4 lipca mija kolejna rocznica tzw. „pogromu kieleckiego”, który przyczynił się do rozpowszechnienia w świecie stereotypu Polaka-antysemity i położył się cieniem na historii Kielc. Mimo, że od tamtych wydarzeń minęło już 70 lat, nadal większość ludzi nie zna całej prawdy o ich przebiegu, a znaczna część wierzy w powtarzane od lat kłamstwa propagowane przez środowiska komunistyczne i żydowskie oraz wynikające z nich pogłoski i niedomówienia.
Najbardziej prawdopodobną wersję wypadków przyjąć można na podstawie ustaleń historyków oraz dokumentów zawartych w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego” (Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2006/2008), pod redakcją m.in. prof. Jana Żaryna, dr. Łukasza Kamińskiego czy sędziego Andrzeja Jankowskiego. Najpierw jednak należy zwrócić uwagę na tło lipcowych wydarzeń. W 1939 r. w Polsce mieszkało prawie 3,5 miliona Żydów. Holocaust przetrwało 40-100 tysięcy, kolejne 50-170 tysięcy zostało repatriowanych z ZSRR a 20-40 tysięcy z Niemiec i innych krajów. Tuż po wojnie w Polsce pozostało ok. 180-240 tysięcy Żydów, z czego w na terenie Kielc mieszkało ok. 170 osób. Ludność żydowska, która przetrwała zagładę, zawdzięcza ten fakt przede wszystkim Polakom, którzy z narażeniem życia pomagali im ukryć się przed okupantem. Stosunek ludności polskiej do Żydów zaczął się zmieniać tuż po wojnie, gdy ci obsadzali większość stanowisk w ówczesnym aparacie władzy, wielu z nich stało się oprawcami żołnierzy podziemia niepodległościowego.
W pierwszej połowie 1946 r. w Kielcach doszło do zaginięcia kilkorga polskich dzieci. Wśród miejscowej ludności pojawiła się plotka, że są one porywane przez Żydów w celu dokonania rytualnych mordów. Opisane fakty zgłaszane były milicji, ta jednak nie podejmowała żadnych kroków w celu wyjaśnienia tej sprawy, co tylko wzmogło podejrzenie, że Żydzi są wyjątkowo chronieni przez aparat bezpieczeństwa. Jak widać, już wtedy władzom zależało na podburzeniu antysemickich nastrojów. Jedno ze wspomnianych zaginięć miało miejsce 1 lipca, kiedy to zaginął 8-letni Henryk Błaszczyk. Chłopiec powrócił jedak do domu dwa dni później. 4 lipca jego ojciec – Walenty Błaszczyk – zaprowadził syna na komisariat milicji. Henryk miał zeznać, że 1 lipca spotkał go nieznajomy mężczyzna, który wręczył mu paczkę i pieniądze z poleceniem, aby zaniósł pakunek pod wskazany adres. Był nim budynek przy ul. Planty 7, zamieszkały przez Żydów. Chłopiec, według jego wersji wydarzeń, był tam przetrzymywany w piwnicy, gdzie miał widzieć zwłoki dzieci, ale 3 lipca udało mu się stamtąd uciec. Po tych zeznaniach milicjanci, udali się z Henrykiem i jego ojcem do wspomnianej kamienicy. Po drodze, młody Błaszczyk miał wskazać przypadkowo napotkanego Żyda, jako tego, który trzy dni wcześniej wręczył mu pakunek i pieniądze. Wtedy wysłano patrol w celu jego ujęcia. Tymczasem trwały oględziny domu przy ul. Planty 7. Na ulicy przed budynkiem począł gromadzić się tłum ludzi, wśród których, na widok chłopca i patrolu, zaczęły się pojawiać kolejne plotki o mordowaniu dzieci przez Żydów. Około godz. 10:00 do kamienicy przybył mały oddział milicji, który zażądał otwarcia drzwi w celu przeprowadzenia rewizji. W tym czasie na miejsce dotarli także funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, którzy domagali się od milicji oddania sprawy w ich ręce, uznając ją za kwestię polityczną, a nie pospolite przestępstwo. Doszło do szarpaniny między przedstawicielami obu służb. Aresztowano wtedy trzech milicjantów, po czym funkcjonariusze Bezpieki odjechali z miejsca zdarzeń. Akcja Milicji Obywatelskiej trwała nadal. Przebywający w kamienicy Żydzi odmówili wpuszczenia milicji do środka, zatem po chwili drzwi zostały wyważone. Funkcjonariusze MO wtargnęli do budynku, a za nimi ruszył tłum ludzi. Wtedy z okien kamienicy posypały się strzały. Kilka osób zostało rannych, a śmiertelnie postrzelono oficera Wojska Polskiego, którego tożsamości nie udało się ustalić. Zastanawiający jest fakt, dlaczego znajdujący się na miejscu milicjanci nie podjęli działań w celu rozpędzenia tłumu, a sami prowokowali do linczu, poprzez ostrzeliwanie osób przebywających w budynku. Eskalacji przemocy nie próbowali zapobiec też obecni wcześniej na miejscu zdarzeń funkcjonariusze UB. Komendant wojewódzki MO Wiktor Kuźniacki sprzeciwił się także interwencji przybyłego na miejsce zdarzeń prokuratora Sądu Okręgowego w Kielcach, Jana Wrzeszcza, który zjawił się na ul. Planty z zamiarem podjęcia działań zmierzających do uspokojenia sytuacji. Tymczasem milicja wtargnęła do budynku zabijając Żydów, a pozostałych wyrzucano na podwórze kamienicy, gdzie dobijali ich zgromadzeni tam ludzie. Na miejsce został wezwany oddział wojska, który początkowo starał się zabezpieczyć budynek przed tłumem. Jednak, gdy żołnierze dowiedzieli się o śmierci wspomnianego oficera, skierowali broń przeciwko Żydom przebywającym w budynku.
Do drugiej fazy pogromu doszło po południu. Wtedy na ul. Planty pojawiła się kilkusetosobowa grupa robotników z Kieleckich Zakładów Metalowych ,,Ludwików” oraz robotników z tartaku. Przyczyną ich przybycia na miejsce wydarzeń miała być pogłoska o zamordowaniu przez Żydów polskiego dziecka. Tłum ponownie wdarł się do budynku, gdzie Żydów bito, wyrzucano na ulicę i dobijano. Biskup kielecki Czesław Kaczmarek w napisanym później raporcie do ambasadora USA w Polsce pisał,. że większość robotników była członkami Polskiej Partii Socjalistycznej lub Polskiej Partii Robotniczej. Około godziny 14:30 w celu opanowania sytuacji przed kamienicą pojawili się słuchacze szkoły Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego ze Zgórska. Ich przybycie było opóźnione ze względu na naradę dowódcy por. Tadeusza Seweryńskiego z szefem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Władysławem Sobczyńskim oraz przebywającym w Kielcach radzieckim doradcą z ramienia NKWD – płk. Szpilejowem. Tłum z ulicy rozproszono ok. godz. 15:00. Godzinę później do Kielc przybył także Zmotoryzowany Pułk Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego z Góry Kalwarii. Rozpoczęto wywożenie rannych i zamordowanych. W wyniku pogromu zginęło 37 Żydów i trzech Polaków, 39 osób zostało rannych.
W kolejnych dniach rozpoczął się pokazowy proces oskarżonych o zbrodnię. 11 lipca dziewięciu z nich skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano dzień później. Z procesem również wiąże się wiele niejasności. Mianowani z urzędu obrońcy o swojej funkcji dowiedzieli się dopiero wieczorem, w dniu poprzedzającym proces. Mieli więc niezwykle mało czasu na przygotowanie się do niego, uniemożliwiono im także porozumienie z oskarżonymi. Co więcej, akt oskarżenia ujrzeli dopiero na godzinę przed rozprawą. Natomiast oskarżeni podczas rozprawy sprawiali wrażenie zastraszonych, jeden z nich wspomniał, że bito go w czasie przesłuchania. W trakcie zeznań wszyscy przyznawali się do winy, co więcej – wypowiadali się na swoją niekorzyść. Sąd nie wziął też pod uwagę faktu, że w czasie zajść śmierć poniosło również trzech Polaków, którzy zginęli od strzałów padających z żydowskiej kamienicy. Milicjanci biorący udział w pogromie, od których strzałów ginęli Żydzi, otrzymali niewielkie wyroki i to jedynie za kradzieże przedmiotów z żydowskich mieszkań, a nie za zabójstwo, czy pobicie. Należy także podkreślić fakt, że sąd nie wezwał na przesłuchanie (jak wydawać by się mogło – najważniejszych świadków tamtych zdarzeń) – Henryka i Walentego Błaszczyków. Nie zachował się też protokół z przesłuchania Żyda, wskazanego przez Henryka jako proszącego o dostarczenie paczki do budynku przy ul. Planty 7. W aktach sprawy nie podano nawet jego nazwiska.
W uzasadnieniu wyroku stwierdzono, iż pogrom został zainspirowany przez ,,siły reakcyjne”, których mocodawcą miał być rząd emigracyjny w Londynie. Bez podawania dowodów wskazano na sprowokowanie i udział w zajściach członków Narodowych Sił Zbrojnych, Zrzeszenia ,,Wolność i Niezawisłość” oraz andersowców. Podobną wersję wydarzeń przyjęła także ówczesna reżimowa prasa. Już 4 lipca w komunikacie Polskiej Agencji Prasowej stwierdzono, że ,,Kielce stały się terenem niesłychanej prowokacji elementów reakcyjnych”. Wskazywały na to również dokumenty władz. W ,,Odezwie do ludności m. Kielc” uznano, że pogrom był częścią ,,tych wszystkich zbrodni, jakie były już popełnione przez rzeczywistych organizatorów spod znaku reakcyjnych sił polskich, panów z NSZ”. O mord oskarżano oprócz tego Armię Krajową, Polskie Stronnictwo Ludowe i harcerzy. Pogrom miałby być, według tej wersji, odwetem za niepomyślny dla podziemia wynik (sfałszowanego skądinąd) referendum ludowego, które przeprowadzono 30 czerwca. W lipcu 1946 r. władze próbowały wytworzyć wrażenie, jakoby na terenie Kielc i okolic przebywały liczne oddziały partyzanckie. Zachowały się dokumenty mówiące o ,,bandach” działających na terenie Kielecczyzny, rozbijanych przez wojskowe patrole. Tymczasem takie informacje mają niewiele wspólnego z ówczesną rzeczywistością. W 1945 r. zdemobilizowano bowiem największe zbrojne grupy stacjonujące w powiecie kieleckim – oddziały kpt. Antoniego Hedy ,,Szarego” i por. Stefana Bembińskiego ,,Harnasia”, ,,Sokoła”. W tym czasie Urząd Bezpieczeństwa intensywnie rozpracowywał największą wówczas grupę pod dowództwem por. Wacława Borowca ,,Niegolewskiego”. W samych Kielcach działania Bezpieki były na tyle skuteczne, że na przełomie lat 1945/46 struktury poakowskie oraz Kadrowa Komenda Okręgu Kieleckiego WiN zostały rozbite w wyniku licznych aresztowań.
Po pogromie, ze strony komunistów jak i środowisk żydowskich, pojawiały się liczne oskarżenia skierowane do duchowieństwa katolickiego, jakoby nie zapobiegło wydarzeniom i nie potępiło ich. Tymczasem 4 lipca proboszcz kieleckiej parafii katedralnej ks. kanonik Roman Zelek, zawiadomiony o zbrodni, udał się na jej miejsce, jednak nie został tam dopuszczony przez wojsko. Później dom przy ul. Planty 7 próbowało odwiedzić jeszcze pięciu księży, ale również uniemożliwiły im to służby porządkowe. Natomiast prymas Polski, kardynał August Hlond, po pogromie udzielił zagranicznym dziennikarzom wywiadu, w którym starał się tłumaczyć niechęć Polaków do Żydów, tym, że zajmują oni najwyższe stanowiska rządowe, wyrażając jednak przy tym ubolewanie z powodu kieleckich wydarzeń. Przypomniał także o tym, że, jakkolwiek zbrodnią było zabicie Żydów, to o wiele więcej zbrodni popełnia władza w stosunku do Polaków. 7 lipca w kieleckich kościołach odczytano odezwę kieleckiej kurii zdecydowanie potępiającą zaistaniałe akty przemocy i mordu wobec Żydów, która przyczyniła się do późniejszego uspokojenia nastrojów w Kielcach. 11 lipca wydano kolejny dokument, skierowany do całej diecezji, w którym pogrom nazwano ,,zbrodnią wołającą o pomstę do Boga”. Oba oświadczenia zostały oczywiście pominięte przez oficjalną komunistyczną prasę. Jednak najważniejszym dokumentem przedstawicieli duchowieństwa jest raport biskupa ordynariusza diecezji kieleckiej Czesława Kaczmarka do ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce Arthura Bliss Lane’a z 6 września 1946 r. w którym przekonywał on o znacznym udziale w pogromie służb państwowych oraz negował odpowiedzialność podziemia niepodległościowego.
Kto więc odpowiada za pogrom? Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w tej sprawie umorzono w 2004 r. Śledczy nie zdołali udowodnić żadnej z rozważanych hipotez: pierwszej – zdarzenia zostały sprowokowane z inspiracji rządu emigracyjnego w Londynie i podziemia niepodległościowego w kraju, celem skompromitowania władzy komunistycznej, drugiej – zajścia spowodowały kręgi syjonistyczne, trzeciej – prowokacji przez ośrodki nazistowskie, czwartej – wydarzenia kieleckie sprowokowały tajne służby Związku Radzieckiego aby upokorzyć Polskę, piątej – prowokacji, jak i samego zdarzenia w ogóle nie było, gdyż zostały sfingowane w celu kompromitacji Polaków za granicą oraz ostatniej szóstej – pogrom kielecki został sprowokowany przez Urząd Bezpieczeństwa, celem przerzucenia odpowiedzialności na podziemie niepodległościowe i ewentualne odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktu sfałszowania wyników referendum.
W świadomości społecznej pokutuje więc nadal komunistyczna wizja wydarzeń o kielczanach jako sadystycznych antysemitach, podburzonych przez ,,siły reakcji”. Teorię o udziale środowisk niepodległościowych jednak odrzucono w toku śledztwa. W społeczeństwie, od początku rządów komunistycznych w Polsce, narastały nastroje antysemickie, a w samych Kielcach były dodatkowo potęgowane przez bierność władzy i służb wobec informacji o zaginięciach dzieci. Gdyby funkcjonariuszom milicji i wojska rzeczywiście zależało na pokojowym rozwiązaniu sytuacji, nie dopuściliby do gromadzenia się ludności w pobliżu kamienicy i trwania pogromu przez kilka godzin. Tymczasem to właśnie oni byli głównymi sprawcami zbrodni, co potwierdza fakt, iż 2/3 ofiar zginęło od ran postrzałowych. Zastanawiająca jest także przypadkowa (?) obecność tego dnia w Kielcach radzieckichdoradców, jak również prowokacyjne zachowanie funkcjonariuszy UB, celowe opóźnianie przybycia na miejsce uczniów szkoły WUBP (mających spacyfikować miejsce zbrodni), a także niedopuszczenie do interwencji prokuratora i duchownych.
Jeśli do zbrodni doprowadziła władza, to jaki miała w tym cel? W uzasadnieniu decyzji o umorzeniu śledztwa IPN stwierdzono ,,brak jakiegoś oczywistego interesu władzy, czy też służb bezpieczeństwa wynikającego ze skutków takich wydarzeń”. Czy tak było na pewno? Należy przyppmnieć. że cztery dni przed pogromem odbyło się referendum ludowe, ewidentnie sfałszowane przez władze, co z pewnością nie umknęłoby uwadze zagranicznych obserwatorów. Co więcej, 4 lipca – na posiedzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze – podczas procesu najwyższych rangą zbrodniarzy niemieckich, rozpoczęło się prezentowanie dowodów w sprawie zbrodni katyńskiej, niekorzystnych dla ZSRR. Jest zatem wielce prawdopodobne, że pogrom miał na celu odwrócenie uwagi Zagranicy od tychże wydarzeń, co potwierdza przebieg wypadków w Kielcach. Władzy zależało także na zdeprecjonowaniu żołnierzy podziemia i Kościoła Katolickiego a pogrom kielecki był do tego idealną okazją. Natomiast pokazowy proces służył zastraszeniu społeczeństwa. Jeżeli ktoś miał więc jakiś interes w antysemickiej zbrodni, to tylko komunistyczny reżim.
Cała prawda, czyli tło kieleckich wydarzeń oraz ich szczegółowy przebieg, musi zatem wciąż docierać do społecznej świadomości. Nie można pozwolić, aby opiniotwórcze środowiska wmówiły kielczanom, że tylko na zwykłych mieszkańcach ich miasta ciąży moralna odpowiedzialność za pogrom. Ci ludzie robią to, bo wiedzą doskonale, że krew na rękach mają ich ideowi poprzednicy oraz przodkowie z władz i służb komunistycznych i nie dopuszczą, by cała – niekorzystna dla nich – prawda, została nawet po tylu latach ujawniona. Należy skończyć raz na zawsze z przepraszaniem za nie swoje zbrodnie.
Źródło: ONR Brygada Świętokrzyska
Fot.: Karolina Lebiedowicz