Prof. Krzysztof Simon był gościem w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski. Odniósł się do aktualnie wykonywanych testów na koronawirusa. Nie ukrywał, że duża część społeczeństwa tych testów się boi, i to do tego stopnia, że czasami jest za późno na ratunek.
Prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału chorób zakaźnych szpitala we Wrocławiu, był gościem w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski. Pytany był między innymi o kwestię nowych przypadków koronawirusa, których w ostatnim czasie jest mniej. „Ja bym się tak szczegółowo nie przywiązywał do tych liczb jako takich, bo to oczywiście jest testowanie tych pacjentów, którzy są objawowi, więc to jest na pewno mniej” – mówił.
Ekspert nie ukrywał, że duża część społeczeństwa nie chcę poddać się testom. „Proszę pamiętać, że szereg ludzi, ze względu na kłopoty w pracy itp., (…) nie chcą się nigdzie zgłaszać, siedzą w domach i konsultują się przez telefon czy jeszcze żyją czy nie. To jest trochę makabra. Ale to trzeba pomnożyć wszystko przez pięć, to w dalszym ciągu około tych 100 tysięcy dziennie wychodzi zakażonych. Większość jest bezobjawowych. Ja nie wiem, czy to jest prawdziwe czy nieprawdziwe, ale tak wynika ze wszystkich danych o przebiegu tej epidemii i przebiegu tego zakażenia” – powiedział prof. Simon.
Prof. Simon: „Ilu ma pan kolegów i koleżanek, którzy boją się zastrzyków?”
Prowadzący program nie ukrywał zaskoczenia faktem, że Polacy nie chcą poddawać się testom. „Konsultują, podejrzewają, ze są chorzy, i co? I nic? Leżą w domu?” – pytał. „No i nic, i leżą w domu. I przywożą mi ich po trzech-czterech dniach, dzisiaj jest dwóch takich pacjentów z ciężkim zapaleniem płuc. Już być może w ogóle nie mają tego COVID-u, już wyeliminowali wirusa, ale mają ciężkie zapalenie płuc, konsekwencję zakażenia. I prawdopodobnie ci ludzie już nie przeżyją” – mówił prof. Simon.
Zdaniem eksperta, do samej obawy dochodzi tutaj cała otoczka społeczna. „Panie redaktorze, a ilu pan ma kolegów i koleżanek, którzy boją się zastrzyków? To to jest to samo. (…) A tu dochodzą te względy socjalne i otoczka. Mieliśmy pacjentów, którym wybijano szyby w domach, że jest zaraza, samochody rysowano, niszczono, musieliśmy organizować im mieszkania w innej miejscowości. Mamy takie prymitywne społeczeństwo po części” – powiedział.
Prof. Simon odniósł się również do stwierdzeń, jakoby Strajk Kobiet miał wpływać na wzrost liczby nowych przypadków. „Jest mniej tych przypadków, zdecydowanie. Mamy wolne miejsca u mnie w klinice, na sąsiednich oddziałach mniej więcej 15-20 procent mniej. Niewątpliwie te restrykcje, ich przestrzeganie, niewątpliwie się sprawdzają. To też się pokrywa z negacją tej koncepcji, że demonstracje kobiet w obronie ich praw wpłynęły na wzrost epidemii, bo nieprawda. Demonstracje są i będą, a liczba przypadków jest mniejsza, a więc nie wpłynęły na wzrost” – zaznaczył.
Czytaj także: Wigilia tylko do 5 osób. Jest rozporządzenie rządu
Źr.: WP