Po doczytaniu ostatniego zdania powieści „Beatlesi” autorstwa Larsa Saabye Christensena pomyślałem: „Jak to dobrze, że takie książki powstają”. Bo tak uniwersalną historię, tak piękną opowieść o przyjaźni naprawdę ciężko jest znaleźć.
Tytuł może trochę mylić ponieważ książka nie do końca jest o Beatlesach, aczkolwiek zespół odgrywa tutaj niebagatelną rolę. Powieść przenosi nas do Oslo i przedstawia czterech chłopców: Kima, Seba, Olę i Gunnara. Ich czwórka przybiera pseudonimy czwórki z Liverpoolu i zafascynowani muzyką The Beatles w rytm kolejnych hitów przeżywają codzienne przygody, rozterki, pierwsze miłości, szkolne problemy. Gdzieś docierają do nich pogłoski o wydarzeniach na świecie, słyszą o wojnie w Wietnamie, o interwencji w Czechosłowacji. Coraz więcej zaczynają rozumieć, ale jednocześnie nie jest to dla nich najważniejsze. Krótko mówiąc – doskonała opowieść o dorastaniu. Takim prawdziwym, nie przejaskrawionym, ale realnym.
Już na pierwszy rzut oka bardzo fascynująca jest konstrukcja całej powieści. Tytuły poszczególnych rozdziałów są bowiem tytułami piosenek Beatlesów, jakich aktualnie słuchają bohaterowie książki. Dzięki temu zespół jest cały czas gdzieś obecny. I chociaż nie pojawia się na kartach książki ani przez chwilę, to cały czas mamy wrażenie, jakby w niej był. Swoją drogą, oprócz Beatlesów w powieści pojawiają się również takie ikony jak Jim Morrison czy Bob Dylan, aczkolwiek to Beatlesi są tutaj wyraźnie na pierwszym miejscu. Nawet wówczas, kiedy głównym bohaterom trochę już przestają się podobać.
„Beatlesi” Christensena to przede wszystkim powieść o przyjaźni. Przyjaźni, która niejednokrotnie zostaje wystawiona na bardzo ciężką próbę. Przyjaźni, która momentami nie ma prawa przetrwać i wszyscy bohaterowie muszą się naprawdę postarać, by nie umarła. Książka to również powieść o miłości. Chłopcy dorastają, przeżywają pierwsze zauroczenia, które prowadzą ich w różne strony i odmienne środowiska. Autor niejednokrotnie zaskakuje, ponieważ czytelnik nagle orientuje się, że główni bohaterowie są zupełnie gdzie indziej, niż to sobie wyobrażał i robią rzeczy, o jakie nigdy by ich nie podejrzewał. A przy tym nie ma tu ani grama nierealności, wszystko jest w sumie oczywiste. A mimo to zaskakujące. Całej akcji towarzyszą również ogromne emocje. Emocje wynikające z miłości, zarówno tej rówieśniczej, jak i rodzicielskiej (a to też ważny wątek), jak również wynikające z przyjaźni, która musi przetrwać najcięższe próby.
Jeśli mowa o miłości to trzeba jeszcze zaznaczyć wyraźnie, że „Beatlesi” to powieść o miłości do muzyki. Z czasem trochę się to zmienia, dochodzą kwestie odpowiedzialności, zaangażowania, ale momentami bohaterowie są w stanie rzucić wszystko i po prostu słuchać kolejnej płyty ulubionego zespołu. I tutaj znów ogromny podziw dla autora, ponieważ udało mu się ukazać mu faktyczne uwielbienie dla tej muzyki. Z kartek książki wypływa wprost zachwyt nad Beatlesami i ich twórczością.
To, co jeszcze zasługuje na fakt, to niewątpliwie znakomita kreacja bohaterów. Każdy z nich jest w pewien sposób inny, a mimo to stanowią zgraną całość. Doskonale został ukazany proces ich dorastania, któremu towarzyszą ogromne zmiany. I nagle okazuje się, że dana postać robi coś, czego byśmy się po niej nie spodziewali. Najmniej rozgarnięty z nich nagle okazuje się najbardziej odpowiedzialny, zaś ten, po którym byśmy spodziewali się najwięcej, ląduje na dnie. Jednak przez wszystkie wzloty i upadki przechodzą razem, chociaż momentami ich przyjaźń jest niezwykle trudna i wymaga naprawdę ogromnych poświęceń.
„Beatlesi” to książka gruba, ale niech nikogo nie odstraszy jej rozmiar. Czyta się ją błyskawicznie i jest wprost fenomenalna. Realizm, jaki jej towarzyszy może naprawdę zachwycić, a emocje na długo pozostają w głowie czytelnika. Z czystym sumieniem mogę polecić ją każdemu, ponieważ w najdrobniejszych szczegółach, najzwyklejszych scenach potrafi chwycić za serce. A jeżeli ktoś pamięta Beatlemanię i sam jej doświadczył, to może zachwycić się podwójnie, bo rozpozna tutaj świat swojej młodości.
Lars Saabye Christensen, Beatlesi,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, 729 stron
Czytaj także: Znamy oficjalny tytuł VIII części „Gwiezdnych Wojen”!