Co więc pozostało Platformie z jej „obywatelskości”? Pozostało dokładnie tyle, ile PZPR miała wspólnego z „robotniczością” ! Śmiało więc można ją nazwać – Polska Zjednoczona Partia „Obywatelska”.
W grudniu 1948 roku, z połączenia Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej, powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, która samodzielnie sprawowała rządy w naszym nieszczęśliwym kraju aż do 1989 roku. Sama nazwa wskazywałaby na to, że była to partia stworzona przez klasę robotniczą i dla klasy robotniczej. Nadrzędną siłą partii i narodu miał być proletariat, stąd też przez 40 lat obowiązywało jakże złudne hasło z Manifestu Komunistycznego Karola Marksa i Fryderyka Engelsa: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Starsze pokolenia Polaków z autopsji, a młodsze z lekcji historii i opowiadań rodziców, wiedzą jak przewrotna była nazwa przewodniej siły narodu polskiego i jak wyglądała jej „robotniczość”. Władzę nad partią, a tym samym nad tubylczym narodem, sprawowali oczywiście nie robotnicy, a wysocy dygnitarze partyjni, otrzymujący wskazówki od przywódców Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Klasa robotnicza, jako ta najliczniejsza w państwie, potrzebna była rządzącym do celów propagandowych, aby zachowane były niby idee socjalizmu. Nikt rzecz jasna nie zamierzał oddać robotnikom władzy, jednakże mieli oni mieć poczucie, że biorą udział w rządzeniu państwem, że to ich niejako państwo. Wielu takie poczucie niewątpliwie miało, lub nabrało z czasem, i całkiem dobrze radzili sobie w tym systemie. Większość narodu miała jednak świadomość utopijności ustroju, ale cóż, trzeba sobie było jakiś radzić. Bardziej cwani wstępowali do jedynie słusznej partii i jakoś radzili sobie z kłopotami życia codziennego. Niektórzy nawet awansowali w hierarchii partyjnej, co dawało im różnego rodzaju przywileje, typu: talon na samochód, lepsze i większe mieszkanie, a nawet stanowisko kierownicze w zakładzie pracy, czy partii. Pozostali zaś, a tych była większość, nie wierzyli partii i w jej idee, więc pozostawali tylko członkami klasy robotniczej. Podsumowując, krajem rządziła komunistyczna świta zależna od Moskwy, a robotnicy byli utrzymywani w przekonaniu, że żyją w systemie specjalnie stworzonym dla nich, że to ich państwo. Tak naprawdę klasa robotnicza stanowiła niezbędny dodatek dla rządzących. Jako, że były to czasy permanentnych niedostatków rządzącym łatwo przychodziło „przeciąganie” ludzi na swoją stronę, np. wspomnianymi talonami, mieszkaniem, czy lepszym stanowiskiem pracy. Nie miało to oczywiście nic wspólnego z „robotniczością” rządzącej partii, ale złudzenie pozostawało. Rzeczywistość była wręcz odwrotna, to właśnie robotnicy najboleśniej odczuwali ułomności systemu, to oni najbardziej odczuwali codzienne niedostatki towarów, czy drastyczne podwyżki cen. Gdy natomiast dochodziło do grupowych buntów klasy robotniczej przeciwko władzy, na przykład w postaci strajków, siłą tłumiono te przejawy niezadowolenia. Na tym, oczywiście w telegraficznym skrócie, polegała „robotniczość” PZPR.
Minęły lata, doszło do tzw. transformacji ustrojowej i do władzy w naszym nieszczęśliwym kraju dopadły siły, które wyklarowały się z porozumienia okrągłostołowego. Nastąpił pluralizm, a więc powstało wiele partii i partyjek. Jedną z nich był Kongres Liberalno – Demokratyczny, zalążek powstałej w 2002 roku Platformy Obywatelskiej. Ważnymi postaciami w obu tych partiach stali się Donald Tusk i Paweł Piskorski. Po latach Paweł Piskorski w swojej książce będącej wywiadem – rzeką pt.: „Między nami liberałami” wspomina o finansowaniu przez niemiecką partię CDU w latach 90. KLD, czyli ugrupowanie, którego przewodniczącym był wówczas Donald Tusk. Tenże był jednym z „trzech tenorów” tworzących później Platformę Obywatelską. Gdyby sensacja podana przez Piskorskiego dotycząca finansowania KLD była nieprawdziwa, to już dawno jej autor stałby przez obliczem sądu. Po wydaniu książki zarówno Donald Tusk, jak i mainstreamowe media będące na usługach miłościwie nam rządzących, szybciutko wyciszyły temat, co niewątpliwie świadczy o wysokim prawdopodobieństwie faktów podanych przez Pawła Piskorskiego.
Żyjemy dziś w okresie, w którym od ośmiu lat rządzi naszym nadal nieszczęśliwym krajem Platforma Obywatelska wraz z satelitą PZPR, czyli Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym, przeistoczonym dla niepoznaki w 1990 roku w Polskie Stronnictwo Ludowe. Nazwy pozmieniały się, ale co to oznacza dla nas, obywateli tego kraju?! Tak naprawdę niewiele. Rządząca PO przejawia tyle samo, albo i mniej „obywatelskości”, co PZPR miało wspólnego z „robotniczością”. Nazwa ma spełniać tylko i wyłącznie rolę propagandową, a nie rzeczywistą.
Pamiętamy przecież moment, gdy Donald Tusk zapewniał, że zmniejszy daniny publiczne (słynny już jego program „3×15”), a każdego ministra, który zaproponuje podwyżkę podatków usunie z rządu. Zamiast realizacji tej obietnicy, podczas jego rządów podatki „obywatelsko” wzrosły, a żaden minister w związku z tym nie odszedł z rządu. To podczas rządów Platformy, zgodnie z jej „obywatelskością” podwyższono wiek emerytalny do 67 roku życia. To podczas rządów Platformy „obywatelskie” pieniądze z OFE przesunięto do niewydolnego ZUS. Wreszcie, to podczas rządów „obywatelskiej” Platformy odrzucono kilka (zapewne w ramach „obywatelskości”) obywatelskich projektów ustaw – ostatnio w sprawie edukacji sześciolatków.
To za rządów „obywatelskiej” Platformy trzykrotnie wzrosła administracja publiczna, to za rządów „obywatelskiej” Platformy zadłużenie naszego nieszczęśliwego kraju wzrosło do niemalże biliona złotych, i to za rządów „obywatelskiej” Platformy ponad 2 miliony obywateli jest bezrobotnymi, a drugie tyle wyemigrowało za chlebem. To właśnie za rządów „obywatelskiej” Platformy nasz kraj „istnieje tylko teoretycznie” i zamienił się w „ch..j, dupę i kamieni kupę”, jak słusznie zresztą zauważył jej ważny funkcjonariusz, Bartłomiej Sienkiewicz. Wreszcie to za rządów „obywatelskiej” Platformy mieliśmy kilka zamiecionych pod dywan afer – wszystko to zapewne dla dobra swych obywateli i w imię „obywatelskości”.
Warto wspomnieć też nadzwyczajną uległość miłościwie nam rządzących wobec kanclerz Niemiec, Anieli Merkel. Dzięki między innymi „obywatelskiej” Platformie nasze niezwyciężone siły zbrojne posiadają wielu generałów i oficerów, gorzej natomiast z jej mocą militarną, dzięki „obywatelskiej” Platformie nie mamy w zasadzie polskiego przemysłu, nie mamy polskich banków, staliśmy się w zasadzie kolonią (no, może półkolonią) niemiecką. No, ale przecież trzeba spłacać niegdysiejsze zobowiązania wynikające z niemieckiego finansowania, o czym pisał wspomniany powyżej Paweł Piskorski. Tak więc, dzięki transformacji, „kierownictwo” jedynie słusznej polskiej partii, zmieniło swą lokalizację z Moskwy do Berlina.
Co więc pozostało Platformie z jej „obywatelskości”? Pozostało dokładnie tyle, ile PZPR miała wspólnego z „robotniczością” ! Śmiało więc można ją nazwać – Polska Zjednoczona Partia „Obywatelska”.
Partia ta, do perfekcji opanowała socjotechnikę mając za sobą potężne narzędzie propagandy jakim są mainstreamowe media, dzięki czemu od ośmiu lat wygrywa wszystkie najważniejsze wybory w kraju. Narzędzia te, których nie powstydziłby się nawet mistrz propagandy III Rzeszy Józef Goebbels, skutecznie ogłupiają miliony Polaków, zwolenników tej partii władzy. Większość działaczy w terenie nie zna w ogóle programu (zresztą trudno w działaniach rządzących dopatrzyć się jakiegokolwiek programu), nauczeni są tylko jak małpki pochwalać poczynania Komitetu Centralnego PO i potępiać swego największego wroga, czyli Prawo i Sprawiedliwość (zadań niewiele, a jaka uciecha). Na tym kończy się w większości jakakolwiek wiedza zwolenników Platformy. Są oni potrzebnym rządzącej sitwie „mięsem armatnim”, którym wydaje się, że są ważni i potrzebni. Są tym samym, czym dla Komitetu Centralnego PZPR była klasa robotnicza. Niemniej uważam, że w czasach pierwszej komuny świadomość ludzka była wyższa. Ludzie w większości wiedzieli, że żyją w utopijnym systemie, natomiast zachowywali się różnie, aby tylko jak najlepiej przetrwać ten ciężki niewątpliwie okres. Natomiast dzisiejsi zaślepieni zazwyczaj zwolennicy Platformy to tak naprawdę tylko „pożyteczni rządzącym idioci”. Szkoda tylko, że oni sami w swym ukojeniu tego nie wiedzą i że jest ich tak wielu. Ich mi nie szkoda, tylko Polski !
Foto: Wikimedia Commons
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany