Opona! Tak, to może być mały szok. Jedni będą się śmiać i niedowierzać, drudzy bez wahania sklasyfikują ten film jako jeden z takich, których oglądnie może wywołać niepożądane stany psychiczne począwszy od lekkiej frustracji aż do zaburzeń kompulsywnych.
Mowa tu o filmie z tytułem rodem z warsztatu wulkanizatora. Mordercza opona (2010) to kolejna odsłona twórczości Quentina Dupieux. Zanim wykreował żądną zabijania oponę, zrealizował surrealistyczną komedię Steack (2007), a także krótkometrażową komedię Nonfilm (2002).
Nie dajmy się jednak zwieść – nie wierzmy w to, że Mordercza opona zalicza się do kiepskiego kina. Jeśli będziemy poszukiwać znaczeń dla każdej sceny filmu, gestu aktora czy aranżacji przestrzeni wyjdziemy na tym jak Zabłocki na mydle – stracimy zamiast zyskać. Reżyser uprzedza nasze pytania o jakikolwiek sens tworzenia z opony samochodowej groźnej bestii. To wszystko jest hołdem dla „bez powodu”.
„Dlaczego w znakomitej Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną Tobe’go Hoopera bohaterowie nigdy nie korzystają z toalety ani nie myją rąk? Bez powodu. Gorzej, dlaczego w Pianiście Polańskiego bohater żyje jak żul, skoro tak świetnie gra na fortepianie? Po raz kolejny, bez powodu. Mógłbym tak godzinami. Bez końca.”
Tymi słowami Quentin Dupieux sam wydaje sobie pozwolenie na to, by w pełni wykorzystać status reżysera i robić z filmem to, na co ma ochotę. Otwiera furtkę i pozwala sobie na swobodę tłumacząc większość zdarzeń krótkim – bo tak. Absurd i pastisz to nasi przewodnicy, bez nich zginiemy w tym filmie lub, co gorsza, pomylimy go z niskiej klasy horrorem o zabójczych mrówkach.
Czy serwując takie zabiegi reżyser nie nabija nas w butelkę? Element wprowadzenia samej widowni jako bohatera jest ciekawy, ale nie odkrywczy. Być może sama opona staje się prowokatorem, który obnaża zachowania współczesnych popcornożerców. W końcu cała widownia w filmie Dupieux karmiona jest zatrutym jedzeniem, a ich rozmowy pozostawiają wiele do życzenia. Istna krytyka widza konsumpcyjnego! Jeśli nie spojrzysz szerzej poza to co dosłowne, zgubisz się między sztywnymi regułami i tym samym dasz się nabić w ową przysłowiową butelkę. Wspomniani popcornożercy będą się zastanawiać: „Jak to się dzieje, że ta opona zabija?”, i wcielą się tym samym w owych widzów wykreowanych przed Dupieux. W tym przypadku wykorzystanie autotematyzmu skutkuje ośmieszeniem konsumpcjonistycznych dążeń filmu, do zaspokojenia potrzeb widza, nawet tych prymitywnych.
To film plasujący się „pomiędzy”. Nie można powiedzieć, że jest genialnym odkryciem kina. Choć z pozoru wygląda na tandetną produkcję, nie da się go dopasować również do tych ram. Niewątpliwie jest to pastisz posiłkujący się dużą dozą absurdu i autotematyzmu. Nie odmówimy mu zabawnych scen, trzeba jednak pamiętać w jakim celu są stosowane. Ciekawym akcentem jest również muzyka. Quentin Dupieux jest także producentem muzycznym i DJ-em, tworzącym pod pseudonimem Mr. Oizo.
Cóż więcej pisać, czas zobaczyć i posłuchać.
Fot. stopklatka.pl