Od deszczowej Normandii przez stare angielskie posiadłości i zadymione paryskie kluby, w których bawił się sam Pablo Picasso, na porewolucyjnej Hiszpanii końca XX wieku z jej krętymi uliczkami i zapachem palonej café kończąc. Książka Marian Izaguirre, to wielowymiarowa opowieść o miłości. Miłości niewinnej, pierwszej, utraconej; porzuconej i tej, którą wszyscy chcielibyśmy znaleźć – takiej na całe życie. Historia o dojrzewaniu i próbach znalezienia swojego miejsca w świecie, który czasem odrzuca człowieka już na samym początku, by innym razem złamać go, kiedy jest najbardziej szczęśliwy. W centrum fabuły osadzono dwie kobiety, które różni niemalże wszystko, a łączy jedynie miłość do książek i swoich mężczyzn. Obie, aby odnaleźć lub zachować swoje szczęście, będą musiały przejść przez życie, zdobywając doświadczenia, o których nie zawsze można łatwo zapomnieć. Kobieta, na której twarzy gości już starość i kobieta w sile wieku – każda z nich ma czytelnikowi do opowiedzenia swoją wyjątkową historię.
Nie da się ukryć, że książka Tamte cudowne lata została napisana przez kobietę – dla kobiet. I bardzo dobrze, nikt bowiem lepiej nie odda sekretów kobiecego serca niż druga kobieta, a w tym wypadku również pisarka. Niemniej, nie znajdziemy w książce porywającej akcji czy scen będących typowymi wyciskaczami łez; to raczej studium postaci pozbawione nawet, co bardziej seksualnego dna. Gdyby Freud miał zanalizować osobowość tych kobiet, stanąłby przed nie lada wyzwaniem. Marian Izaguirre wprawdzie pozwoliła poznać główne postacie, ale czytelnik ślizga się tylko cały czas po ich powierzchni, nie docierając niestety nigdy do ich wnętrza. Ten brak głębi jest być może jedynym zarzutem, jaki można postawić autorce, ponieważ ogólnie książka doskonale nadaje się na wypełnienie długich jesiennych wieczorów i na pewno jej lektura może sprawić dużo przyjemności.
Nie sposób także przybliżyć powieści Izaguirre bez zwrócenia uwagi na pojawiające się w niej książki, które są praktycznie tłem wszystkich wydarzeń, czyniąc z nich nieskonkretyzowanego trzeciego bohatera. Jak poczujesz się samotna, zawsze sięgaj po książkę. To ci pomoże. To cię ocali – właśnie taką radę otrzymała jedna z głównych bohaterek i faktycznie – bez zbędnego zdradzania szczegółów historii – to książki sprawią, że ocali najcenniejszą dla niej rzecz. Sama zaś autorka poprzez karty swojej powieści wymienia wiele nazwisk wybitnych twórców, takich jak: Charlotte Brontë, Henry James, Anton Czechow, David Herbert Lawrence, James Joyce, William Butler Yeats, Joseph Conrad czy Emily Dickinson, a nawet zapoznaje nas z fragmentami ich twórczości. Dzięki temu ta jedna książka poleca kilkanaście kolejnych i tylko od czytelnika zależy, czy skorzysta z tego zawoalowanego zaproszenia do lektury. Pod tym względem to niespodziewany znakomity deser dla każdego maniaka książkowego.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Co do pomysłu – oparcia konstrukcji historii na starym dzienniku, napisać należy, że nie jest on niczym nowym; ba, jest to nawet dosyć banalne zapożyczenie. Mimo wszystko autorce udaje się utkać historię na tyle oryginalną i wciągającą, aby móc z aprobatą ocenić jej wykorzystanie i jedyne, co tutaj może dziwić, to odwołania do Cienia Wiatru Carlosa Ruiza Zafóna. Winna temu zapewne jest książkowa tematyka, wokół której kręci się cała fabuła, niemniej jednak sporą trudność sprawia znalezienie innych podobieństw, za to zdecydowanie łatwiej wymieniać z marszu różnice. Prawdopodobne, że chodzi w tym wypadku tylko o hołdowanie staremu powiedzeniu: reklama dźwignią handlu.
Podsumowując, książka jest idealną niezobowiązującą historią i spodoba się na pewno wszystkim tym paniom, które szukają lekkiej lektury do pary z kubkiem gorącej czekolady.
Fot.: proszynski.pl