„Mi jest po prostu koszmarnie, nie do opisania, wstyd” – napisał Szymon Hołownia na Facebooku. W emocjonalnym wpisie publicysta podzielił się swoimi przemyśleniami na temat głośnej sprawy Alfiego Evansa.
Losy 23-miesięcznego chłopca z Wielkiej Brytanii miliony osób na całym świecie. Sprawa Alfiego Evansa została nagłośniona w mediach na początku tygodnia. Wtedy właśnie, zgodnie z decyzją sądu, dziecko zostało odłączone od aparatury podtrzymującej życie.
Na takie rozwiązanie nie zgodzili się jednak rodzice, którzy starali się o transport Alfiego do Włoch. Tam, w watykańskiej klinice Dzieciątka Jezus, opiekę nad dzieckiem przejęliby miejscowi lekarze. Jednak brytyjski sąd zdecydował, że jest to zbyt ryzykowne wyjście dla dziecka i lepiej kontynuować opiekę paliatywną na miejscu. Do czasu, gdy Alfie umrze…
„Mnóstwo emocji, okrzyków, apeli”
Im bardziej sprawę nagłaśniano w mediach, tym większe emocje budziły się wśród komentujących. Żarliwa dyskusja toczy się m.in. w Polsce. Swoją opinię na ten temat zamieścił Szymon Hołownia. Dziennikarz zwrócił uwagę, że wskutek emocji w dyskusji na temat Alfiego pojawiają się również argumenty nie na miejscu.
„Jest mnóstwo emocji, okrzyków, apeli (ale i absurdalnych porównań choćby z Bogu ducha winnym Royal Baby, wzniecania kolejnych wojen wokół aborcyjnych ustaw, analiz czy takie ułożenie rączki jak na zdjęciu jest możliwe przy 70 proc. uszkodzenia mózgu, czy dopiero przy 71.)” – czytamy we wpisie.
Hołownia: „Wstydzę się wobec tego chłopca za cywilizację, której jestem częścią”
„Mi jest po prostu koszmarnie, nie do opisania, wstyd. Wstydzę się wobec tego chłopca za cywilizację, której jestem częścią, i która doszła do przekonania, że gdy tylko owinie się to w odpowiednio napompowane słowa, ma się prawo stać się panem czyjejś, nie swojej, śmierci” – napisał dziennikarz.
„Subiektywne przekonanie jednostki ma moc zakończyć czyjeś, obiektywne, życie: można wyrzucić kogoś z pociągu nie dlatego, że go boli (bo nic nam o tym nie jest wiadomo), ale dlatego, że mnie boli to, że go może boli” – dodał.
W dalszej części wpisu, Hołownia zadaje kluczowe pytanie: „Co mogę zrobić w tej sprawie?”. Jego zdaniem odpowiedź jest prosta – „nic”. Nie jest sędzią, który rozstrzyga sprawę tego chłopca, nie może realnie wpłynąć na brytyjskie władze. Jednak w związku z tragiczną sytuacją dziecka, dziennikarz zwraca się do internautów.
„Wrzucam ten post z prośbą, by już nie mnożyć słów, komentarzy. Raczej zrobić to, co wypada zrobić przy idącym granicą życia i śmierci chorym – posiedzieć w milczeniu, jak się nie da fizycznie – duchowo potrzymać za rękę. Nie ma znaczenia, wierzący czy nie. To nie jest kwestia religijnej wiary. Nie w moim imieniu to się dzieje, drogi maluchu, nie w moim imieniu” – podkreśla.