Obecność człowieka wywołuje u zwierząt stres silniejszy, niż ten związany z ryzykiem spotkania drapieżnika. Potwierdzają to badania prowadzone w sześciu kompleksach leśnych w Polsce. Wyniki analiz opublikowano w prestiżowym piśmie „Behavioral Ecology”.
Autorami badania i publikacji (doi:10.1093/beheco/arx142) są naukowcy z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków w Białymstoku oraz niemieckiego Leibniz Institute for Zoo and Wildlife Research w Berlinie. Zastanawiali się oni, czy reakcja zwierząt kopytnych – saren i jeleni – na obecność człowieka oraz ryzyko spotkania z drapieżnikiem jest podobna, czy może znacznie się różni.
Badania przeprowadzono na terenie Polski, w sześciu różnych kompleksach leśnych, m.in. terenie Puszczy Białowieskiej i Augustowskiej, gdzie oprócz badanych ssaków kopytnych występują też jednocześnie wilki i rysie. Dwa inne obszary – Bory Dolnośląskie i Puszcza Notecka – zostały niedawno skolonizowane przez wilki. Natomiast w lasach stobrawskich i lublinieckich dużych drapieżników nie obserwowano od dobrych kilku dekad.
Czytaj także: Eksperci: obecność ludzi na terenie Puszczy nie przekreśla jej wartości przyrodniczej
Aby ocenić, czy zwierzęta z tych sześciu populacji są narażone na stres, naukowcy badali ich odchody. Dlaczego? Nie dość, że są one dość łatwo dostępne, to jeszcze w laboratorium można z nich wyczytać naprawdę wiele informacji. Analizy licznych próbek odchodów zebranych na większym terenie dają dość wyraźny obraz stanu całej żyjącej tam populacji.
Wyniki takich analiz sygnalizują np., czy zwierzę znajdowało się pod wpływem stresu. Nie chodzi oczywiście o stres w najbardziej powszechnym rozumieniu – taki, który kojarzy się nam ze zdawaniem trudnych egzaminów czy dopięciem projektów na czas. Naukowcy nazywają tak raczej fizjologiczną reakcją organizmu na niekorzystne warunki, np. głód, zmęczenie czy zagrożenie. Ma ona związek z dość prostym mechanizmem – w sytuacji stresowej nadnercza zwierząt (albo człowieka) ruszają z produkcją hormonów zwanych kortykoidami. W odchodach zwierząt można znaleźć produkty przemiany metabolicznej tych hormonów, określanych w skrócie FGM.
Badania próbek kału od wszystkich sześciu populacji potwierdziły, że poszczególne grupy zwierząt narażone są na różny poziom stresu. Jednocześnie okazało się, że spośród wszystkich analizowanych czynników (drapieżniki, środowisko, zagęszczenie populacji, człowiek), które mogą mieć związek ze stresem, największy wpływ ma szeroko rozumiana obecność człowieka: pozyskanie łowieckie kopytnych, sąsiedztwo terenów zabudowanych, czy gęstej sieci dróg.
Można sobie zadać pytanie, czy wysoki poziom metabolitów kortyzolu przekłada się bezpośrednio na funkcjonowanie organizmu, np. na jego przeżywalność, kondycję albo zdolności reprodukcyjne?
„To nie do końca oczywiste – mówi w rozmowie z PAP główny autor publikacji, prof. Krzysztof Schmidt z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk. – Są badania, które dowodzą, że wysoki poziom kortykoidów wpływa pozytywnie na różne cechy rozrodu. Jednak niektóre badania, np. na zającach amerykańskich, pokazują wyraźnie, że stresowane obecnością drapieżnika samice zajęcy miały mniej młodych, a potomstwo miało niższą masę ciała”.
Analiza danych wykazała, że sarny czy jelenie z populacji, która na co dzień narażona jest na spotkanie drapieżnika, mają stosunkowo niższe stężenia metabolitów świadczących o stresie. Poziom tych związków w odchodach zwierząt był też mniej zróżnicowany.
Stężenie metabolitów glikokortykoidów u saren i jeleni było natomiast największe na terenach bez drapieżników. Tam też największe były skoki tych stężeń. Wysokie stężenie FGM obecne było w kale saren i jeleni z okolic, gdzie stosunkowo więcej jest dróg i zabudowań – i gdzie wykazano najwyższe wskaźniki działalności myśliwych.
Biolog tłumaczy, że podwyższony poziom stresu utrzymuje się po zadziałaniu jakiegoś czynnika jedynie przez kilka-kilkanaście godzin. „Dlatego +skoki+ stężenia FGM pokazują raczej zmienność w populacji. W pewnym sensie jest to częstość, z jaką osobniki w populacji podlegają stresowi na danym obszarze. Jeśli mamy dużą zmienność, a jednocześnie średni poziom kortykoidów jest wysoki – to znaczy, że w populacji duża część osobników styka się ze stresującymi sytuacjami. I to świadczy o tym, że na danym terenie jest po prostu dużo czynników stresogennych” – tłumaczy.
Autorzy pracy zwracają uwagę, że zwierzęta narażone na wysokie i stałe ryzyko spotkania z drapieżnikiem mogą odczuwać chroniczny stres. Może się on pojawiać, kiedy ofiara nie potrafi dokładnie przewidzieć, gdzie znajdują się drapieżniki, i wówczas, kiedy zagrożenie jest podwyższone, stałe, albo – gdy często nawraca.
To zaś może oznaczać, że długotrwałe współistnienie ofiar i ich drapieżników mogło doprowadzić do ewolucji zachowania i fizjologii, stanowiących o przystosowaniu do ryzyka drapieżnictwa. „Populacja jeleni ma kwestię dostosowania się do naturalnego czynnika ryzyka, jakim jest drapieżnictwo, już +za sobą+, gdyż trwało to już od setek, czy tysięcy lat” – potwierdza prof. Schmidt.
Problem w tym, że czynniki związane z działalnością człowieka są dla zwierząt stosunkowo nowe i dość zróżnicowane. „Są ich różne rodzaje – polowania, samochody, grzybiarze etc., a także ich różna intensywność oraz rozmieszczenie w czasie i przestrzeni. To zaś może oznaczać, że zwierzęta prawdopodobnie +nie zdążyły+ się jeszcze do tego przystosować” – mówi profesor.
Zdaniem autorów pracy obecnie jesteśmy świadkami takiego dostosowywania się. „W tym momencie zachodzi właśnie selekcja zachowań, które w przyszłości pozwolą zwierzętom na unikanie tych nowych sytuacji związanych z ryzykiem antropogenicznym” – piszą.
„Wydaje się, że w populacjach jeleni, które stale żyją obok drapieżników, zwierzęta po prostu wiedzą, jak unikać ryzykownych sytuacji, gdyż posiadają precyzyjną wiedzę, w jaki sposób rozpoznawać i reagować na zagrożenie. Potrafią rozpoznawać nie tylko obecność drapieżnika – po zapachu, ale również rodzaj zagrożenia – czy jest to zagrożenie bezpośrednie, czy też potencjalne: chodzi o to, że potrafią odróżnić zapach wilka od rysia, które polują w różny sposób: ryś z zasadzki, a wilk goniąc swoje ofiary. Potrafią też rozpoznawać ryzykowne miejsca. To pozwala im na obniżenie i stabilizację poziomu stresu w populacji. Tej wiedzy brakuje im w przypadku środowiska zdominowanego przez człowieka. Ale się uczą” – mówi naukowiec z IBS PAN.
Komentując wyniki badania, profesor zwraca uwagę na przystosowawczą rolę stresu. „Może on pomagać zwierzętom w dostosowaniu się do sytuacji: utrwaleniu cech, które pozwalają przeżyć. Czyli – mówiąc obrazowo – reakcja stresowa wywołana kontaktem z drapieżnikiem pozwoli ofierze odpowiednio zareagować, a tym samym uniknąć śmierci. To w konsekwencji prowadzi do utrwalenia takiej cechy w populacji. A więc bez stresu zwierzęta nie mogłyby się dostosować do środowiska” – dodaje.