Nawet wobec śmierci człowieka refleksja nie trwa dłużej niż kwadrans – ubolewa Apoloniusz Kurylczyk w rozmowie z Wirtualną Polską. Prezes zachodniopomorskiego WOPR opowiedział o reakcji plażowiczów na zgon mężczyzny. Z jego relacji wynika, że ratownik może usłyszeć… pretensje.
Dwie tragedie w okolicach Mielna (woj. zachodnipomorskie). W związku z utopieniem się dwóch osób w poniedziałek na strzeżonych plażach na odcinku Międzyzdroje – Jarosławiec kolejny raz wywieszone zostały czerwone flagi.
Niestety, nie wszyscy reagują na wyraźny sygnał zakazu kąpieli. Ratownicy informują, że niektórzy plażowicze mają do nich pretensje. Do refleksji nie skłania ich nawet widok parawanu zasłaniającego zwłoki.
– Nieżywy człowiek leży na piasku, jeszcze nie zabrano ciała, obok płacze rodzina, a już kolejni plażowicze wchodzą poskakać na falach, jakby byli wodoodporni – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prezes WOPR Województwa Zachodniopomorskiego, Apoloniusz Kurylczyk.
Ratownik o bezmyślności wczasowiczów. „Ja dam radę”
Co więcej, pracujący na miejscu ratownicy muszą słuchać odrażających uwag wczasowiczów, np. „ja dam radę”. – Nawet wobec śmierci człowieka refleksja nie trwa dłużej niż kwadrans. 50 metrów obok parawanu osłaniającego ciało, kolejni plażowicze szli poskakać po falach – ubolewa prezes zachodniopomorskiego WOPR.
Niektórzy plażowicze zgłaszają pretensje do ratowników i dopytują, gdzie mogą popływać. Ignorują również wszelkie uwagi dotyczące bezpieczeństwa kąpieli. Bywa też i tak, że później to ich muszą wyciągać z wody ratownicy. – Chciałbym podkreślić, że ratując te osoby, jednocześnie narażamy własne życie. W tych warunkach akcje ratunkowe są bardzo trudne – podkreślił Kurylczyk.