Kilka dni temu na portalu money.pl opublikowano ranking najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Dane w nim zawarte szokują i przerażają. Jak to możliwe, że miasto może normalnie funkcjonować, gdy jego zadłużenie wynosi 300, 500, a nawet ponad 900 milionów złotych? Jak to jest, że miasto na długach „ciągnie”, a Polak z długami traci dobytek?
Wyobraźmy sobie sytuację, w której mamy w kieszeni 1300 zł i chcemy kupić nowy telewizor. Jednak chcemy kupić ten lepszy za 2000 tysiące. Co robimy w tym wypadku? Wyjścia są trzy: 1. Kupujemy ten, na który nas stać. 2. Wychodzimy ze sklepu i zbieramy brakującą sumę. 3. Bierzemy kredyt.
Załóżmy, że wzięliśmy kredyt i mamy nowy telewizor. Teraz czas go spłacić. Niestety, traf chciał, że straciliśmy pracę i nie mamy za co kredytu spłacać. Bank oczywiście pozostaje tym niewzruszony i domaga się od nas kolejnych rat. By je spłacić musimy wziąć kolejny kredyt. Popadamy w błędne koło zadłużenia i w końcu wchodzi komornik, który zabiera telewizor, by pokryć część naszego długu. Ostatecznie zostajemy bez telewizora i bez pieniędzy, co pogarsza naszą sytuację życiową.
Czytaj także: Łódź - polskie Detroit
Teraz podobna sytuacja, przeniesiona na grunt miejski. Miasto chce wybudować most. Most kosztuje 500 mln. Jednak w budżecie przeznaczono na ten cel tylko 200 mln. Skąd wziąć brakujące 300? Fundusze unijne. Dlaczego? Bo są. Bo można. Bo trzeba je wydać, a jak nie to zapłacimy karę.
Więc miasta budują i się zadłużają. O ile jednak most jest potrzebny, to nie zawsze miasto stać na to, co musi wybudować. Dostaje pieniądze na określone cele i te cele musi zrealizować, bo inaczej pieniądze przepadną. Co z tego, że na rozbudowę szpitala w budżecie są 3 mln, skoro Unia daje nam 4 i żąda byśmy mieli taki sam wkład? Miasto nie ma wyjścia i dopisuje ten milion na minus. Bilans zysków jest niższy niż strat, ale tak robimy, bo trzeba.
Do tego dochodzi brak odpowiedzialności wobec osób, które do tego zadłużenia doprowadziły. Nikt nie ukarał prezydenta, burmistrza, rady miasta za to, że niemiłosiernie zadłużyła miasto. Tomasz Lenz (Platforma Obywatelska) z Torunia chwali się na bilboardach, że miasto wyremontowało zabytki za kwotę 54 mln. Duża rzecz. Tylko, że wspomniany wyżej nie mówi nic o tym, że miasto wszystkie zabytki zastawiło pod spłatę długu. Słowa nawet nie ma o tym, że Toruń jest najbardziej zadłużonym miastem w Polsce. Jest za to tłumaczenie, że miasto się rozwija i pieniądze idą na inwestycje, więc to zadłużenie nie jest złe. Hmm… ciekawe jakby zareagował bank, gdybym poszedł i powiedział, że nie spłacam kredytu, bo wydaje pieniądze na osobisty rozwój.
Powyższy przykład to jeden z wielu. Wszak w KAŻDYM lub niemal każdym mieście bądź gminie dochodzi do takich sytuacji. Władza zadłuża miasto, następnie chwali się co zrobiła, przegrywa wybory i odchodzi bez ponoszenia konsekwencji. Wszak nie każdy w Polsce wie czym jest to „mityczne” zadłużenie…
Na zakończenie, by dać Tobie Czytelniku do myślenia, przedstawię najnowszy ranking 10. najbardziej zadłużonych miast w Polsce.
Miejsce 10. Płock
Relacja zadłużenia do dochodów: 60 proc.
Wysokość zadłużenia: 471 milionów złotych
Miejsce 9. Koszalin
Relacja zadłużenia do dochodów: 60,1 proc.
Wysokość zadłużenia: 290 milionów złotych
Miejsce 8. Żory
Relacja zadłużenia do dochodów: 61,3 proc.
Wysokość zadłużenia: 141 milionów złotych
7. Lublin
Relacja zadłużenia do dochodów: 63,4 proc.
Wysokość zadłużenia: 1,2 miliarda złotych
Miejsce 6. Wrocław
Relacja zadłużenia do dochodów: 64,1 proc.
Wysokość zadłużenia: 2,3 miliarda złotych
Miejsce 5. Elbląg
Relacja zadłużenia do dochodów: 66 proc.
Wysokość zadłużenia: 341 milionów złotych
Miejsce 4. Bydgoszcz
Relacja zadłużenia do dochodów: 70,6 proc.
Wysokość zadłużenia: 1 miliard złotych
Miejsce 3. Łódź
Relacja zadłużenia do dochodów: 78,3 proc.
Wysokość zadłużenia: 2,7 miliarda złotych
Miejsce 2. Wałbrzych
Relacja zadłużenia do dochodów: 89,1 proc.
Wysokość zadłużenia: 471 milionów złotych
Miejsce 1. Toruń
Relacja zadłużenia do dochodów: 95,3 proc.
Wysokość zadłużenia: 981 milionów złotych