Karnivool chyba nie mógł wymyślić lepszej nazwy swojego dzieła, jak Asymmetry. Muzyka Australijczyków to swoista jazda bez trzymanki. Brak szablonowości i używania wytartych schematów kompozycji powoduje, że słuchacz przez ponad 65 minut obcowania z płytą czuje się niczym podczas jazdy na rollercasterze.
Na początku warto wspomnieć parę słów o Karnivool. Zadebiutowali oni w 2005 roku albumem Themata. Jednak rozpoznawalni na całym świecie zaczęli być dzięki płycie Sound Awake z 2009 roku, na której można usłyszeć miks progresywnego rocka, math rocka i technicznego metalu. Przez ten czas zespół swoimi inteligentnymi pomysłami zdążył wypracować własny styl, nie wolny jednak od pewnych naleciałości.
Karnivool kontynuuje ten kierunek na płycie Asymmetry. Oniryczne intro w postaci Aum, to jedynie emocjonalna zmyłka przed pokręconym, mocnym, szaleńczym Nacash. Z głośników leje się ogień aby potem zaskoczyć wysokimi zaśpiewami wokalisty do mocnej perkusji i bulgoczących, rwących ze przegub, potężnych klawiszy. A.M. War muzycznie jest wzięty niczym z krążka Crack The Skye amerykańskiego Mastodon (producent Asymmetry – Nick DiDia był zresztą na tamtej płycie inżynierem dźwięku). Karnivool lubi inspiracje, co wybitnie słychać w singlowym We Are. Tym razem czuć wpływy Tool. Charakterystyczny, szarpany bas i wokal niczym u Maynarda Jamesa Keenana. Utwór ten ponadto posiada sporo świetnych melodii i instrumentalnych partii. Nie dziwi więc fakt, że został wybrany do promocji. A że to wszystko jest podobne do Toola? No cóż, to absolutnie nie zarzut, dobre inspiracje nie są złe.
The Refusal nie zwalania tempa Asymmetry. Potężne riffy nie pozwalają nawet na chwilę oddechu. Wokalista Ian Kenny pokazuje, że potrafi okropnie ryknąć, a perkusista – Steve Judd, udowadnia że szaleńcze tłuczenie w perkusję nie są wcale jemu mniej obce, niż subtelne partie, które zresztą zaprezentował w dalszej części The Refusal, kiedy zespół postanowił poflirtować z jazzem, aby później powrócić do niemiłosiernej dla głośników tech metalowej jazdy.
Aeons rozpoczyna spokojniejszą część Asymmetry, ale i powrót do toolowych klimatów. Utwór wita nas łagodnym śpiewem Iana Kenny’ego, by z czasem, z każdą sekundą nabierać dramaturgii i mocy. To naprawdę piękny utwór, w którym wokalista pokazuje, że potrafi zaśpiewać śliczne melodie elektryzując tym samym słuchacza.
Po krótkim przerywniku w postaci tytułowego Asymmetry łagodne klimaty kontynuuje Eidolon, który posiada niemały potencjał komercyjny. To w sumie najprostsza w konstrukcji kompozycja na płycie, co nie znaczy wcale, że jest zła czy też odstaje od reszty. Sky Machine zwiastuje nam mocniejsze uderzenie pod koniec płyty, ponieważ spokojne fragmenty przeplatane są energicznymi zagrywkami zespołu.
I tak The Lasf Few od pierwszych sekund nie bierze jeńców. Świetne riffy, gęste instrumentarium i połamana perkusja. Po prostu techniczno metalowa gonitwa na złamanie karku. Po tym wszystkim zespół zabiera słuchacza ku anielskim klimatom we Float, w którym słyszymy nawet chór.
Alpha Omega na samym początku nie zwiastuje nam zmiany klimatu. Z początku leniwie się ciągnie, zespół przygrywa sobie do balladowego wręcz rytmu perkusji. Jednak cały czas towarzyszy pewien niepokój, że zespół zbywa słuchacza pięknymi melodiami i błogim spokojem. I nagle w połowie, gdy już wydawało się, że utwór będzie płynąć w ten sposób nieuchronnie do końca – zaatakowały słuchacza potężne gitary z pokręconymi solówkami. Całość się kończy wysokimi, pełnymi patosu zaśpiewami Iana Kelly’ego. Asymmetry kończy delikatny Om, który pozwala ochłonąć słuchaczowi po sześćdziesięciu pięciu minutach szalonego grania.
Brutalna, nieokiełznana siła obok melancholii i majestatu. Piękne melodie, obok krzyków prosto z trzewi. Karnivool gra z płyty na płyty co raz mocniej, zamieniając się z kapeli rocka progresywnego w tech-metalową bestię, ciężką do okiełznania, ale która jednak bywa czasami łagodna. Najnowsza płyta Karnivool stanowi najlepszą definicje terminu „asymetria”.
Foto: Sony Music Poland.