łamie ten stereotyp wśród młodzieży dotyczący polityków, że to jest jakiś starszy pan nudzący na mównicy lub wiecu?
Tak, to jest ciekawe, bo ja mam przecież 72 lata, ale ludzie młodzi mają do mnie dużo zaufania. W Ameryce jest to samo. Ron Paul ma 76 lat. Jest starszy ode mnie. Też młodzież kocha Rona Paula, nie tych wszystkich nadętych polityków. My jesteśmy ludźmi, którzy pamiętają czasy, kiedy nie było jeszcze tego wszystkiego, co jest w tej chwili. Żyliśmy w czasach bardziej normalnych. Ron Paul na pewno. Ja żyłem w czasach komunistycznych, ale ci komuniści to jednak byli ludzie zdegenerowani. To byli ludzie zdegenerowani, ale w cywilizacji europejskiej. Dam państwu przykład: jeżeli wtedy zdarzyło się nieszczęście, tam kobieta sprzątająca w kuchni, dziecko sobie wejdzie na parapet, otworzy okno i wyleci, zabije się. To wtedy wszyscy współczuli. Dziś ta matka idzie do więzienia za brak opieki nad państwowym dzieckiem. To jednak wtedy były normalniejsze czasy. Jak można wsadzić do więzienia kobietę, która straciła przed chwilą dziecko? Przecież to odwrotnie, wtedy dziecko stanowiło jednak własność rodziców. Dzisiaj dziecko stanowi własność państwową. Ja jestem jednak z czasów dawnych i wierzę, że historia kołem się toczy i wrócimy jeszcze do normalności. Tym śmiesznym problemem, na to Stefan Kisielewski zawsze mówił, że „socjalizm to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju”. A w tej chwili mamy podstawową trudność, że dzieci mają iść do szkoły wieku lat sześciu czy siedmiu. Dla prawicy jest to problem niezrozumiały. Dzieci według prawicy stanowią własność rodziców i idą do szkoły, albo nie idą w takim wieku, w jakim życzą sobie jego rodzice. Problem czy dziecko ma iść do szkoły w wieku sześciu czy siedmiu lat jest kompletnym absurdem. Zadzwoniłem do wielce czcigodnego Jarosława Gowina, gdy była ta dyskusja w Sejmie i mówiłem „niech pan sam im zaproponuje żeby chodziły do szkoły w wieku lat sześć i pół – kompromisowo” – „nie, nie można musi być sześć albo siedem!”. Niech państwo sobie uzmysłowią, proszę sobie zdać sprawę z absurdu tej sytuacji, że na przykład ja nie znam ani jednego dziecka, które poszłoby do szkoły w wieku lat sześciu albo siedmiu. Wszystkie znane mi dzieci idą do szkoły mając 6 lat, dwa miesiące i cztery dni, albo siedem lat i pięć tygodni, albo coś takiego (śmiech). Jest to pomysł czysto abstrakcyjny. Ma to jeden cel – żeby nauczyć rodziców, że kto decyduje o ich dzieciach, a nie oni? Państwo, czyli ich właściciele.
Pan tutaj się odniósł do Ameryki, a ja spotkałem się z taką opinią, pochodzącą od mojej nauczycielki wiedzy o społeczeństwie, że w Ameryce by pan sobie poradził, a Polska po prostu do pana jeszcze nie dorosła.
No w Ameryce prawica to jest około 30% opinii. To jest połowa republikanów, czyli tak zwana partia herbatki, Tea Party; to jest partia konstytucji, do której pewnie bym należał, to jest libertarianizm, przynajmniej prawicowa część libertarian. To jest około 30%. I ci ludzie, jeżeli trafia się Reagan albo inny charyzmatyczny przywódca, wygrywają te wybory. A mu tu w Polsce jak przebijamy 5% to jesteśmy zachwyceni. Otóż proszę zrozumieć jedną rzecz – w każdym państwie około 20% to są ludzie myślący normalnie, a reszta ma mentalność niewolnika „wełna-bawełna, byle była micha pełna” i oni się nie przejmują polityką. Dlaczego w Ameryce jest ich więcej, a w Europie mniej? No bo z tych 20% połowa wyjechało do Ameryki. Zwolennicy wolności wyjechali do Ameryki. Dlatego tam jest ich więcej, a u nas mniej.
Wracając do pana popularności w Internecie. Nie zastanawiał się pan czy nie jest to efekt tego, że krążą po internecie nagrania typu „Korwin masakruje lewaka”?
Nie, nie. To już mnie nudzi. Na dzień dzisiejszy jest około stu tysięcy, którzy kilka razy dziennie wchodzą na mój portal. Mam tygodniowo unikalnych wejść około pół miliona. Oczywiście niekoniecznie są to tylko ludzie, którzy mnie lubią.
Odnośnie tego określenia „lewak”, które zadomowiło się mocno w kulturze internautów. Czy nie uważa Pan, że przez to trochę odbiegło ono od swojego prawdziwego znaczenia?
Moi zwolennicy czasem być może przesadzają, ale proszę zwrócić uwagę, że my walczymy również z bezideowym etatyzmem, takim jaki był na przykład za Piłsudskiego, po objęciu rządów. Nawet Stalin, który był przecież socjalistą, zobaczył, że socjalizm nie bardzo się sprawdza. Nie stał się oczywiście konserwatystą, bo takie głosy też się przewijają. On bolszewików mordował, to fakt, ale to nie znaczy, że stał się prawicowcem. On był po prostu człowiekiem władzy, chciał mieć władzę i optymalnie ją sprawować. W tym momencie to jest etatysta, ale nie prawicowiec, tylko centrysta. Oczywiście moi zwolennicy, również zwolenników Stalina nazywaliby lewakami. Słyszałem także, że nawet pana Gowina określa się tym mianem, co oczywiście nie jest prawdą, bo jest on centro-prawicowcem. Oczywiście radykalni prawicowcy pogardzają tymi, którzy są w połowie drogi, bo jeśli coś jest dobre, to dlaczego chcieć tego tylko w połowie, ale to jednak jest sojusznik, a nie wróg.
Odchodząc na chwilę od polityki chciałbym zapytać o pewien okres w którym utrzymywał się pan z gry w brydża. Czy gdyby była obecnie taka konieczność, to byłby pan skłonny do tego wrócić?
W moim wieku chyba już nie, człowiekowi z czasem zaczyna jednak trochę brakować bystrości, żeby móc się utrzymywać z gry w brydża, ale sporo ludzi utrzymuje się z gry w pokera czy brydża – nie mówię o oszustach, tylko o ludziach, którzy uczciwie grają. Kiedyś pamiętam jak grałem w pokera, bo w niego również grałem, w ogóle uważam, że jak polityk nie umie grać w pokera to nie jest żadnym politykiem, to stanął za mną jeden z najlepszych polskich pokerzystów, pseudonim miał chyba Biały, stanął za mną, popatrzył mi w karty i mówił, żebym nie grał tego rozdania, ja tymczasem wygrałem na przeciętnych kartach całkiem niezłe pieniądze. Chodzi więc o umiejętność, nie o oszustwo. Był taki czas, że rodzina mojej pierwszej żony nieboszczki, mocno nalegała, żebym poszedł do normalnej pracy. Pracowałem więc kilka miesięcy w Instytucie Transportu Samochodowego i moja rodzina mało z głodu przez to nie umarła. (śmiech)
Przy okazji pańskiej wizyty w Żorach nie mogę nie zapytać co sądzi Pan o pomyśle wprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej w naszym mieście?
Jest to pomysł kretyński. Nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad czy darmowa komunikacja, ktoś za to musi zapłacić. Wie Pan, ja parę tygodni temu wysiadłem z kolejki, przejazd nią miałem za darmo bo skończyłem 70 lat. Miałem iść do lokalu, ale widzę przystanek i myślę sobie: „mam za darmo, to pojadę”. Gdybym nie miał za darmo, poszedłbym piechotą, a to przecież zdrowo. Darmowa komunikacja powoduje, że wielu ludzi nawet jeden przystanek jedzie, jeśli mają za darmo. To powoduje koszmarne koszty, a ludzie będą wykorzystywali taką możliwość. Jest to absurdalny pomysł, cokolwiek dawane za darmo jest bardzo kosztowne, a przecież wszyscy muszą za to płacić w podatkach. Kierowcy kosztują, benzyna kosztuje, z całą pewnością całość będzie kosztować więcej niż gdyby funkcjonowała prywatna komunikacja.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Jan Wójcicki (Radio Żory).