– Należy stawiać na inwestycje, które będą dochodowe i zagospodarować istniejące wielkie obiekty, które póki co przynoszą straty – mówi Joanna Scheuring-Wielgus. Kandydatka „Czasu Mieszkańców” na prezydenta Torunia to trzecia osoba, biorąca udział w naszym cyklu „Osiem pytań do…”.
Cezary Bronszkowski: Wybory tuż, tuż, ale na ulicach Torunia nie spotkałem jeszcze żadnych banerów, plakatów czy ulotek, Panią reklamujących. Na co Pani sztab czeka? A może to specjalna taktyka mówiąca: „głosujcie na mnie, ja nie trwonię publicznych pieniędzy na kampanię”.
Joanna Scheuring-Wielgus: Kodeks wyborczy jasno definiuje źródła finansowania kampanii. Nasza finansowana jest wyłącznie ze środków naszych sympatyków, nie mamy i nie będziemy mieli ani grosza z publicznych pieniędzy. Faktem jest, że przestrzeń publiczna w czasie każdej kampanii wyborczej jest zaśmiecona kiepskiej jakości materiałami drukowanymi, które często są jedynymi formami komunikacji kandydatów z wyborcami. Jako kandydatka na Prezydenta Miasta Toruń stawiam przede wszystkim na żywy kontakt, merytoryczną rozmowę o mieście, mieszkańcach i ich problemach. Na plakaty i banery jeszcze przyjdzie czas i zapewniam, że to nie jedyna i nie najważniejsza forma naszej interakcji z wyborcami. Obiecujemy też, że po kampanii podniszczone plakaty nie będą tygodniami szpeciły nasze miasta.
Czytaj także: Osiem pytań do kandydata na prezydenta Torunia - Jacek Kostrzewa
Toruń jest miastem pięknym. Ciągle coś się dzieje, studenci, turyści, różnego rodzaju imprezy np. sportowe lub kulturalne. Jednak jest coś co ludzi męczy, choć oni o tym zwykle nie wiedzą – dług miasta. Wynosi on bodajże miliard złotych. Jak chce Pani walczyć z tym niepokojąco wysokim zadłużeniem?
Ponad miliard wynosi sam dług gminy Toruń. Do tego dochodzi jeszcze dług spółek miejskich, który szacunkowo wynosi ponad 400 milionów złotych. Na co dzień widać nowe, spektakularne inwestycje, ale nie widać, tego, że są one budowane za pożyczone pieniądze. To trzeba będzie kiedyś zwrócić i to na mieszkańcach będzie ciążyły te zobowiązania. Widzę tu dwa główne problemy – pierwszy ma charakter świadomościowy – Torunianie powinni być świadomi, że obecne władze bez żadnego poczucia odpowiedzialności zadłużają nas wszystkich. Druga kwestia to uzdrowienie miejskich finansów. Może zabrzmię banalnie, ale kluczem są mieszkańcy – im ich więcej, tym więcej wpływów do miejskiej kasy. Póki co populacja Torunia maleje i nikt z tym nic nie robi. Po drugie należy stawiać na inwestycje, które będą dochodowe i zagospodarować istniejące wielkie obiekty, które póki co przynoszą straty.
Jeszcze słowo odnośnie Pańskiego komentarza o tym, że tyle się dzieje. Nie chodzi tylko o ilość, ale o jakość. Sam Skyway, który jest całkiem udanym festiwalem to za mało. Studentów z roku na rok jest coraz mniej, młodzi masowo wyjeżdżają do większych miast, jak nie po maturze, to po magisterium. Głównymi klientami toruńskiej bazy hotelowej to klienci biznesowi, którzy w samym mieście zostawiają niewiele pieniędzy, a turyści zostają tutaj na kilka godzin w drodze do Warszawy lub Trójmiasta. Toruń to żywy organizm, a nie pocztówka. Mamy plan, aby zachęcić ludzi do zostania na dłużej. I mam tu na myśli nie tylko turystów.
Liczba mieszkańców Torunia cały czas maleje. Jeszcze w 2002 roku było ich ponad 210 tysięcy. W roku 2014 Toruń liczy niecałe 189 tysięcy mieszkańców + 8,5 tys. osób zameldowanych na pobyt czasowy. Jakie ma Pani plany na przyciągnięcie, bądź zatrzymanie ludzi w mieście?
Myślę, że ludzie zostaną, jeśli instytucje ich obsługujące będą im przyjazne i bardziej dostępne. Mam tu na myśli np. edukację lub urzędy. Po drugie ludzie nie wyjadą z Torunia za pracą jeśli znajdą ją na miejscu. Miejsca pracy tworzy przede wszystkim biznes, a nie urzędnicy. Urzędnicy powinni stwarzać klimat do rozwoju biznesu, zwłaszcza małego i średniego i tu widzę swoje pole do działania.
Inwestycje, w szczególności drogowe, to coś co mieszkańcy oczekują od każdej władzy. Fatalny stan dróg za mostem, również drogi na np. ulicy Polnej i przy CinemaCity, a także wiele innych, wymagają remontu. Czy Pani zajmie się tym, co by nie patrzeć, palącym problemem, czy mieszkańcy będą musieli żyć z tym co jest?
Inwestycje drogowe w naszym mieście dzielą się na potrzebne niezrealizowane i remonty zniszczonych dróg jak najbardziej się do nich zaliczają, a także węzeł Czerniewice. Są też niepotrzebne zrealizowane – tu wymieniłabym trasę średnicową w obecnej lokalizacji, która przebiega środkiem osiedla mieszkalnego. Chodzi o to, aby pieniądze na drogi wydawać mądrze.
Czy planuje Pani obniżenie jakichkolwiek podatków lokalnych? Wie Pani, że gmina Michałowo (woj. Podlaskie) zadecydowała, że od 2014 r. zwolni wszystkich swoich mieszkańców z płacenia podatków od nieruchomości. Warto nadmienić, że dzięki temu, do gminy przyjeżdżają ludzie z całej Polski, by tam się osiedlić. Czy w Toruniu też można się spodziewać podobnych praktyk?
Jesteśmy między młotem a kowadłem, bo z jednej strony mamy olbrzymi dług miejski, a z drugiej ludzie wyjeżdżają do innych miast. Sukcesem najbliższych lat będzie niepodniesienie podatków i tworzenie nowych miejsc pracy, bo to też wymierna korzyść dla miasta. Musimy być realistami, bo z pustego w próżne nawet Salomon nie naleje.
Czytaj także: Osiem pytań do kandydata na prezydenta Torunia – Michał Zaleski
Zarządzanie miastem to jedno, ale wypada też dbać o dobre stosunki z sąsiadami. Torunianie raczej za Bydgoszczą nie przepadają (i na odwrót), ale współpraca gospodarcza z miastami w okolicy (Bydgoszcz, Chełmża, Inowrocław), mogłaby przynieść korzyści dla obu stron. Czy Pani chętnie współpracowałaby z okolicznymi miastami i jak ta współpraca mogłaby wyglądać?
Antagonizmy toruńsko – bydgoskie są dla mnie generowane sztucznie, bo przez chorą rywalizację lokalnych polityków i na tle sportowym. Prawda jest taka, że Torunianie żenią się z Bydgoszczankami i na odwrót. Codziennie tysiące ludzie jeżdżą krajową 80tką i 10tką do pracy. Dla mnie pytanie o współpracę między Bydgoszczą a Toruniem i innymi miastami zaczyna się od „Jak”, a nie „Czy”. Przypomnę, że Czas Mieszkańców, który reprezentuję, współtworzy Porozumienie Ruchów Miejskich, które zrzesza obecnie 14 miast z całej Polski, w tym Warszawę, Kraków, Gdańsk i inne ośrodki. Ściśle ze sobą współpracujemy, z najbliższymi miastami tym bardziej chcemy współdziałać.
Gdy to Pani zostanie wybrana na urząd Prezydenta Torunia, to co postawi sobie Pani za punkt honoru? Co będzie sztandarowym pomysłem/projektem, który będzie musiał zostać wypełniony przed końcem kadencji?
Jeśli chodzi o infrastrukturę, to węzeł Czerniewice. Jeśli chodzi o mieszkańców to rewitalizacja osiedli prowadzona zgodnie z jej definicją, czyli inwestycje przede wszystkim w tkankę społeczną, a nie w elewacje i dachy (co jest renowacją i reparacją, a nie rewitalizacją).
To na koniec. Jaką frekwencję w wyborach samorządowych w tym roku Pani przewiduje? Cztery lata temu wynik nie był szałowy. W Toruniu do urn poszło tylko 40,1% uprawnionych do głosowania, co było wynikiem o 7 punktów procentowych gorszym niż wynik krajowy. Ten rok będzie lepszy?
Myślę, że to problem zarówno wyborców i polityków. Wielu mieszkańców nie korzysta ze swoich praw i pozbawiają się wpływu na władzę, która jest najbliżej nich i która bezpośrednio ma wpływ na ich najbliższe otoczenie. Z kolei samorządowi politycy często tylko udają, że mają program, mają wolę. Zmiany zaczynają się w głowie, dlatego trzeba działać, działać i jeszcze raz działać.
Czytaj także: Osiem pytań do kandydata na prezydenta Torunia – Jacek Kostrzewa