W Polsce kwitnie osobliwa odmiana feudalizmu. Jest to feudalizm interpersonalny. Cechą gospodarki wolnorynkowej jest to, iż umożliwia jednostkom zakładanie prywatnych firm, które natomiast przeistaczają się niejednokrotnie w swoiste prywatne folwarki. Neofeudalizm przejawia się na tej płaszczyźnie sposobem traktowania podwładnych przez przełożonych. Postanowiłem zwrócić na to zjawisko społeczne większą uwagę, ponieważ w mojej ocenie kłóci się to z ideą narodowego radykalizmu.
Narodowy radykalizm zakłada uznanie równości wszystkich jednostek wobec obowiązku służby dla narodu. Narodowy radykalizm wartości swoje opiera również na etyce katolickiej, co również powinno uzmysłowić, że pewne zachowania społeczne należy bezwzględnie eliminować. Co mam mianowicie na myśli?
Zetknęliście się na pewno nieraz ze swoistą podległością podwładnych; np. sekretarka lub asystentka pyta prezesa, czy trzeba przyrządzić mu kawę. Również zwroty typu panie prezesie, panie dyrektorze, panie kierowniku. A i przełożeni lubią być również tytułowani. Schlebia im to. Zdarzają się również skrajne przypadki, jak wykorzystanie zależności służbowej dla wymuszenia określonych zachowań (propozycje współżycia seksualnego). Czy takie zachowania pozostają w zgodzie z zasadami narodowego radykalizmu, który zakłada, że dla dobra wspólnego pracujemy wszyscy równo? Czy takie relacje służbowego nie deprecjonują człowieka, Polaka? Czy godzi się na to, by Polak tak traktował drugiego Polaka? Uważam, że zdecydowanie nie. Oczywiście, rozumiem że istnieją instytucje oparte na hierarchii (armia, kościół, policja), lecz te instytucje mają pewne role w narodzie, muszą być oparte na hierarchii i podległości, jednak pomimo tego, żołnierze, policjanci czy duchowni nie odczuwają specjalnie nierównego traktowania z powodu niższej szarży czy stopnia kapłaństwa. Czy można jednak prywatną firmę porównać do armii? Nie. Ponieważ armia służy dobru narodu, firma natomiast – nie oszukujmy się – dobru przede wszystkim inwestora i właściciela. A dopiero w dalszej kolejności pracownikom, acz nie zawsze. Robert Kiyosaki, popularny amerykański guru miłośników wolnorynkowej wolności głosi, że niezależność finansowa to cel sam w sobie, zatem ludzie kierujący się tą zasadą dbają przede wszystkim o interes własny, nie interes narodu. Rodzi to pewien egoizm względem narodu i rodaków. Kłóci się to również z zasadą, że najwyższym celem człowieka jest Bóg. Trudno pogodzić oczekiwania prywatnego przedsiębiorcy z doktryną katolicką. Oczywiście, przedsiębiorcy są różni, nie wszyscy są krwiopijcami żądnymi posiadania wasali i niewolników. Są tacy, którzy zadowolą się tym, że pracownik zwraca się do nich per szefie. I to jest do zaakceptowania. Jednak zachowania gdy sekretarka musi zwracać się do przełożonego panie prezesie i pytać o kawę, w mojej ocenie uwłaczają ludzkiej godności i nie pozwalają na budowę narodowej wspólnoty. Czy taka sekretarka w duchu nie czuje się trochę poniżona? Zapytajcie ją sami, ale gdy odpowiedzi nie usłyszy pan prezes. Jeśli chcemy odbudować w Polakach poczucie narodowej wspólnoty i wdrażać w normy społeczne narodowy radykalizm, takie zachowania społeczne trzeba bezwzględnie tępić. Każdy Polak musi mieć poczucie własnej wartości, a deprecjonowanie go z powodu niższego stanowiska służbowego poczucie wartości odbiera. Jeśli nie od razu, to z czasem, stopniowo.
Feudalizm jest nie do pogodzenia z narodowym radykalizmem. Roman Dmowski pisał, że za naród początkowo uważano tylko szlachtę, chłopów już nie i to postulował zmienić. Myśli nowoczesnego Polaka są więc nadal aktualne, tyle tylko, że miejsce szlachty i chłopów zajęli prywatni przedsiębiorcy i pracownicy przedsiębiorstw (a coraz częściej zleceniobiorcy, ponieważ bardzo często zatrudniani są na umowy cywilno-prawne). Proponuję by z tą książką zapoznali się panowie prezesi i panowie dyrektorzy.
Autor: Daniel Sycha, Obóz Wielkiej Polski
Fot.: materiały prasowe