Pionierzy stoner metalu w kraju nad Wisłą powrócili. Cztery długie lata musieliśmy czekać na kolejne dzieło Corruption. Ich nowy krążek zatytułowany Devil’s Share potwierdza, że jednak warto być cierpliwym.
Należy na początku podkreślić, że w Corruption w 2013 roku odbyła się spora kadrowa rewolucja. Ze starego składu pozostał jedynie basista Piotr „Anioł” Wącisz, do którego dołączyli gitarzyści: Daniel „Dani” Lechmański i Piotr „Rutkuś” Rutkowski, którzy przejęli ponadto obowiązki głównych wokalistów. Skład uzupełnił perkusista Bartek „Vincent” Gamracy. Z kwintetu zespół przekształcił się w kwartet. Fani mogą jednak spać spokojnie. Owo zamieszanie ze składem nie wpłynęło na styl Corruption, który na Devil’s Share został wzbogacony paroma niuansami.
Czytaj także: Nim wróci wiosna... - Stworz - \"Cóż po żyznych ziemiach...\" [recenzja]
Akustyczne intro tylko na krótko zmyla słuchaczy, bo zaraz atakuje nas ściana gitar i mocny początek płyty w postaci singlowego Hang’n’over. Wykrzyczany refren powoduje, że z pewnością będzie to koncertowy killer. This is The Day uraczy nas podwójnymi uderzeniami stopy perkusji, która jest niemiłosiernie okładana przez Vincenta. To kolejny mocarny kawałek ze świetnym refrenem do pośpiewania z zespołem na koncertach. No, panowie na dzień dobry otworzyli worek ze stonerowymi przebojami.
Story of Things That Sholud Not Be wita nas fajnymi riffami i zmianami tempa, które momentami rozpędza się do zawrotnych prędkości. Traveller Blues, jak sama nazwa wskazuje, to ciężki jak diabli blusior z niekoniecznie często wykorzystywaną w muzyce metalowej harmonijką. Kolejnym nietypowym utworem na Devil’s Share jest w pełni akustyczna miniaturka Tresspasstellers, która stanowi wytchnienie przed brudnym i ciężkim Inspire. Dużo się dzieje w tym utworze, szczególnie w kwestiach solówek gitarowych, którymi pięknie wymieniają się Dani i Rutkoś. Obydwaj panowie na całym albumie robią wspaniałą robotę, raz po raz krzesząc spod swoich palców soczyste solowe partie.
Born to be Zakk Wylde przynosi miłą odmianę w postaci medleyu dwóch klasycznych piosenek z historii rocka: Born to the Wild Steppenwolf i Holy Diver – Ronniego Jamesa Dio. Muszę przyznać, że przeważnie irytują mnie covery, szczególnie jak są zamieszczane w programie płyt studyjnych, a nie jako bonusy, jednak tutaj panowie z Corruption mnie mile zaskoczyli prezentując mocno pustynne podejście do tych klasyków. Następne w programie, Betty Pyro, to swoiste połączenie rock’n’rollu z stoner metalem, a efektem jest kolejny dobry kawałek na Devil’s Share.
Moment of Truth przynosi kolejne zaskoczenie, bo to aż dziewięciominutowy monumentalny utwór, którego Corruption jeszcze w swoim całkiem bogatym dorobku nie miał. Spokojne momenty z czystym śpiewem przeplatane są potężnymi fragmentami ze świetnym riffem z krzyczanymi partiami. Pod koniec kompozycja przyspiesza fundując nam doskonałe solówki gitar na samo zakończenie albumu.
Nowe otwarcie w historii Corruption wypadło bardzo dobrze. Płyta momentami naprawdę wciska słuchacza w fotel potężnymi uderzeniami gitar i galopad perkusji. Kompozycje są ciekawe, nie ma objawów jakiejkolwiek nudy przy wysłuchiwaniu Devil’s Share. Brzmieniem się zajął Filip „Heinrich” Halucha na spółkę z zespołem, a że Heinrich oprócz bycia doskonałym muzykiem jest nie gorszym realizatorem nagrań, więc musiało być dobrze. I jest dobrze. Obyśmy na następną płytę nie musieli czekać tyle czasu.
Foto: Metal Mind Productions.