W Tajlandii zatrzymano 3 Chińczyków, którzy zajmowali się wpływaniem na wyniki określonych marek w mediach społecznościowych. Jak się okazuje to przestępstwo, choć relatywnie nowe, jest niezwykle dochodowym zajęciem. Czym są „Farmy lajków”?
„Farmy lajków” lub „farmy klików” to określenie które ma wiele znaczeń. Jedno z nich wiąże się z coraz powszechniejszym procederem związanym z globalnymi korporacjami. Przy pomocy pracowników z tzw. farmy, firmy mogą manipulować ruchem w sieci, by wykorzystać potencjał jaki dają media społecznościowe.
Dzięki „farmom klików” firma może promować swoje towary, polityk liczyć na większą popularnością, a artysta może wypromować swój nowy utwór. Często dochodzi również do wykorzystywania tego typu rozwiązań w przypadku blogerów i celebrytów. Wszystko dla stworzenia pozoru popularności, który powoduje w końcu prawdziwą sławę. Ludzie i media zaczynają się interesować osobą, która zdobywa duży rozgłos w sieci.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Pracownikami są najczęściej Azjaci, słabo opłacani, a ich zajęcie polega na całodziennym klikaniu i tym samym wpływaniu na wyniki określonych firm w mediach społecznościowych. Są słabo opłacani, 3 złapanych Chińczyków dostawało 4 dolary za cały dzień pracy, mimo że właściciele takich „farm” na ich działalności zarabiają olbrzymie sumy.
W omawianym przypadku Chińczycy pracowali co prawda na farmie w Tajlandii, jednak zostaną deportowani do swojej ojczyzny i ewentualnie tam postawione im zostaną zarzuty. Jak podają policjanci, którzy wzięli udział w akcji zatrzymania tych osób, w pokoju w którym przebywali znaleziono ogromne ilości sprzętu: 500 telefonów, 350 tys. kart SIM, 9 komputerów. Zatrzymani tłumaczyli się, że działali w interesie promocji chińskich produktów sprzedawanych w Tajlandii. Poniżej film przedstawiający „farmę”: