Jacek Kurski utrzymał stanowisko prezesa Telewizji Publicznej. Nowy-stary sternik TVP ma jednak przed sobą wiele problemów. Najwyższy czas uregulować sprawę m.in. abonamentu i misyjności.
Zysk czy misja?
Większość komentatorów życia publicznego od dawna jest przekonanych, że TVP nie spełnia zadań, do jakich została powołana. Chodzi o jej misyjność. Art. 21. 1. ustawy o radiofonii i telewizji mówi, że
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
publiczna radiofonia i telewizja realizuje misję publiczną, oferując, na zasadach określonych w ustawie, całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom, zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że każdy z nas powinien odnaleźć w Telewizji Publicznej coś dla siebie. Obowiązkiem TVP jest produkcja programów dla fanów piłki nożnej, muzyki klasycznej, brydża czy malarstwa. Zadania, jakie powinna wypełniać TVP dobrze określił prof. Aleksander Krawczuk. – Telewizja publiczna powinna upowszechniać pewne treści o istotnym znaczeniu dla kultury narodowej. Chodzi o takie programy jak Teatr Telewizji, chodzi o audycje poświęcone najnowszym zjawiskom np. w dziedzinie literatury i sztuki, które z natury rzeczy nie mogą być dochodowe i zmniejszają czas przeznaczony na reklamę – mówił historyk i były minister kultury.
W teorii TVP swoją misję wypełnia. Oprócz najbardziej znanych TVP1, TVP2 i TVP Info są jeszcze m.in. TVP Kultura, TVP Sport, TVP Historia czy TVP Seriale. Słowem, każdy znajdzie coś dla siebie. Jednak głównym zarzutem pod adresem Telewizji Polskiej jest… zepchnięcie misji na odrębne kanały i skupienie się na zysku. Przykładowo w listopadzie za emisję 20 sekundowej reklamy na TVP1 w przerwie meczu Ligi Mistrzów Legia-Real, reklamodawca będzie musiał zapłacić aż 45 tysięcy złotych! Czy kwota byłaby taka sama, gdyby w tym czasie puszczono relację live z konkursu smyczkowego?
Obecna polityka programowa TVP to skutek zaniedbań w finansowaniu mediów publicznych. Kurski jest więźniem abonamentu. Brak pieniędzy oznacza drogę do komercji, która pozwoli zwiększyć wpływy uzyskiwane od reklamodawców. Im większa komercjalizacja, tym szybciej TVP w swoich produkcjach upodobni się do konkurencji, która serwuje to, co Polacy lubią najbardziej – niskich lotów seriale paradokumentalne.
Abonament do zmiany
Dlatego czas na poważne zmiany. Pomysł wprowadzenia opłaty audiowizualnej legł w gruzach. Miało być, zamiast 22,7 zł, 15 zł. Mieli płacić wszyscy, którzy mają prąd. Pomijając absurd połączenia rachunku za prąd z posiadaniem telewizora, miało być lepiej. Ale nie jest i nie będzie. Nadal wszyscy musimy płacić wysoki abonament. Znaczy nie wszyscy i nic nie musimy. Jeżeli ktoś nie zarejestrował telewizora, to płacić nie musi. Ostatecznie daninę na media publiczne płaci 10% Polaków. A gdy dodamy do tego fakt, że nie trzeba wpuszczać do domu urzędnika, który sprawdzi, czy faktycznie nie mamy telewizora, mamy przepis na niską ściągalność abonamentu.
Jednak jest szybki i stosunkowo sprawiedliwy sposób na błyskawiczne wpompowanie w TVP pieniędzy, przy jednoczesnej likwidacji abonamentu w obecnej formie. Wystarczy, że obowiązek jego płacenia wpisany byłby w umowę z dostawcą telewizji. Przecież niemal każdy, kto posiada telewizor, związał się umową z jakimś operatorem. Czy to nie jest najlepszy wyznacznik tego, kogo stać i kto rzeczywiście ma telewizor? Słuszność abonamentu jest tematem na odrębną dyskusję, jednak, gdyby ta nowa opłata zostałaby wprowadzona, TVP z pewnością odczułoby korzyści z jej płynące. I nie musiała by być ona duża. Wystarczyłoby 10-12 złotych miesięcznie daniny na media publiczne. Raz, że nie można by „wymigać się” od płacenia, dwa, TVP i Polskie Radio miałyby wreszcie stabilne źródło finansowania. Rząd nie musiałby już dopłacać z naszych pieniędzy do tego interesu. Abonament + wpływy z reklam podniosłyby TVP na nogi.
Media dla wszystkich
Gdy rozwiązany zostanie problem z abonamentem, TVP mogłaby zmieniać swój wizerunek. Obecnie telewizja publiczna jest tubą rządową. To jest niezaprzeczalny fakt. Zawsze tak było. Raz TVP bardziej grała pod rząd, raz mniej. Jednak jej stronniczość była zauważalna. Czy to w doborze tematów w głównych wydaniach programów informacyjnych, czy przy ustalaniu gości do programów publicystycznych. Jacek Kurski musi wybrać drogę, po której TVP będzie szła w najbliższych latach. Czy będzie to opcja „media dla nas”, czy może jednak skusi się na dopuszczenie do debaty publicznej wszystkie opcje polityczne. I nie mówię tu o tym, że gośćmi w TVP Info będą politycy Platformy czy .Nowoczesnej. Chodzi o wiele dalej idący pluralizm. Dla TVP nie ma większego zysku niż swoiste oddanie części tego tortu innym ugrupowaniom i poglądom. Gdyby np. Tomasz Lis ponownie dostał program w „Dwójce” (i się na to zgodził), to byłby to strzał w dziesiątkę. TVP zyskałaby nie tylko widza anty-PiS, nic nie tracąc, ale również nowych reklamodawców. Lis z pewnością byłby w stanie zagwarantować zysk większy niż np. Bake off – ale ciacho!
Oddanie jednego programu publicystycznego w ręce opozycji to jednak wciąż za mało, by mówić o pluralizmie w mediach publicznych. Pamiętajmy, że polska scena polityczna składa się z wielu partii, które również powinny mieć głos. Przedstawiciele SLD, PSL z uwagi na bogatą przeszłość w Sejmie sporadycznie są zapraszani do TVP. O wykluczeniu mogą mówić członkowie partii Wolność, Razem czy Ruchu Narodowego nie powiązanego z klubem Kukiz’15.
Jednak czy omawiane przeze mnie pomysły są w ogóle brane pod uwagę przez Kurskiego? Tajemnicą poliszynela jest, że to Jarosław Kaczyński dzieli i rządzi. To on najpierw weryfikuje większość pomysłów swoich podwładnych. A gdy mowa o mediach publicznych, nie można pozwolić sobie na samowolkę. To zbyt ważny obszar, by działać wbrew prezesowi. Jeżeli Kaczyński jest wytrawnym politykiem, musi pozwolić Kurskiemu na zmiany. PiS musi się zdecydować, czy #dobrazmiana, czy jednak dobra, zmiana.