Reuter opublikował artykuł, w którym Ukraińcy opowiadają, co ich spotkało w rosyjskiej niewoli. Bohaterami artykułu są Khropun i Julia Iwannikowa-Katsemon. W niewoli spędzili trzy tygodnie.
Na początku wojny oboje, pracując jako wolontariusze dla Czerwonego Krzyża, pomagali ludziom w ucieczce z wiosek na linii frontu w północnej Ukrainie. Wkrótce trafili w ręce nacierającej wówczas armii rosyjskiej.
Czytaj także: Kliczko ostrzega Ukraińców. Wskazuje, co mogą zrobić Rosjanie
Ukraińcy byli przetrzymywani w wiosce Dymer, na północ od stolicy Kijowa. Wzięto ich do niewoli, przesłuchano i oskarżono o przekazywanie drugiej stronie informacji o działalności sił rosyjskich.
„Aresztowali mnie, naciągnęli mi na oczy kapelusz, zawiązali taśmą klejącą, a potem owinęli mi ręce taśmą, jak terroryście” – opowiada Wołodymyr. „Trudne było też to, że nie mogłam powiedzieć rodzinie i przyjaciołom, że żyję i jestem w niewoli” – opisuje Julia.
Rosjanie przetrzymywali jeńców w wychłodzonym pomieszczeniu w małej fabryce w Dymer. Mieszkali skuleni na cienkich materacach i skrawkach tektury. Po podłodze walały się m.in. puste pudła z racjami żywnościowymi armii rosyjskiej. Raz lub dwa razy dziennie Ukraińcy otrzymywali posiłek. Głównie dostawali wojskowe krakersy, choć czasem też jakiś ciepły posiłek w kociołku. Były tylko dwie plastikowe łyżki, więc niektórzy ludzie jedli rękami.
Później Ukraińcy trafili na Białoruś. Tam ponownie ich przesłuchiwano. Później każdy otrzymał dokument, który zawierał ich zdjęcie, datę urodzenia, wzrost, kolor włosów i inne dane identyfikujące ich jako osobę, która okazała sprzeciw wobec wojny.
Czytaj także: Kadyrowcy zabili trzech rosyjskich żołnierzy. Szokujący powód
Na Białorusi również przechodzili bardzo ciężkie chwile. „Pierwszym etapem było rozebranie się do naga, sfotografowanie, odnotowanie blizn. Potem polewanie wodą i bicie” – relacjonuje Julia.
Oboje odzyskali wolność wraz z 24 innymi osobami, które 9 kwietnia uwolniono w ramach wymiany więźniów.
Źr. o2.pl