Po tak emocjonującym Giro nie sądziłem, by francuska pętla okazała się w tej kwestii ciekawsza niż Corsa Rosa. Jednak zakończone dziś Criterium du Dauphine zmusiło mnie do weryfikacji poglądów i sprawiło, że nie mogę już doczekać się startu Wielkiej Pętli.
Criterium du Dauphine to tygodniowy wyścig, który pokazuje rozkład sił w peletonie przed najbardziej medialnym tourem sezonu – Wielką Pętlą. W ostatnich latach, jeśli ktoś wygrywał Delfinat, to miesiąc później stawał też na najwyższym stopniu podium na Polach Elizejskich. Nie jest to oczywiście reguła, ale wyniki tygodniówki dają ekipom i dziennikarzom wiele do myślenia.
Wiele przed wyścigiem mówiło się o Christopherze Froomie i o tym, że może wygrać go po raz czwarty. Gdy w poprzednich latach Brytyjczyk okazywał się najlepszy, to później nie miał sobie równych w Tour de France. Tym razem było jednak zupełnie inaczej. To nie Froome błyszczał, a jego rywale –Richie Porte i Jakob Fuglsang. Trzykrotny zwycięzca Tour de France nie był w stanie odpowiadać na ataki wspomnianej dwójki. Po jeździe Froome’a widać było, że do formy pozwalającej na zwycięstwo w Wielkiej Pętli, jeszcze dużo brakuje.
Czytaj także: Kwiatek, Majka i tęczowe gruchy - co zapamiętamy z TdF ?
Samo Criterium okazało się fantastycznym ściganiem. Osiem dni, zróżnicowana trasa i piękna walka o koszulkę lidera – tak w skrócie można opisać tegoroczny Delfinat. Szczególnie niedzielny etap był popisem tego, co w kolarstwie najpiękniejsze – zrywy, chwile słabości, odrodzenia faworytów – każdy, kto widział chociaż ułamek relacji, mógł podziwiać pasję, z jaką faworyci walczyli o zwycięstwo. Nie było szachów, strategii, każdy dawał z siebie 110%.
Kim jest tegoroczny triumfator? Jakob Fuglsang jest pierwszy Duńczykiem, który wygrał Criterium Dauphine. W karierze 32-latka to największy sukces, obok srebrnego medalu olimpijskiego z Rio. Fuglsang nie dość, że wygrał dwa etapy Delfinatu, to drugiego w „generalce” Richiego Porte wyprzedził o zaledwie 10 sekund. To są właśnie te detale.
Criterium du Dauphine było też bardzo ważne dla Michała Kwiatkowskiego. To właśnie od postawy w tym wyścigu miał być uzależniony jego start w Tour de France. I trzeba otwarcie przyznać, że „Kwiato” szanse wykorzystał w stu procentach. To, co Polak wyczyniał w Delfinacie, jak wspierał Froome’a na każdym odcinku, było czymś nieprawdopodobnym. Nie pamiętam, by w przeszłości Kwiatkowski był najlepszym gregario w swojej ekipie! Szkoda tylko, że Froome nie mógł wykorzystać w pełni pracy Polaka. Ale co się odwlecze…
Tour de France startuje za 19 dni. Na tę chwilę ciężko wskazać faworyta. Przez te niespełna trzy tygodnie wiele jeszcze może się zmienić. Rywale już wiedzą, że Froome ma w tym sezonie bardzo ludzką twarz i przy odrobinie szaleństwa można go zgubić w górach. Fuglsang i Porte pokazali, że są bardzo groźni i nie należy ich lekceważyć. Nie możemy również zapominać o Fabio Aru i duecie Valverde – Quintana z Movistaru. Kandydatów jest wielu i wydaje się, że każdy z nich ma takie same szanse na końcowy sukces. Wśród nich jest też Rafał Majka, dla którego będzie to pierwsza Wielka Pętla w roli lidera zespołu. Zapowiada się więc ściganie, jakiego dawno w Tour de France nie było.