1 września obchodzimy 77. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Najkrwawszy konflikt w historii ludzkości na zawsze zmienił oblicze świata, a co ważniejsze, Polski. Czy musiało do niego dojść? Czy warto było poświęcić cały naród i niepodległość w imię honoru?
Geneza II wojny światowej jest wszystkim dobrze znana. Zły Hitler żądał od Polski włączenia NIEMIECKIEGO Gdańska do terytorium III Rzeszy oraz połączenia Niemiec właściwych z Prusami Wschodnimi eksterytorialną autostradą i linią kolejową. Dobry minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej Józef Beck wygłosił w Sejmie płomienne przemówienie, w którym podkreślał, że „my w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”.
No to Beck w imię tego HONORU skazał na śmierć 6 mln Polaków. Sześć milionów ludzi, z których lwią część stanowiła inteligencja (dyplomaci, pisarze, dziennikarze, wojskowi), a dodatkowo skazał Polskę na unicestwienie i 45 lat zniewolenia pod jarzmem komunizmu. Honorowo nie oddaliśmy Niemcom Gdańska, który de facto i tak był ich miastem. W Wolnym Mieście Gdańsku Polacy stanowili według różnych danych od 3 do 15% obywateli. Niemcy zaś resztę. Polacy nie mieli wiele do powiedzenia w mieście zdominowanym przez Niemców. Liga Narodów, która miała sprawować nad Gdańskiem kontrolę, też niezbyt chętnie paliła się do utrzymania go w swoich rękach. Faktyczną władzę sprawowali tam Niemcy. Świat nie widział powodu, by w to ingerować.
Jednak Beck wiedział lepiej. Dla niego fakty nie miały znaczenia. Ważny był HONOR. Ważne, by Gdańsk nie był oficjalnie niemiecki, bo to ujma na naszym honorze. Nie ważne, że Niemcy przejęli wszystkie ważne instytucje i sprawują nad miastem realną kontrolę. Ważny jest honor. Honor w imię którego straciliśmy najlepsze córki i najlepszych synów II RP.
Wytyczenie eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej też nie było wygórowanym żądaniem. Przecież polski rząd mógł powiedzieć „budujcie sobie, co chcecie, ale PONAD naszą ziemią”. Powstała linia kolejowa i autostrada umieszczone byłyby nad naszym terenem, jednak wyłączone z naszej jurysdykcji. W tej sytuacji, niezwykle łatwo byłoby zniszczyć taką przeprawę. W przypadku wybuchu wojny między Polską a Niemcami, wystarczyłoby wysadzić linii kolejową i autostradę, by uniemożliwić wojskom niemieckim szybkie przemieszczenie jednostek. Oczywiście, można mówić, że na tym niemieckie żądania by się nie skończyły. Że Hitler chciałby Poznania, Bydgoszczy i Tczewa. Że wojna i tak by wybuchła. Może by tam było, a może nie. Tego nie da się sprawdzić.
To co da się sprawdzić i potwierdzić, to całkowite zlekceważenie zasad prowadzenia polityki zagranicznej. Beck zachował się całkowicie irracjonalnie. Wiedział, że nasza armia nie ma wielkich szans na pokonanie Niemców. Znał nastroje na Zachodzie. Miał świadomość, że Anglicy i Francuzi nie chcą umierać za Gdańsk. A mimo to pchnął naród do wojny. Do wojny, której nie mogliśmy wygrać. Byliśmy tylko mięsem armatnim dla Anglii i Francji. Mieliśmy odwrócić uwagę Hitlera od ich części Europy. Dać im czas na przygotowanie się do walki z nazizmem. Czas, którego oni nie wykorzystali. Czas, który zapoczątkował najbardziej tragiczny okres w dziejach naszej historii. 6 lat okupacji niemiecko-sowieckiej i 45 lat pseudoniepodległości pod pręgierzem ZSRS.
Pointą niech będą słowa jednego z najsławniejszych dziennikarzy tamtego czasu, Stanisława Cata-Mackiewicza:
Pomimo furii Hitlera ujawnionej w jego mowie z 28 kwietnia, w której po raz pierwszy ów światowy wódz antybolszewizmu zajął filobolszewickie stanowisko – Mussolini chce wciąż nie dopuścić do wojny polsko-niemieckiej i ciągle nas przestrzega, że toczą się rokowania niemiecko-sowieckie i że Polskę czeka napaść nie z jednej, lecz z dwóch stron.
My jednak, „silni, zwarci, gotowi”, brniemy na oślep ku katastrofie, podczas gdy gwarancje angielskie… topnieją z miesiąca na miesiąc i wyrażają się wreszcie w przeddzień katastrofy w formie układu z 25 sierpnia 1939 roku, w którym nie ma już mowy o gwarancji niepodległości, a tylko… skromne zobowiązanie o niezawieraniu z państwem „trzecim” układu, którego wykonanie naruszałoby polską integralność terytorialną i suwerenność państwową.
Oraz:
Dla Polaków wojna to coś w rodzaju pojedynku na pistolety dwóch ludzi honoru, otoczonych gromadką sekundantów w sztywnych kołnierzykach i przy udziale chirurga. Tak jak człowiek honoru nie powinien nic takiego zrobić, co by wskazywało, że boi się pojedynku, tak naród powinien ciągle demonstrować, że nie cofnie się przed wojną. Dla Anglików wojna to obrona narodowych interesów, o ile to możliwe, za pomocą przelewania cudzej krwi wystawianie na niebezpieczeństwo innych krajów.
W 1939 roku dostaliśmy bolesną lekcję prowadzenia polityki międzynarodowej. Zadania nie odrobiliśmy i podczas konferencji teherańskiej, jałtańskiej i poczdamskiej „nasi sojusznicy” i „sojusznicy naszych sojuszników” przypieczętowali nasz los.