Jak mawiali starożytni Rzymianie: ratio est anima legis – rozum jest duszą prawa. Mam wrażenie, że zabrakło go w tym przypadku ważnym organom państwowym.
Kolejny raz ręce opadają (i nogi też), gdy Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz interweniuje w kwestiach dotyczących funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, w tym Policji.
Przypomnę, w ubiegłym roku Pani Rzecznik złożyła do Trybunału Konstytucyjnego wniosek dotyczący rzekomej niekonstytucyjności zapisów rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości z dnia 23 lutego 2005 roku w sprawie poddawania badaniom lub wykonywania czynności z udziałem oskarżonego oraz osoby podejrzanej, a konkretnie paragrafu 5 tegoż aktu prawnego. Wskazany przepis dopuszczał bowiem między innymi zastosowanie, w razie oczywiście takiej potrzeby, przymusu wobec osoby w celu przeprowadzenia niezbędnego badania. Sprawa dotyczyła konkretnie przymusowego pobierania krwi do badań na zawartość alkoholu. Efektem wniosku był kuriozalny wyrok Trybunału stwierdzający, że obecność np. policjantów przy pobieraniu krwi (i tu uwaga!) godzi (…) w intymność osoby badanej. Dalej Trybunał orzekł: Nietykalność osobista stanowi konieczny, szczególnie ważny warunek realizacji wolności osobistej człowieka w państwie prawnym, demokratycznym i wolnościowym. Nie wskazał natomiast w jaki sposób pobierać krew bez naruszenia, tak nadzwyczaj mocno chronionej, intymności.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Sprawa była o tyle paradoksalna, że od czasu wydania tego wyroku wysoce utrudnione było przymusowe pobieranie krwi do badań, których wynik stanowi częstokroć najważniejszy dowód popełnienia przestępstwa, np. z art. 178a §1 i 2 kodeksu karnego (prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości). Stan ten trwa zresztą do dziś.
Od wielu lat czynność tę wykonywano na podstawie obowiązujących przepisów i nikt (sędziowie, prokuratorzy, policjanci, adwokaci) nie zauważył niekonstytucyjności podstawy prawnej. Na podstawie dowodu zdobytego w ten sposób, czyli wyniku badania krwi, wydano wiele wyroków skazujących. Nagle Rzecznik Praw Obywatelskich, a za nim Trybunał Konstytucyjny zauważyli, że akt prawny będący podstawą tej czynności jest niekonstytucyjny, a sama czynność (z uwagi na obecność przy niej policjanta) godzi (…) w intymność osoby badanej. W ten oto sposób pijak za kierownicą może zabijać na drodze (co chwilę słyszymy o tego typu tragediach), natomiast jemu nie można pobrać krwi do badań, aby czasem nie naruszyć jego intymności.
Jak mawiali starożytni Rzymianie:”ratio est anima legis – rozum jest duszą prawa. Mam wrażenie, że zabrakło go w tym przypadku ważnym organom państwowym.
Z doświadczenia wiem, że krew do badań pobierana jest w zdecydowanej większości przypadków z ręki. Nie znam przypadku pobierania z intymnych części ciała, stąd moje zdziwienie. Z drugiej strony, w zasadzie niczym (patrząc ze strony intymności) nie różni się dobrowolne pobranie krwi od pobrania przymusowego. W drugim przypadku jedynie przy użyciu siły fizycznej pokonywany jest opór niechętnego badanego. Idąc tokiem myślenia RPO i TK w zasadzie każde pobranie krwi (diagnostyka medyczna, badania okresowe pracownika etc.) dokonywane jest z naruszeniem intymności badanego. Jednakże tylko intymność osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa jest pod szczególną ochroną konstytucyjnych organów Rzeczpospolitej Polskiej. Pozostałym osobom nadal pobierana jest krew z „naruszeniem intymności” – mają pecha, nie zostali widocznie zauważeni przez panią profesor.
Życzyłbym więc sobie, aby organy te z podobnym zaangażowaniem, co prawami osób oskarżonych i podejrzanych, zajmowały się prawami osób pokrzywdzonych w tym kraju. Często bowiem ta druga grupa osób jest zdecydowanie słabiej chroniona (lub w ogóle) przez państwo polskie.
Nie dysponuję dokładnymi danymi statystycznymi, ale na pewno zapadło na przestrzeni ostatnich lat wiele sądowych wyroków skazujących w sprawach, w których głównym dowodem był wynik badania krwi (pobranej przymusowo) na zawartość alkoholu. W kwietniu ubiegłego roku zapadł wyrok (utrzymany zresztą później w mocy przez Sąd Najwyższy) w sprawie byłej posłanki Platformy Obywatelskiej, Beaty Sawickiej. Sąd uznał wówczas, że dowody zostały zdobyte w sposób bezprawny, a więc nielegalny i nie mogą stanowić dowodu w sprawie. Stwierdził ponadto, że wyrok uwalnia oskarżoną Sawicką jedynie od odpowiedzialności karnej, w żadnej jednak mierze nie uchyla moralnej i etycznej odpowiedzialności obciążającej oskarżoną za przestępne zachowania. Biorąc pod uwagę kuriozalną tezę, że dotychczasowa praktyka przymusowego pobierania krwi jest bezprawna, poprzez analogię stwierdzić należy, że skazani dotychczas przestępcy (w tym nietrzeźwi kierujący, nierzadko powodujący śmiertelne wypadki) są niewinni, aczkolwiek …w żadnej jednak mierze nie uchyla to moralnej i etycznej ich odpowiedzialności za przestępne zachowania…. Tylko czekać, jak ruszy fala procesów o „bezprawne” skazania.
W tej kłopotliwej dla Policji sytuacji rzecznik Komendanta Głównego Policji poinformował opinię publiczną i prof. Irenę Lipowicz osobiście, że policjanci będą nadal pobierać w razie potrzeby krew pod przymusem na podstawie nadanych im uprawnień w innych aktach, a mianowicie w ustawie o Policji oraz ustawie o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej. Tak też robią i bardzo słusznie. Cieszy stanowisko KGP albowiem Polacy oczekują skutecznej Policji, a nie niedo-rzecznika praw osób podejrzanych.
Pomimo tego powstał niemały zamęt w tej sprawie. Media nagłośniły sytuację i teraz niektórzy kierujący „na podwójnym gazie” podważają próbę (jak najbardziej legalnego) pobierania im krwi. Powstaje na tym tle wiele konfliktów i skarg na policjantów, którzy mogą tylko za tę sytuację podziękować „profesorom” prawa.
Nie minęły jeszcze dobrze echa tej sprawy, a pani Rzecznik tym razem wskazuje, że testy sprawnościowe przeprowadzane podczas rekrutacji do Policji dyskryminują kobiety. Zauważa bowiem, że nie uwzględniają różnic biologicznych pomiędzy kobietą a mężczyzną.
W swym wystąpieniu do ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza pani profesor stwierdza, że testy (i tu uwaga!) …mają naruszać Konstytucję RP. Według niej egzaminy sprawnościowe nie uwzględniając różnic biologicznych między płciami, ograniczają kobietom możliwość dostania się do służby publicznej.
Niewątpliwie ważny organ państwowy jakim jest RPO chce pójść z „duchem czasu” – szkoda tylko, że nie z duchem prawa i zdrowym rozsądkiem. Środowiska feministyczne tak często powtarzają o rzekomym braku równouprawnienia, że udzieliło się to nawet pani Rzecznik. W piśmie do ministra nie sprecyzowała jednak w jakim stopniu testy miałyby uwzględniać różnicę płciową. Nie określiła bowiem o ile kobiety są mniej sprawne od mężczyzn (o 10, 20, 30, 40, czy 50%, a może więcej). Osobiście znam wiele kobiet sprawniejszych (nie mylić z siłą fizyczną) od mężczyzn, ale pani profesor widocznie nie spotkała się z takimi przypadkami.
Zagłębiając się dalej w teoretyczne rozważania na ten temat zabrnęlibyśmy niewątpliwie w ślepy zaułek. Dlatego, że samo już założenie jest absurdalne. Całe życie człowieka, od urodzenia do śmierci, to permanentna rywalizacja w wielu dziedzinach. Tę natomiast wygrywają, czy to się komuś podoba czy nie, najlepsi.
Obywatele oczekują skutecznej Policji. Ta będzie skuteczna tylko wówczas, gdy zatrudniani w niej będą najlepsi, najsprawniejsi, najmądrzejsi, najlepiej wykształceni – oj, ale się rozmarzyłem. Pamiętajmy, że groźny przestępca nie będzie podczas napadu, czy ucieczki uwzględniał parytetów, różnic płci i innych bzdurnych podziałów. Bandyta będzie bezwzględny, a państwo przeciw niemu musi wystawić najlepszych. Równouprawnienie w Policji (podobnie zresztą jak i w wielu innych dziedzinach) kończy się w momencie podejmowania poważnych interwencji.
Jako obywatel tego nieszczęśliwego kraju domagam się, aby rządzili nim najmądrzejsi, uczciwi i kompetentni politycy. Nie interesuje mnie, czy będą to mężczyźni, czy kobiety. Chcę tylko, aby posiadali wymienione powyżej cechy. Można wskazać wiele przykładów wybitnych polityków – kobiet. Lady Margaret Thatcher to w mojej opinii najmądrzejszy i najskuteczniejszy polityk XX wieku w Europie, jeśli nie w świecie. Obecna kanclerz Angela Merkel włada potęgą światową jaką są Niemcy, a jej zdanie ma pierwszoplanowe znaczenie na naszym kontynencie. W Polsce premierem w latach 1992-1993 była Hanna Suchocka, a niebawem zostanie szefem naszego rządu Ewa Kopacz. Kobiety te osiągnęły sukces polityczny bez idiotycznych parytetów, których domagają się środowiska feministyczne.
Podobnie jest w Policji. W praktyce spotkałem wiele wybitnych policjantek. Kobiety są dziś komendantami powiatowymi, a także komendantami wojewódzkimi Policji. Osiągnęły te stanowiska dzięki pracy, wiedzy i doświadczeniu, a nie dzięki parytetom.
Żądania feministek są wręcz obrażające i poniżające płeć piękną. W rzeczywistości większość kobiet w ogóle nie utożsamia się z tymi hasłami i nie życzy sobie, aby ktoś w ich imieniu wygłaszał jakieś wyimaginowane oczekiwania. Parytety to nic innego aniżeli for. W szachach for to oddanie przed grą piona lub figury słabszemu (patrz: gorszemu) zawodnikowi. Dziwi więc, a mnie nawet brzydzi, wskazywanie przez feministki kobiet jako „gorszej” płci, tym bardziej, że same są przecież kobietami. One obrażają wręcz i poniżają pozostałe kobiety.
Gdyby podane przeze mnie powyżej panie odniosły swój sukces dzięki parytetom, to, nawet gdyby na niego zasługiwały, nie byłyby traktowane równorzędnie, ale jako te „gorsze” – czyli „gorsza” pani premier, „gorsza” pani kanclerz, „gorsza” pani komendant. Na szczęście były i są to wybitne kobiety, wybitni politycy (pomijając w ocenie preferencje i sympatie polityczne) i wybitne policjantki – komendanci.
W Polsce już ponad 15 procent funkcjonariuszy Policji to kobiety. W niektórych krajach Europy panie stanowią nawet 50% stanu osobowego. Zostały przyjęte do służby po przejściu tych okropnych „niekonstytucyjnych” testów. W tym samym czasie odrzucono i nie przyjęto wielu mężczyzn. I niech tak jest, nie ma to żadnego znaczenia – mają być wyłonieni najlepsi spośród kandydatów, bez względu na płeć. Trzeba też dodać, że większość policjantek nie zgadza się z propozycją RPO. Obawiają się bowiem, i słusznie, że będą traktowane jako „gorsi pracownicy”. Czy tego pragnie pani Rzecznik?!
Mam nadzieję, że zwycięży zdrowy rozsądek i długo jeszcze mężczyźni stanowić będą większość w wojsku, w Policji, w budownictwie, czy w górnictwie. Natomiast płeć piękna będzie przeważała w szkolnictwie, w służbie zdrowia, czy w handlu. Zatrudnienie w poszczególnych zawodach ma się odbywać naturalnie, według kwalifikacji, predyspozycji, wykształcenia, a nie według „widzimisię” samozwańczej grupy uzurpującej sobie prawo do reprezentowania wszystkich kobiet, a tak naprawdę poniżającej je.
Istnieje przecież wiele kryteriów, według których możemy podzielić ludzi, np.: wzrost, stopień inteligencji, kolor skóry, waga itd. Trudno mi więc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego feministki uparły się akurat na podział według płci. Nie podejrzewam je o swego rodzaju sabotaż w gronie płci pięknej. Sądzę, że to zwyczajnie z głupoty i niezrozumienia istoty sprawy. Dowodem na tę tezę są wypowiedzi niektórych pań (Kazimiera Szczuka, Barbara Nowacka, czy Joanna Senyszyn) na ten temat podczas debat telewizyjnych. Podawane przez nie argumenty trącą do tego stopnia infantylnością, że nie podejrzewam złych zamiarów (obym się nie mylił), a jedynie chęć zaistnienia w mediach. Przy niektórych nazwiskach widnieje nawet skrót: „prof.”, więc zachodzę w głowę, czy one same wierzą w to co mówią.
W demokratycznym państwie, a takim ponoć jest Polska, każdy może sobie w studiu telewizyjnym wypowiadać jakie tylko chce idiotyzmy, jeśli szefostwo programu dopuści do tego. Jest to zrozumiałe, oczywiste i do tego momentu nie budzi żadnych obaw. Jeśli natomiast ważny organ konstytucyjny jakim jest Rzecznik Praw Obywatelskich przestaje kierować się „duszą prawa” (czyli rozumem, jak zauważyli starożytni prawnicy rzymscy), a zaczyna iść z „duchem czasu” i z obowiązującymi (niekoniecznie logicznymi) trendami, to zaczynam mieć, słuszne chyba, obawy.
Tak na marginesie, osobiście jestem w jednym przypadku za parytetem. Popieram mianowicie tezę, że w małżeństwie składającym się z dwóch osób powinno być 50% mężczyzny i 50% kobiety.
Fot. Wikimedia