Rafał Trzaskowski zastąpił Małgorzatę Kidawę-Błońską w walce o fotel prezydenta Polski. Dlatego musiał od nowa zebrać podpisy poparcia pod swoją kandydaturą. Dzisiaj pojawił się przed Państwową Komisją Wyborczą twierdząc, że w bardzo krótkim czasie zdołał zebrać aż 1,6 mln podpisów. Wymagane było 100 tys.
Trzaskowskie przed siedzibą PKW dziękował swoim zwolennikom za „olbrzymią mobilizację, za tę fantastyczną energię na ulicach polskich wsi, miasteczek, miast”. „Wszędzie stały kolejki, ludzie chcieli się podpisywać i mimo tego, że rządzący próbowali rzucać nam kłody pod nogi i dać nam tylko kilka dni na zbieranie podpisów, wyzwolili nieprawdopodobną energię, nieprawdopodobną falę poparcia” – mówił.
„Te kilka dni na zbieranie podpisów, to że było to kilka dni, dzięki temu władza zafundowała nam wielkie święto. Święto życzliwości, święto uśmiechu, budowania wspólnoty.” – mówił Trzaskowski. „Rzadko dziękuję władzy, ale tym razem podziękuję. Naprawdę wam za to serdecznie dziękujemy” – dodał.
Zgodnie z kalendarzem wyborczym, Trzaskowski miał zaledwie 7 dni na dopełnienie wszystkich formalności, bo ostateczny termin zgłoszenia mija 10 maja. Oznacza to, że w tym terminie sztab kandydata musi dostarczyć 100 tys. podpisów, choć z reguły dostarcza się ich więcej, na wypadek, gdyby część nie została uwzględniona. Według deklaracji prezydenta Warszawy, udało się ich zgromadzić aż 1,6 mln.
Czytaj także: Bielan do dziennikarza TVN: „Na jakiej planecie pan żyje?”
Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 28 czerwca.
Źr. wp.pl; twitter