Tak marginalizowany i upadlany przez wielu w ostatnich dekadach nacjonalizm wchodzi dziś w fazę renesansu. Przez socjologów, politologów i wszelkiej maści specjalistów zjawisko to postrzegane jest jako swego rodzaju reakcja na kryzys ekonomiczny. Z jednej strony są argumenty, które to potwierdzają, jednakże biorąc pod uwagę całą Europę, gdzie kryzys ów przybiera różne formy i nie wszędzie odczuwany jest przez obywatela w takim samym stopniu jak w Polsce – mimo, iż rzeczywiście w jakimś stopniu wpływa on na popularyzację idei – opinię tę należy poddać pewnej krytyce, zaś samego wytłumaczenia szukać także pośród innych czynników.
Odrodzenie idei narodowych w całej Europie, które można już postrzegać jako „Wiosnę Narodów” jest w dużej mierze, a może nawet przede wszystkim, reakcją zdrowej tkanki społeczeństw na kryzys nie tyle dotyczący sytuacji ekonomicznej, co wartości. Przy tendencji prawicy do ewoluowania w stronę lewicy i w dużej mierze zatarciu się różnic między tymi formacjami, społeczeństwa zaczęły szukać odpowiednika, który reprezentowałby poglądy konserwatystów, był sceptyczny wobec multikulturalizmu, opowiadałyby się po stronie narodu i jego interesu nie zaś tworów internacjonalistycznych.
Wobec takich tendencji podjęto działania propagandowe, których celem jest demonizowanie nacjonalizmu, przez próbę jego kategoryzowania i przypisywania mu we wszystkich krajach tych samych przywar, co z natury jest błędem i świadczy o ignorancji osób podejmujących się krytyki zjawiska. Jednakowoż działania te noszą znamiona celowości, co dostrzegamy zwłaszcza w naszej ojczyźnie. Próby przypisywania polskim organizacjom narodowym cech występujących kilka dekad temu w odłamach zachodnich, a zwłaszcza w Niemczech hitlerowskich, jest o tyle gorszące dla istoty z gatunku homo sapiens, że wyzuwa ją właśnie z drugiego członu jej łacińskiej nazwy. Pomijając to, iż sami narodowcy polscy okresu dwudziestolecia odcinali się od innych nacjonalizmów i wytykali im złe przywary, zwrócić należy uwagę na błąd logiczny w stwierdzeniu „polscy nacjonaliści sympatyzowali z hitlerowcami”. Biorąc pod uwagę ideologię narodowych socjalistów dotyczącą mitu nadczłowieka, działacze obozu narodowego w II Rzeczpospolitej musieliby dla potwierdzenia swojego poparcia reżimu Hitlera uznać siebie za niższą gatunkowo formę życia – zwłaszcza ci, którzy mieli pochodzenie żydowskie. Oznaczałoby to, że naród polski, który dla nich stanowił wartość jedną z najwyższych, lub bardziej precyzyjnie byt drugi po Bogu, zmuszeni byliby niezgodnie z ideą uznać za społeczeństwo sług wobec innego, wyższego tworu. Tak się nigdy nie stało, a wręcz przeciwnie. Nacjonalizm polski stał w opozycji do niemieckiego narodowego socjalizmu, czy też włoskiego faszyzmu. Głównymi czynnikami były tu niezgodne z nauczaniem Kościoła cechy owych -izmów, a także stawianie innych bytów ponad Bogiem i narodem. Niemieccy narodowi socjaliści, jako formę najwyższą stawiali rasę, będącą dla nich czynnikiem konstytuującym naród – do którego przyjmowano osoby nie będące w żaden sposób powiązane z Rzeszą, jeśli wykazywały pewne cechy fizjonomii i wyrażały chęć stania się Niemcem, lub na siłę naturalizowano jednostki mogące spełniać wymogi określające „nadczłowieka” (przykład Dzieci Zamojszczyzny). Jednocześnie wykluczano z niego, lub dawano niższą kategorię jednostkom zasymilowanym, a pochodzenia obcego, na co wskazywałyby cechy biologiczne. Rasa stanowiła więc wyznacznik tego, czy ktoś może być częścią narodu, czy też nie. Na plan drugi schodziła tu kwestia odczuwania przez jednostkę tożsamości i identyfikowania się z Niemcami. To aparat partyjny na podstawie badań określał klasyfikację gatunkową i czystość człowieka, dzięki czemu był on uznawany za część wspólnoty, lub jej wroga.
Przy tym wszystkim, rozpatrując zarzut, jakoby narodowcy polscy sympatyzowali z narodowymi socjalistami, podkreślić należy bliskie kontakty sanacji z owym reżimem, co raczej świadczyłoby na korzyść narodowców, będących z nią w konflikcie.
W przypadku polskiej idei narodowej było odwrotnie, to też w szeregach organizacji o tym profilu działać mogły jednostki pochodzenia choćby żydowskiego, jeżeli zasymilowały się, przyjmując w pełni naszą kulturę i tradycję. Izolowanie i niechęć wobec mniejszości – wbrew propagowanemu poglądowi – nie były przymiotem jedynie Polaków okresu II Rzeczypospolitej, ale działały obustronnie, gdyż mniejszości ją zamieszkujące cechowała duża odporność na asymilację. Tak popularyzowany dziś zarzut antysemityzmu narodowców, w wielu przypadkach określany także jako cecha całego narodu Polskiego miał zupełnie inne podłoże niż w Niemczech, czy Rosji i samo to stwierdzenie stanowi ogromne nadużycie. Zrównywanie masowych pogromów Żydów w innych krajach z „gettami ławkowymi”, czy bojkotem sklepów, nie może być nazwane inaczej, jak tylko kłamstwem wymierzonym przeciw naszemu narodowi. Konflikt ten miał bowiem podłoże wyłącznie ekonomiczne i nie była jego celem eksterminacja. Chodziło w nim o wspieranie rodzimych przedsiębiorców oraz wzrost liczby polskich studentów, którzy w przyszłości stanowiliby inteligencję. Nie brało się to znikąd biorąc pod uwagę procent mniejszości żydowskiej zajmującej się handlem, trudniącej się medycyną lub adwokaturą. Jednocześnie zwrócić należy uwagę, iż liczba studentów wywodzących się z tej mniejszości na najlepszych uniwersytetach polskich sięgała kilkudziesięciu procent. Ponadto na niechęć Polaków wobec Żydów – odwzajemnioną zresztą – wpływ miał także fakt braku, lub też bardzo powolnie postępującej asymilacji.
Równocześnie, mimo pewnych przejawów fascynacji, potępiano włoski faszyzm, który ciężko jest wpisać w definicję nacjonalizmu, choćby przez fakt jednej zasadniczej różnicy. Otóż faszyzm włoski opierał się na teorii, jakoby to państwo było bytem nadrzędnym i ono konstytuowało naród. Co za tym idzie, interes państwa w konfrontacji z interesem narodu był brany pod uwagę jako ważniejszy. Według polskiej myśli narodowej państwo ma służyć walce o interes narodu, stać na jego straży i być narzędziem służącym jego realizacji.
Próbując fałszować historię, propagandyści stojący na straży obecnego systemu, tworzą sobie przyczółek, z którego wyprowadzają kontrataki na narodowców współczesnych. Warto przy tym pamiętać, że ataki te nie są atrybutem jedynie lewicy, ale – co dla wielu wydawać się może zaskoczeniem – stały się spójnikiem dla skrajnych wobec siebie tworów partyjnych. Dzieje się tak dlatego, że zarówno lewica jak i prawica są częściami składowymi tego samego systemu politycznego, któremu trend narodowy zagraża.
Wspólna linia ataku opiera się na zakłamaniach historycznych, wypaczaniu myśli narodowej, przez eksponowanie wyrwanych z kontekstu słów, czy uderzanie w symbolikę nacjonalistów polskich. Brak fundamentalnej wiedzy na temat polskiego obozu narodowego przyczynia się do pokutowania w opinii publicznej twierdzenia, jakoby „nacjonalizm był chorobą okresu młodzieńczego”. Nic bardziej mylnego. Nacjonalizm to droga, która składa się z określonych odcinków, z których pierwszym jest zazwyczaj „subkulturowość” przeistaczająca się następnie w dojrzałą ideę zbudowaną na wiedzy i działalności. Samo zachwycenie człowieka młodego nacjonalizmem nie musi być u początku jego drogi podbudowane znajomością dzieł Doboszyńskiego, Mosdorfa, czy Dmowskiego. Wynikać może z mody, z poczucia odrzucenia, czy innych przesłanek będących w swej formie przykładem pobudek negatywnych, jednak w dalszej perspektywie prowadzi do przeobrażenia się w formę jak najbardziej pozytywną. Oczywiście nie każdy, kto podejmie drogę nacjonalisty wytrwa w niej. Przede wszystkim dlatego, że nie jest to droga łatwa, gdyż człowiek wzbudzający w sobie ideę zmuszony jest do głębszej analizy tego, co go otacza, do refleksji i działania na wielu płaszczyznach, a więc przede wszystkim do pokonania swoich słabości, które by go ograniczały.
Z nacjonalizmu nie można więc wyrosnąć – można nie dojrzeć do jego właściwej formy. Polski nacjonalizm nie opiera się wbrew opiniom na negacji i nienawiści, bo te cechy upadlają człowieka. Opiera się na wyższej formie miłości, dążeniu do prawdy i odtrącaniu tego, co negatywne (patrząc przez pryzmat interesu narodowego). Wyzuty jest z egoizmu i szowinizmu, ale przepełniony troską o naród i ojczyznę, o teraźniejszość i przyszłość nie moją własną, ale moich braci i sióstr – Polek i Polaków – oraz pokoleń, które nadejdą. To właśnie czyni go fenomenem pośród koncepcji i idei, gdyż nie polega on na narzuceniu siłą własnej woli innym. Stawia natomiast na pobudzanie świadomości przez systematyczną i bezinteresowną pracę jednostek dla narodu. Gdybyśmy ideę swoją opierali w głównej mierze na negacji, popadlibyśmy w dekadentyzm, który prowadziłby do utraty nadziei i wiary w to, co robimy. Tymczasem polska myśl narodowa trwa nieprzerwanie, gdyż temu co złe przeciwstawia wartości ponadczasowe i stawia przed nami rozwiązania oraz wytyczne, w jaki sposób do nich dążyć. Dlatego też nie utkwiliśmy mentalnie w końcówce XIX, czy początku XX wieku, ale cały czas idea nasza jest aktualna i samoistnie dostosowuje się do czasów oraz sytuacji w jakich przychodzi żyć Polakom. Nie zatraca przy tym swego rdzenia, gdyż wartości go tworzące są stałe. Kunszt z jakim ideologowie dopracowali tę myśl widoczny jest choćby w tym, że nawet, jeśli jakimś cudem zanikłaby ona na sto lat i nagle odrodziła się, to pokolenie, które wzięłoby na barki jej odbudowę nie musiałoby tworzyć wszystkiego od nowa, gdyż cała esencja myśli będzie aktualna, póki na świecie będzie choćby garstka ludzi świadoma swej polskości.
Ponadto próbuje się także marginalizować i niszczyć obóz narodowy zarzucając mu podatność na fobie wobec postępu i bycie ostoją poglądów cechujących niby średniowiecze. O ile w oczach przeciętnego człowieka, który swą wiedzę czerpie jedynie z mediów, epoka ta jawi się jako negatywna, o tyle my odbieramy to jako komplement. Był to czas, gdy wartości pielęgnowano, rozwój i postęp (w ujęciu pozytywnym) wcale nie zwolniły, a przybrały jedynie inną, bardziej uduchowioną formę. Czy gdyby średniowiecze rzeczywiście niosło ze sobą to, co próbuje się nam wmawiać, to moglibyśmy dziś zwiedzać wspaniałe zabytki architektury tamtej epoki, lub studiować dzieła filozofów, albo tak szybko poznać inne kontynenty?
Próbuje się również imputować nam nienawiść i fobie wobec wszystkiego co inne, nazywając je także lękiem przed nowym. Jest to o tyle bezmyślne, że nacjonalizm polski stanowi źródło odwagi w przeciwstawieniu się temu co złe i destrukcyjne dla narodu. Nie cechuje go nienawiść, ale realizm w dostrzeganiu zagrożeń i chęć zapobiegania im. My, narodowcy nie obawiamy się nowego, gdy widzimy w nim szansę dla rozwoju narodu. To co odtrącamy, to czynniki destruktywne, niszczące jedność i powodujące podziały społeczne, a więc prowadzące do upadku więzi narodowej. Nasze przeciwstawianie się pewnym zjawiskom nie jest fobią – choć oponenci nasi chcieliby, aby tak było – ale wynika z troski o naród. To co oni postrzegają jako wadę nacjonalistów polskich i jako takie chcą propagować, my bez wahania nazywamy cnotą. Nie dlatego, że przepełnia nas samouwielbienie, ale dlatego, że potwierdzenie swoich racji znajdujemy zarówno w historii, wierze katolickiej, nauce, jak i obserwacji otaczającego nas świata.
Cechuje nas pragmatyzm przy rozpatrywaniu skutków zachodzących zjawisk, nie zaś ślepe dążenie do celu, tak widoczne u tworów czysto politycznych, których atrybut stanowi parcie do władzy po trupach i bez patrzenia na konsekwencje. Zdajemy sobie sprawę, że bez działania nie zapobiegniemy temu co złe i nie przyczynimy się do triumfu dobra. Jesteśmy realistami, dlatego też nie utożsamiamy się z utopijnymi wizjami świata. Odcinamy się stanowczo od socjalizmu, liberalizmu czy anarchizmu, zakładających błędnie, że narzucona siłą ideologia stanie się powszechnie panującą i w równym stopniu wyznawaną przez wszystkich. Nie musimy wypaczać ludzkich umysłów. Podporządkowujemy swoje życie idei – prawda – jednak w żaden sposób nie deformuje to naszych umysłów, nie czyni jednostkami aspołecznymi. Przeciwnie – swoje działania opieramy na pracy u podstaw i haśle „dla narodu przez naród”. Wychodzimy naprzeciw potrzebom naszych rodaków, stawiamy odważnie czoła problemom nie oczekując nic w zamian.
Jednocześnie nie jesteśmy szowinistami, gdyż nie negujemy prawa do istnienia innych nacji, choć nasz interes narodowy stawiamy na pierwszym miejscu. Nie czynimy sobie także bożka z naszego narodu, ale jesteśmy świadomi naszych niedoskonałości, piętnujemy je i odrzucamy od siebie. Naród swój kochamy z jego zaletami i wadami, z pełną świadomością przyjmując to, co przez lata osiągnął i bolejąc nad tym, co zaprzepaścił.
Politycy próbują kategoryzować nas jako grupę społeczną, co również jest błędem, gdyż idea nie jest zarezerwowana dla jakiejś tylko części społeczeństwa. Tymczasem w naszych szeregach jest miejsce dla każdego. Nie dzielimy narodu na klasy, ale postrzegamy go jako całość, w której pracodawca jest odpowiedzialny za los ogółu na równi z pracobiorcą, polityk z rolnikiem, filozof z artystą estradowym…. Wobec każdego idea narodowa stawia takie samo wyzwanie, które realizować on powinien na tej płaszczyźnie, na której działa – nie w takiej części w jakiej jest mu wygodnie, ale w stu procentach.
Jednym z najczęściej powtarzanych zarzutów wobec narodowców jest rasizm. O ile teorię ras, podbudowaną mitologią, która opracowana została przez ideologów III Rzeszy obalił w swym artykule „Blef XX wieku” Wojciech Wasiutyński, o tyle koncepcja ta, występująca dzisiaj ma zupełnie inny charakter. Sama ideologia jest błędem występującym zarówno wśród Żydów, białych, czarnych, czy Azjatów. Utożsamianie jej z nacjonalizmem polskim to zagranie propagandowe, mające na celu demonizowanie idei i jej ośmieszenie. Samo występowanie ras jest oczywiste i jedynie ignorancja i głupota każą twierdzić, że jest inaczej. Czym innym jest natomiast próba stwierdzenia wyższości jednej nad drugą. Nie jest możliwym wykonanie badań, które pozwoliłyby to określić choćby przez wzgląd na to, że na wyższość składać musiałby się zespół cech, nie zaś jedna wybrana. Tak oto, jeśli dajmy na to, za czynnik świadczący o wyższości rasy uznamy rozwój techniki, to prym wieść będą Azjaci. Gdy czynnikiem tym będzie sprawność fizyczna – czarni. Jeśli rozwój myśli filozoficznej i innych nauk niepokonani będą biali.
Skupmy się natomiast na czynniku intelektualnym, jako wyznaczniku wyższości. Aby badanie to dawało nam pewność, poddanym mu powinni być wszyscy przedstawiciele danej rasy. Tu też – przyjmując, że wykonanie takich badań byłoby możliwe i będziemy potrafili określić ramy występowania danej rasy – pojawia się pierwszy problem, czyli osób upośledzonych intelektualnie, występujących w obszarze każdej z ras. Można bądź to wyłączyć je z badań, bądź uznać że procent ich występowania w obszarze rasy jest wytyczną stanowiącą o jej niższości. Będzie to błędne założenie, gdyż czynnik przeciwstawny – czyli procent jednostek wybitnie inteligentnych, którego pominąć tu nie wolno – świadczyć może o tendencji odwrotnej. Gdy za wskaźnik obierzemy natomiast rozwój cywilizacji na przestrzeni wieków, wykazanie wyższości którejś z ras będzie niemożliwe, biorąc pod uwagę nierównomierność wzrostu i upadania ośrodków kulturowych. Był bowiem czas, gdy prym wiodły cywilizacje rozwijające się na terenie Azji, Afryki, Europy i Ameryki. Działo się to na przestrzeni różnych wieków i w różnym tempie, jednak wszystkie one upadały. Czy zatem biorąc pod uwagę rozwój starożytnego imperium chińskiego możemy powiedzieć, że Azjaci są rasą najwyższą? Nie, gdyż nie była to jedyna wysokorozwinięta cywilizacja w dziejach ludzkości.
To, co uznaje się za największą przywarę nacjonalizmu polskiego, w rzeczywistości nie istnieje w tym środowisku, lub jest zjawiskiem marginalnym, charakterystycznym dla jednostek nie znających założeń polskiej myśli narodowej. Jest to działanie celowe i przeinaczenie, gdyż pod rasizm podpisuje się separatyzm kulturowy, mający na celu ochronę własnej tożsamości w dobie multikulturalizmu zagrażającego bytom narodowym. Sam separatyzm kulturowy nie ma cech rasizmu, gdyż poza ochroną dziedzictwa, zakłada on rozwój kultury własnej przez czerpanie pozytywnych wzorców z kultur innych narodów. Gdyby był rasizmem, to wady własne stawiałby wyżej niż zalety innych kultur. Separatyzm ten nie mówi o wyższości kultury własnej nad innymi, ale podkreśla jej indywidualność i zasługi dla ukonstytuowania się narodu. Multikulturalizm zakłada natomiast odrzucenie tego, co narody wypracowały przez okres swego istnienia i zastąpienie nową, ogólnoświatową kulturą, pełną negatywnych cech, gdyż odrzuca ona najważniejsze czynniki tworzące cywilizację łacińską, czyli religię chrześcijańską, filozofię i prawo budowane na przykładzie rzymskim.
Nacjonalizm polski jest więc wbrew ogólnie propagowanym hasłom ideą pozytywną. Wszelkie przeinaczenia mające go ośmieszyć stanowią formę propagandy opartej wyłącznie na przeinaczeniach i kłamstwie. Dzieje się tak, gdyż wzrost jego popularności stanowi zagrożenie dla pewnych bytów, które zysk własny stawiają ponad interesem narodu. Mimo to wiatr idei przybiera na sile, porywając coraz większą masę ludzi, pobudzając świadomość wzajemnej odpowiedzialności jednostki za naród i narodu za jednostkę. Ruch narodowy nie jest przy tym efektem kryzysu w świecie kapitału, ale odpowiedzią na kryzys człowieczeństwa.
Piotr Hrabski
Obóz Narodowo-Radykalny
fot. facebook.com/RuchNarodowy.net