Debata i po debacie…Co zapamiętamy z wczorajszego starcia kandydatów (niestety, nie wszystkich) na Prezydenta RP? Kto wypadł pozytywnie, a kto zawiódł? Ilu wyborców, tyle opinii, w tym może nieco przydługim felietonie postaram się jednak przedstawić swoje zdanie na temat wczorajszej dyskusji.
Na początek trzeba zaznaczyć, iż bardzo źle się stało, że Pan Prezydent mimo nalegań ze strony kontrkandydatów, nie zdecydował się podjąć wyzwania i stanąć w szranki podczas otwartej dyskusji. Niestety, Bronisław Komorowski po raz kolejny poszedł na łatwiznę i zamiast starcia z pretendentami, wybrał żenującą ustawkę z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami, gdzie mógł bezproblemowo odpowiadać na pozornie trudne pytania, jednak dociekliwość pytających pozostawiała wiele do życzenia… No nic to, jak mawia przysłowie: „nieobecni się nie liczą”, także zostawmy naszą szanowną Głowę Państwa wraz z jej lękiem przed dyskusją z konkurentami w spokoju…
Trzeba zaznaczyć, że formuła debaty nie była zbyt interesująca dla widzów. No bo co można przekazać przez dwie minuty, a tyle wynosił regulaminowy czas na odpowiedź w każdej z trzech głównych rund pytań? Forma dyskusji wymuszała na kandydatach odwoływanie się do populizmu, choć z drugiej strony, ciężko byłoby w ciągu półtorej godziny przeprowadzić starcie dziesięciu osób w innej formule. Zaznaczyć trzeba, że debata była bardzo profesjonalnie prowadzona, a Krzysztof Ziemiec zachował całkowitą dziennikarską niezależność, co, jak doskonale wiemy, w mediach głównego nurtu jest dzisiaj chwalebnym wyjątkiem… Teraz czas jednak na subiektywną ocenę występu kandydatów, a nie prowadzącego, bo to oni mieli wczoraj pełnić rolę języczka u wagi.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Nie będę silił się na jakąś sztuczną obiektywność i zacznę analizę, od kandydata, na którego bez względu na wyniki debaty, oddam z czystym sumieniem głos w niedzielę. Janusz Korwin-Mikke, bo o nim mowa, wypadł naprawdę bardzo dobrze, jak w większości swoich telewizyjnych wystąpień. Na początku lekko stremowany (widać było momentami czytanie z kartki), z czasem jednak poczuł się jak ryba w wodzie i zaczął błyszczeć na tle konkurentów. Świetna wypowiedź na temat polityki zagranicznej, w której skrytykował wojowniczą retorykę tandemu Komorowski- Duda, a także pokazanie w kilku krótkich słowach szkodliwości JOW-ów, to kwestie za które autentycznie biłem przed telewizorem Panu Januszowi brawa. Jedna z koleżanek napisała mi w smsie, że „Korwin mówi to samo, co słyszałam na wiecu.”- czy jednak niezmienność i stałość poglądów możemy uznać jako wadę? Moim zdaniem nie, tym bardziej, że wczoraj wielu konkurentów podnosiło kwestie, jakie JKM podkreśla od początku transformacji… Reasumując, lider partii KORWiN wypadł znakomicie i bez wątpienia będzie jednym z tych, którzy na debacie zyskają.
Pod nieobecność urzędującego Prezydenta, w naturalny sposób uwaga większości skupiła się na tym, który według rozmaitych sondaży ma największą szansę na zmianę go na stanowisku. Co można powiedzieć o Andrzeju Dudzie i jego wczorajszym występie? Jeżeli chodzi o formę, ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Widać, że w przygotowaniach pomagał Panu Andrzejowi cały sztab ekspertów od politycznego marketingu, co zresztą nie powinno dziwić- mamy w końcu do czynienia z kandydatem partii pobierającej wielomilionowe dotacje z budżetu państwa… Jeżeli zaś chodzi o treść, to jako człowiek nienawidzący populizmu, powinienem to przemilczeć. Chyba żaden inny kandydat w swoich obietnicach nie dryfował tak w stronę socjalizmu, jak właśnie krakowski eurodeputowany… Czego to on nie rozda, jak dojdzie do władzy… 500 złotych na każde dziecko, niższy wiek emerytalny, ochrona praw pracowniczych i tym podobne puste deklaracje, którymi powinna trudnić się lewica, nie zaś człowiek nazywający siebie prawicowcem. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się za bardzo w jaki sposób, jako prezydent kandydat Duda przeprowadzi owe zmiany, skoro nie leżą one w kompetencjach urzędu, o który się ubiega…
Na tym tle zaskakująco dobrze wypadł kandydat PSL-u. Adam Jarubas raczej mało kogo przekonał do siebie po tej debacie, ze względu na widoczny brak charyzmy, aczkolwiek, zwłaszcza w kwestiach polityki zagranicznej, mówił rozsądnie. Na uwagę zasługuje jego krytyka traktowania przez polski rząd Viktora Orbana oraz krótka przemowa w języku węgierskim. Spodziewałem się typowo PSL-owskiego pitolenia o niczym, natomiast zobaczyłem całkiem rozsądnego kandydata, któremu nie przeszkodziło nawet to, że niektórzy przeciwnicy kilkukrotnie (i nie bez podstaw) dość ironicznie wypowiadali się o jego środowisku politycznym. Nie widzę jakoś tego Pana w gronie faworytów elekcji, jednak na pewno wczorajszy występ może zapisać na plus.
Podobnie wypadła wczoraj Magdalena Ogórek. Pani doktor jako jedyna kobieta w stawce nie omieszkała zaapelować do przedstawicielek swojej płci o poparcie, jednak poza tym, nawet dla tak zdeklarowanego prawicowca jak ja, jej występ mógł się podobać – i nie mówię tutaj o walorach typowo wizualnych, chociaż tych kandydatce SLD odmówić również nie można. Neutralność w sprawach światopoglądowych i rozsądna, umiarkowana polityka wolnorynkowa w kwestiach gospodarczych- do takiej lewicy naprawdę nic nie mam, a mówiąc szczerze, na tle pana Dudy, reprezentantka tej postkomunistycznej formacji jawi się niemal jak skrajna prawica… Minusem dla pani Ogórek może być natomiast fakt, iż jej retoryka raczej nie trafi do twardego, postkomunistycznego elektoratu Sojuszu i ci ludzie mogą przenieść głosy na Komorowskiego…
Obiektywnie patrząc, najlepszym mówcą podczas tej debaty okazał się Marian Kowalski. Mimo, że nie będę głosował na tego sympatycznego działacza Ruchu Narodowego, uczciwość po prostu nie pozwala stwierdzić inaczej. Pan Marian posiadł rzadką umiejętność szybkiego i konkretnego artykułowania swoich poglądów. Mówił z precyzją i pewnością, jakby znajdował się na jakiejś rodzinnej imprezie, na której dyskutuje się o polityce, a nie na oglądanej przez miliony ludzi debacie prezydenckiej. W jego wypowiedziach niemal każdy „antysystemowiec” może znaleźć coś dla siebie, chociaż obiektywnie stwierdzam, iż nie trafiły do mnie populistyczne postulaty o opodatkowaniu sieci handlowych (wolałbym likwidację CIT-u dla wszystkich) i obniżeniu progu wyborczego (strach pomyśleć, jakie oszołomy mogą wtedy znaleźć się w parlamencie). Co do pozostałych tez wypowiedzianych przez lubelskiego narodowca ciężko jednak mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Niewątpliwie, niejeden statystyczny Kowalski po tym, co usłyszał wczoraj mocno rozważy, czy nie oddać głosu na przedstawiciela RN-u.
O ile słuchając Kowalskiego ręce składały się do oklasków, o tyle przy przemówieniach Janusza Palikota, miałem ochotę wywalić telewizor przez okno. Pogarda dla pozostałych kandydatów („konserwy”,itp.), zrzucanie całego zła na Kościół katolicki (facet gada jak opętany, serio przydałby mu się egzorcysta), postulowanie ograniczenia finansowania armii (no bo przyjęcie euro i inwestowanie w kulturę obronią nas przed Putinem…) czy wręcz bezczelne i ordynarne kłamanie, jak zarzucanie Korwinowi chęci intronizacji Prymasa sprawiały, że moja, i tak ogromna, niechęć do tego Pana, z każdą sekundą jego przemówienia wzrastała. Na plus dodam, podobnie jak w wypadku Dudy, dobre przygotowanie wizerunkowe i pewność siebie, której większości kandydatów brakowało, jednak to jedyne, nieznaczne plusy tej żenującej persony…
O ile żenada Palikota jest wszystkim doskonale znana, o tyle bardzo in minus zaskoczył mnie Paweł Kukiz. Niestety, okazało się, że ów obywatelski kandydat naprawdę nie ma żadnego pomysłu na naprawę naszego Kraju. Sypał ogólnikami, raz mówił o obniżaniu podatków, raz o wzroście interwencjonizmu państwowego- bez ładu i składu… Ciężko było mu się odnaleźć w tej formule, nie potrafił też obronić przed atakami Korwina swojego sztandarowego postulatu- Jednomandatowych Okręgów Wyborczych… Na plus należy zapisać przyniesienie rybackiego krzesełka jako symbol nieobecności prezydenta Komorowskiego. To jednak za mało, aby stwierdzić, że słynny muzyk w tej debacie sobie poradził. W porównaniu z zawodowymi politykami zabrakło mu doświadczenia i obycia w podobnych starciach, jednak przede wszystkim szwankowała tutaj merytoryka, co polecam wyborcom Pana Pawła pod rozwagę…
Zawiódł mnie nieco również niezmiernie przeze mnie lubiany i szanowany Pan Grzegorz Braun. Nie od dzisiaj wiadomo, że jest on świetnym mówcą, sprawdzającym się w długich wykładach, gdzie może dokładnie i logicznie, krok po kroku, wykazać swoje stanowisko. Wydaje się jednak, że wczoraj po prostu nie udało mu się dość szybko wyłożyć swojego programu. Szczerze mówiąc, był to chyba najsłabszy telewizyjny występ wrocławskiego reżysera od początku kampanii wyborczej. Nie sposób odmówić mu racji, gdy mówi o roszczeniach żydowskich, zmianie Konstytucji i godła, jednak dla mnie zabrakło słów o gospodarce, podczas gdy reszta kandydatów właśnie na tym się skupiła. Niemniej jednak, Braun nie wypadł źle, swój występ może zaliczyć na malutki plus, choć uczciwie przyznam, ze spodziewałem się po Panu Grzegorzu nieco więcej… Ciężko będzie poszerzyć bazę wyborców po tym występie.
Podobny problem ma Jacek Wilk. Oglądaliśmy tę debatę z kumplami (prawicowo nastawionymi, gwoli ścisłości) przy piwku i słuchając Pana Mecenasa kilkukrotnie mówiliśmy do siebie: „Facet mówi rozsądnie i mądrze, ale w tym wszystkim brakuje takiej pewności siebie, zapału, itp.”. Myślę, że nie było to tylko nasze wrażenie. Panie Jacku, więcej werwy! Gdyż merytorycznie ciężko się do czegokolwiek przyczepić i na pewno większy temperament i wyraźniejsza ekspresja na pewno sprawiłyby, że ten występ bardziej zapadłby wyborcom w pamięci. Mimo wszystko, Jacek Wilk był chyba jedynym kandydatem, który zdążył odnieść się do wszystkich najważniejszych swoich punktów programowych, a nawet zdołał się wyróżnić pomysłem polonijnych okręgów wyborczych. Reasumując, wiceprezes KNP powinien być ze swojego występu zadowolony, jednak zabrakło tutaj tego zapału, charakterystycznego dla Korwina czy Kowalskiego…
Na koniec zostawiłem prawdziwego oryginała. O istnieniu Pana Pawła Tanajno dowiedziałem się dopiero po rejestracji jego kandydatury. Do tej pory kojarzyłem go jedynie jako internetowego śmieszka, któremu czasem zdarza się obrazić czyichś rodziców, albo mieć problem z poprawnym napisaniem swego nazwiska. Wczoraj jednak ten zwolennik referendum w każdej niemal sprawie, rozwiał wszelkie moje wątpliwości co do swojej osoby. Przerywał innym, plótł banały, próbował narzucić innym swoją wizję dyskusji (słabo jak na demokratę), mówił mało przekonywująco i raczej udowodnił, niestety, że nie jest odpowiednim kandydatem na to stanowisko. Więcej krytykować nie będę, gdyż nie uważam, ze polityk Demokracji Bezpośredniej odegra w niedzielnych wyborach jakąkolwiek rolę.
Reasumując: duże plusy dla Kowalskiego, Korwina i Wilka. Nieźle wypadli też Ogórek, Jarubas, Braun i Duda. Pozostała trójka raczej nie zdała tego egzaminu. Pozostaje tylko napisać: wybierajcie rozsądnie, drodzy Czytelnicy!
Foto: Twitter/Kamil Waszkiewicz