Geniusz środka pola, bóg rzutów wolnych, prywatnie niezły kawalarz oraz ojciec dwójki dzieci. Taki właśnie jest Andrea Pirlo. To ktoś między najlepszym kumplem z osiedla a skarbnicą wiedzy i życiowego doświadczenia. W swojej autobiografii dzieli się tym, co przeżył i robi to w sposób jak najbardziej nieksiążkowy. „Myślę, więc gram” to podróż w głąb serca największego włoskiego artysty futbolu.
Gdy tylko usłyszałem, że „Myślę, więc gram” ma być książką mocniejszą niż „Ja, Ibra”, od razu wiedziałem, że to będzie bomba niczym uderzenia Roberto Carlosa. Książkę Ibrahimovicia przewertowałem od deski do deski, więc wiedziałem, że ma moc. Jednak skoro „Ibra” ma moc, to Pirlo ma potencjał nuklearny mogący rozwalić pół świata. Co by nie patrzeć, jest to jakaś siła. Uchylmy więc rąbka tajemnicy.
Andrei Pirlo nie trzeba nikomu przedstawiać. Ikona Milanu, która obecnie rozprowadza piłki w Juventusie. Ponad 100-krotny reprezentant Włoch. Wirtuoz futbolu, geniusz rzutów wolnych, 35-letni brodacz, którego kochają kibice na całym świecie. „Pirlo jest piłkarzem wszystkich. Każdy stadion jest jego stadionem”, tak zaczyna się przedmowa do jednej z najbardziej niestandardowych biografii w historii. Autorem tych słów jest Cesare Prandelii, który raczy nas grzecznym wstępem do życia profesora futbolu.
I właśnie ten piłkarz, określany przez kibiców maestrem rzutów wolnych, postanowił napisać książkę. Nie jest ona stuprocentową autobiografią ponieważ – jak powiedział Del Piero – „tę pisze się dopiero na końcu”. Pirlo, jak sam mówi, do swojego końca ma jeszcze daleko, dlatego właśnie odrzucił wielomilionową ofertę złożoną przez Katarczyków. No, ale nie zdradzajmy wszystkiego od razu.
Andrea od dziecka był lepszy niż reszta. Przez swój talent musiał rywalizować z kimś więcej niż tylko z przeciwnikami. Jak przetrwał burzliwy okres dojrzewania od młodzieńca do mistrza świata? Co robił, gdy nie trenował? Kto jest jego najlepszym przyjacielem? Skąd dostawał oferty pracy? Jak określił Jurka Dudka? Jakie słowo najlepiej oddaje jego największą porażkę? Te i wiele innych odpowiedzi znajdziemy w książce.
Czym jest „Myślę, więc gram”? Koktajlem Mołotowa? A może wódką popitą piwem? Co kto lubi. Faktem jest, że ta książka jest inna niż wszystkie. Z każdej strony wykończona, więc nie ma chwili na nudę czy wertowanie kartek w poszukiwaniu końca rozdziału. To nie jest głupi monolog o tym, jak to ciężko być piłkarzem i z jakimi przeciwnościami musi się on mierzyć na co dzień. Nie jest to też opowieść moralizatorska. Nie usłyszymy tutaj utartych sloganów powtarzanych przez ojca i matkę w stylu „ucz się i realizuj w tym, czym jesteś dobry”. Nie jest to także komedia. Dramat? Odpada. To jakby połączyć geniusz najlepszych książek i autorów świata w jedno. W jednej chwili śmieję się do rozpuku z żartów, jakie Pirlo robił Gattuso, by za kilka stron znaleźć się na pogrzebie dziadka – tak zmienia się atmosfera w książce. I to właśnie jest magia 35-latka. W 35. minucie marnuje „setkę”, by za chwilę tak uderzyć z rzutu wolnego, że bramkarz może tylko stać i podziwiać jego geniusz.
Ciężko doszukiwać się minusów tej ksiązki; jedyne co jest jak dla mnie na „nie” to jej długośći – niecałe 300 stron. Pirlo mógłby spokojnie napisać ich 600, a i tak czytałoby się to na jednym wdechu. Każdy fan Juventusu, Milanu, Interu, Romy, Barcelony, Wisły Kraków i dosłownie KAŻDY fan piłki nożnej – musi ją przeczytać. To jest jedna z tych pozycji, którą można polecić wszystkim, nawet jeśli nie są z piłką na „ty”. Pirlo daje lekcję życia. Opiera ją na swoich doświadczeniach, pokazuje co robić, by osiągnąć cel. Daje cenne wskazówki, a jednocześnie pozwala na chwilę śmiechu i relaksu. To innowacyjne spojrzenie na świat, oczami jednego z najlepszych piłkarzy w historii. Pirlo jest jak jego książka – myśli i gra!