W poniedziałek odbyły się kolejne mecze fazy grupowej Mistrzostw Świata w hokeju na lodzie. Hitem było spotkanie Szwecja – Francja, jednak to bramkarz Finlandii został bohaterem dnia.
Pekka Rinne show!
Fiński bramkarz Pekka Rinne na co dzień występujący w Nashville Predators stanął przed szansą przejścia do historii. Jeżeli przez 14:30 minut pierwszej tercji nie wpuściłby bramki, poprawiłby wynik Jana Laska. Do ustanowienia rekordu minut bez straty gola potrzebował 206 min i 326 sek.. W 3 poprzednich spotkaniach udało mu się zachować czyste konto. Warto podkreślić, że na ten wynik złożyły się występy z Norwegią, Danią i Słowenią oraz wspomniane mecze bez straty bramki. W meczu ze Słowacją Rinne cały mecz spędził na ławce rezerwowych.
Czytaj także: MŚ Czechy: Zwycięstwa faworytów, czekamy na półfinały
Kilka minut trwało zanim oba zespoły złapały właściwy rytm gry. Na początek spotkania drużyny ograniczały się „wrzutek na bramkę”. Groźniejsze okazję do zdobycia gola stwarzali sobie Białorusini, szczególnie blisko był Artur Gavrus. Jego strzał trafił jednak w poprzeczkę. Finowie za to skupili się na utrzymywaniu krążka, a każdy ich pobyt w tercji przeciwników równał się dłuższej wymianie podań i szukaniu dogodnej sytuacji do oddania celnego uderzenia na bramkę strzeżoną przez Vitalija Kovala. 9 sekund przed czasem, który potrzebny był fińskiemu goalkeeperowi do ustanowienia rekordu, białoruski obrońca strzelił w słupek a już po upływie magicznych w tym meczu 14 minut i 30 sekund Stepanov przegrał pojedynek sam-na-sam z Rinne. Końcówka pierwszej odsłony to niewykorzystany przez zespół Białorusi dwuminutowy okres gry w liczebnej przewadze.
Druga odsłona rozpoczęła się od kary na zespół naszych wschodnich sąsiadów. Na ławkę powędrował Alexei Efimineko, który bezmyślnie osłabił swój zespół faulując przeciwnika w strefie ataku. Jednak jak to często bywa w przypadku „przewag” na początku tercji nie kończą się one zdobyciem gola. Miej więcej do 7 minuty drugiej odsłony trwała walka o krążek w strefie środkowej, a zagrożenie pod bramką – jeżeli w ogóle było – to w wyniku szybkich indywidualnych akcji napastników obu zespołów. Golem nie zakończyła się również gra Białorusi w przewadze, ale trzeba podkreślić, że Finowie to najlepiej broniący się w osłabieniu zespół tych mistrzostw, który do tej pory nie stracił bramki, gdy miał na lodzie jednego zawodnika mniej. Do końca drugiej tercji optyczna przewaga była po stronie podopiecznych Kariegi Jalonena. Dłużej utrzymywali się przy krążku. Przede wszystkim dzięki wygrywaniu pojedynków jeden-na-jeden w tercji Białorusinów reprezentacja Suomi wypracowała sobie kilka groźnych sytuacji do zdobycia gola. Jednak Jokinen, Barkov, Aaltonen, Pesonene i Ruutu nie potrafili zaskoczyć Vitalya Kovala. W ostatniej minucie tercji Andrej Stas oddał groźny strzał na bramkę Pekki Rinne, w odpowiedzi kontrę trzy na dwa wyprowadzili Finowie. Idealnie rozegrany krążek trafił do Jusiego Jokinena, ale ten ponownie nie potrafił pokonać bramkarza reprezentacji Białorusi.
Początek trzeciej tercji to znów lepsza gra Finów. Wyglądało na to, że podopiecznym Kariego Jalonena bardziej zależy na odniesieniu zwycięstwa, a Białorusini skupili się na obronie remisu, który dawał im jeden punkt, bardzo ważny w kontekście walki ze Słowacją o awans do ćwierćfinału. W 44 minucie spotkania świetną okazje kapitanowi swojego zespołu – Aleksejowi Kałuznemu wypracował Artur Gavrus. 21-letni gracz Dynama Mińsk objechał fińską bramkę i wyłożył krążek niepilnowanemu Kałuznemu. Białoruski napastnik nie trafił jednak czysto w krążek. Chwilę później było już 1:0 dla reprezentacji naszych wschodni sąsiadów. Evgenii Kovyrshin popisał się fenomenalnym uderzeniem z okolic kół bulikowych. Bezradny Pekka Rinne przepuścił krążek tym samym kończąc swoją wspaniałą serię bez straty gola. Licznik fińskiego bramkarza zatrzymał się na 237 sekundach i 05 sekundach. Po stracie bramki podopieczni Kariego Jalonena mieli szansę szybko odpowiedzieć na trafienie Kovyrshina. Na ławkę kar został odesłany Lisovets. Reprezentacja Suomi, nie tylko nie doprowadziła do wyrównania, a do tego w ciągu kilkudziesięciu sekund straciła dwóch zawodników. Najpierw Ruutu został ukarany dwuminutową karą przeszkadzanie, a po chwili dołączył do niego Barkov. Białorusini precyzyjnie rozgrywali krążek w podwójnej przewadze. Dwie doskonałe sytuacje do zdobycia gola miał Artur Gavrus, ale Pekka Rinne nie dał się pokonać, popisując się obroną, która bez wątpienia zostanie zaliczona do save of the day. Po okresie obrony we własnej tercji Finowie rzucili się do ataku. W konsekwencji tego naporu zespól białoruski został ukarany dwiema minutami za nadmierna liczbę graczy na lodzie. Wynik spotkania wyrównał potężnym strzałem bez przyjęcia Jonas Donskoi. Remis utrzymywał się tylko kilkadziesiąt sekund. Reprezentanci Finlandii ponownie wprowadzili krążek do tercji. Z linii niebieskiej uderzył Toppi Jakola. Krążek odbity od bandy trafił nadjeżdżającego przed bramkę Temu Hartikainena, który zdobył swojego pierwszego gola na tym turnieju i wyprowadził Finów na prowadzenie.
Ostanie minuty spotkania to walka zespołu Białorusi o doprowadzenie do remisu. Oba zespoły wiedziały, że zwycięstwo w tym spotkaniu da im bardzo ważne punkty. Finowie chcieli uniknąć ewentualnej rywalizacji z Kanadą w późniejszej fazie turnieju. Zespół Dave Lewisa jednak nie dał za wygraną. Po ściągnięciu bramkarza długo utrzymywali krążek w tercji Finów. „Guma” trafiła do Kałuznego, ten zagrał do Kostitcyna, który odegrał do kapitana swojego zespołu. Ten strzałem bez przyjęcia doprowadził do wyrównania. Wszystkie bramki tego dnia padły więc po strzałach „z pierwszego” z czego trzy z nich to uderzenia z pełnego zamachu czyli tzw. „klepy”.
Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia mimo ze sytuacji z obu stron nie brakowało. W rzutach karnych lepiej spisywali się Finowie, którzy wykorzystali wszystkie trzy. Ozdobą serii były gole Donskoia i Stepanova. Mecz był bardzo wyrównany, co pokazuje statystyka strzałów po regulaminowym czasie gry. Oba zespoły oddały po 25 strzałów.
Finlandia – Białoruś 3:2 k. (0:0, 0:0, 2:2, d. 0:0, k. 3:1)
0:1 – Kovyrshin – Stiepanow, Kułakou (45:09),
1:1 – Donskoi – Lindell, Jokinen (51:57, 5/4),
2:1 – Hartikainen – Jaakola, Kemppainen (52:51),
2:2 – Kałużny – S. Kastcicyn, Haurus (59:29),
3:2 – Donskoi – decydujący rzut karny.
Rzuty karne:
Finlandia: Immonen (+), Donskoi (+), Jokinen (+)
Białoruś: S. Kastcicyn (-), Stiepanow (+).
Gra o wszystko
W grupie A odbył się bardzo ważny mecz. Niemcy, dla których było to już ostatnie spotkanie, teoretycznie mieli szansę awansu. Musieli jednak wysoko wygrać to spotkanie i liczyć na porażkę Szwajcarów ostatniego dnia fazy grupowej. Austria z kolei w swoim ostatnim meczu zmierzy się z Kanadą i jakakolwiek zdobycz punktowa w tym spotkaniu byłaby sensacją. W razie porażki z Niemcami Austriacy mogliby jeszcze liczyć na korzystne rozstrzygnięcie w jutrzejszym starciu Francuzów z Łotyszami.
Mecz był wyrównany, żadna z drużyn nie mogła osiągnąć zdecydowanej przewagi, brakowało groźnych strzałów a także czystych sytuacji. Pierwsza odsłona zakończyła się bezbramkowym wynikiem.
W drugiej tercji kibice zgromadzeni w O2 Arenie zobaczyli lepsze widowisko. Przede wszystkim zespoły oddawały więcej strzałów. Od początku tej odsłony lepiej spisywali się Austriacy. Swoją przewagę udokumentowali bramką zdobytą przez Thomasa Raffla. Kapitan zespołu prowadzonego przez Daniela Ratushn’ego wjechał w tercję niemieckiego zespołu i pokonał Endrasa strzałem między nogami bramkarza.
Trzecią odsłonę doskonale zaczęli podopieczni Pata Cortiny Nasi zachodni sąsiedzi wyrównali dopiero w 44 minucie spotkania. Michael Wolf znalazł sposób na austriackiego bramkarza strzałem nad łapaczką interweniującego Bernharda Starkbauma. W 55 minucie spotkania ponownie na prowadzenie wyszli reprezentanci Austrii. Rotter zmienił kierunek lotu krążka po strzale Floriana Muhlsteina. Dwie minuty przed końcem Niemcy ponowie doprowadzili do remisu. Gola na wagę jednego punktu strzelił Patrick Raimer. W końcówce meczu nie udało się żadnemu z zespołów zmienić wyniku.
W rzutach karnych zwycięstwo zapewnili sobie Austriacy. Dwa gole zdobyte przez Dominika Heinricha oraz Konstantina Komarka pozwoliły podopiecznym Daniela Ratushn’ego na zdobycie dwóch punktów. Biorąc pod uwagę nikłe szanse Austriaków w starciu z Kanadą o losach tej drużyny może decydować wynik spotkania pomiędzy Szwecją i Francją oraz jutrzejszego meczu trójkolorowych z Łotwą. Porażka Niemców definitywnie przekreśla ich szanse na awans do ćwierćfinału. Tym samym grę w kolejnej rundzie zapewniła sobie reprezentacja Szwajcarii.
Niemcy – Austria 2:3 k. (0:0, 0:1, 2:1, d. 0:0, k.1:2)
0:1 – T. Raffl – M. Raffl, Heinrich (34:33),
1:1 – Wolf – Pietta, Muller (44:14),
1:2 – Rotter – Muhlstein (54:22),
2:2 – Reimer – Kohl, Krammer (58:00),
2:3 – Komarek – decydujący rzut karny.
Rzuty karne:
Niemcy: Hospelt (-), Rieder (+), Reimer (-).
Austria: Heinrich (+), Komarek (+), Lebler (-).
Dobra gra faworyta
Zdecydowanym faworytem spotkania między Szwecja a Francją był zespól „Trzech Koron”. Ewentualne zwycięstwo Szwedów pozwoliłoby im zapewnić sobie drugie miejsce w grupie bez względu na wyniki jutrzejszych spotkań. Dla trójkolorowych każdy punkt jest na wagę złota gdyż po zwycięstwie Austriaków w meczu, który rozpoczął się o 16.15 spadli na ostatnie miejsce w swojej grupie. O przewadze Szwedów świadczy również historia. Ostatni raz ulegli Francji w 1937 roku podczas Mistrzostw Świata w Londynie.
Spotkanie rozpoczęło się od przewagi zespołu „trzech koron”. Francuzi skupili się na zabezpieczeniu swojej bramki, ale mimo defensywnej taktyki nie potrafili zatrzymać ofensywnie nastawionych Szwedów, którzy raz po raz dochodzili do sytuacji strzeleckich. Tylko świetnej dyspozycji weterana – Christobala Huet’a zawdzięczali Francuzi, że na tablicy wyników do 11 minuty pierwszej tercji utrzymywał się wynik bezbramkowy. Ericcson, Danielson, Lander nie mogli znaleźć sposobu na francuskiego bramkarza. Receptę na pokonanie goalkeepera Lozanny znalazł dopiero Jacob Josefson dobijając do pustej bramki strzał Klefboma. Francuzi mogli szybko odpowiedzieć po indywidualnej akcji Damiena Flueryego. Na wysokości zadania stanął jednak Jonas Ekholm. Chwile później trójkolorowi mieli okazję do wyrównania podczas gry w przewadze, ale nie potrafili poważnie zagrozić szwedzkiej bramce. W odpowiedzi zespół „trzech koron” grał przez dwie minuty z jednym zawodnikiem na tafli więcej. Również im nie udało się zdobyć gola w tej sytuacji mimo kilku dobrych okazji.
Pierwsza minuta drugiej tercji od razu przyniosła niespodziankę. Na efekty zmiany stylu gry Francuzów nie trzeba było długo czekać. Uderzenie obrońcy, po wygranym wznowieniu zostało co prawda zablokowane, ale strzał Damiena Fleurego z wysokości punktu wznowień po prawej stronie bramkarza znalazła już drogę do bramki. Dobra postawa trójkolorowych dała im również drugą bramkę. Szybki kontratak rozpoczęty we własnej tercji na bramkę zamienił ponownie Fleury. Doskonałą „robotę” przy tym golu wykonali Yohann Avioutu oraz Antoine Russell. Pierwszy wprowadził „gumę” do sfery ataku i podał do gracza Dallas Stars. Po strzale drugiego z wymienionych hokeistów krążek odbił się od słupka. Niepilnowany Fleury trafił do praktycznie pustej bramki, zdobywając tym samym swojego drugiego gola w tym spotkaniu. W odpowiedzi szwedzki zawodnik nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Huetem. W 27 minucie meczu zespół prowadzony przez Pera Martsa stanął przed szansą doprowadzenia do wyrównania podczas gry w liczebnej przewadze. Nie potrafili jednak zamienić tego okresu na zdobycz bramkową. Kolejna taka okazja nadarzyła się w 34 minucie spotkania. Potrwała jednak tylko kilka sekund. Po wygranym wznowieniu i wyminie kilku podań „guma” trafiła do Filipa Forsberga. Młody Szwed postanowił wrzucić krążek w kierunku bramki. Dzięki świetnej „grze na bramkarzu” Louiego Erikssona „guma” wpadła do siatki między nogami bezradnego Heuta. Chwile po zdobyciu wyrównującego gola Szwedzi powinni wykorzystać niefrasobliwość francuskich obrońców, ale strzał Oskara Mollera zatrzymał bramkarz reprezentacji prowadzonej przez Dave Hendersona. Druga tercja była zdecydowanie lepszym widowiskiem niż pierwsza. Głównie za sprawą lepszej postawy trójkolorowych, których ambitna gra pozwoliła na nawiązanie wyrównanej walki z faworyzowanymi rywalami.
Trzecia tercję aktywniej rozpoczęli Szwedzi. Od razu w swojej pierwszej zmianie zespól prowadzony przez Para Martsa stworzył sobie groźne sytuacji do zdobycia gola. Jedną z nich wykorzystał ponownie Filip Forsberg. Francuzi chcieli przeprowadzić rotacje formacji, ale nie potrafili wystarczająco mocno wybić krążka. Wystrzeloną z tercji „gumę” przejął Oliver Ekman-Larsson i podał do gracza na co dzień występującego w Nashville, a ten w sytuacji sam na sam ze Huetem pewnie wyprowadził swój zespól na prowadzenie. Chwile później podwyższył je Oliver Ekman-Larson tym razem już nie podając a decydując się na mocny strzał z nadgarstka. Po tym trafieniu z bramki zjechał francuski goalkepper, a w jego miejsce wszedł rezerwowy – Florian Hardy. Do końca spotkania nie padła już żadna bramka. Chociaż podobnie jak w pierwszej tercji zdecydowana przewaga była po stronie Szwedów. Obraz gry w tej tercji dobrze oddaje statystyka strzałów, która na koniec trzeciej odsłony wskazywała na ogromną przewagę (12:3) w tym aspekcie zespołu prowadzonego przez Para Martsa. Co ciekawe do końca meczu obie drużyny wymieniały się okresami gry w przewadze. Różnica jest jednak taka, że podczas gry z jednym zawodnikiem Szwedzi cały czas stwarzali zagrożenie pod bramką rywali, a Francuzi nie potrafili już zaskoczyć obrońców swoich rywali.
Szwecja – Francja 4:2 (1:0, 1:2, 2:0)
1:0 Josefson – Klefbom – Ekman-Larsson 11:00
1:1 Fleury – Roussel – Da Costa 20:34
1:2 Fleury – Roussel 22:52
2:2 Forsberg – Lindholm 34:52 (w przewadze)
3:2 Forsberg – Ekman-Larsson 40:52
4:2 Ekman-Larsson – Eriksson – Klefbom 43:27
Zwycięstwo na otarcie łez
W drugiej grupie skazana na spadek Słowenia zmierzyła się z Danią. Od 2011 roku, kiedy zespół Słowenii wygrał w meczu o utrzymanie z Łotwą powtarza się ten sam schemat. Słowenia wchodzi do elity by po roku ją opuścić. Tym razem podopieczni Matjaza Kopitara mieli nadzieję, że uda im sie osiągnąć lepszy wynik. W barwach drużyny narodowej występowała bowiem największa gwiazda hokeja w tym kraju – Anze Kopitar na co dzień grający za oceanem w zespole Los Angeles Kings. Duńczycy mimo braku Larsa Ellera po raz kolejny zapewnili sobie utrzymanie przed ostatnim meczem.
Do bramki zespołu prowadzonego przez Jana Karlssona wrócił Sebastian Dahm. Po raz drugi w barwach Słowenii wystąpił Gasper Kroselj. Spotkanie walczących już tylko o honor Słoweńców z pewnymi pozostania w elicie Duńczykami rozpoczęło się spokojnie. Oba zespoły szukały swojej szansy do zdobycia gola. Wynik meczu otworzył w 10 minucie Ziga Pance wykorzystując podanie Kovacevica. Pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 1:0 dla drużyny prowadzonej przez Matjaza Kopitara, ale warto podkreślić, że oba zespoły miał kilka dobrych okazji do zdobycia bramki. Kibice na trybunach Cez Areny nie mogli narzekać na nudę.
W drugiej tercji lepiej prezentowali się Duńczycy. Starali się zdobyć kontaktowa bramkę. zabrakło im jednak skuteczności.
W trzeciej odsłonie dalej dominowali Duńczycy. Pierwszy raz w całym meczu przepisy złamali Słoweńcy, ale gracze Jana Karlssona podczas gry w przewadze nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze tego dnia spisującego się Gaspera Kroselj. Mecz zakończył się zwycięstwem Słowenii 1:0.
Oba zespoły zakończyły już występy na czeskim czempionacie. Jak wspomniałem Słoweńcy zostali zdegradowani do niższej dywizji. W trakcie turnieju zdobyli tylko 9 goli. Dla zespołu Matjaza Kopitara ważne było, aby wygrać przynajmniej jeden mecz. Jako powiedział napastnik tej drużyny Ziga Pance: – Wszyscy chcieliśmy przynajmniej raz wysłuchać hymnu naszego państwa.
Ta sztuka udała się graczom słoweńskiej drużyny. Pokonali Duńczyków i mimo spadku pokazali się z naprawdę dobrej strony. Podopieczni Jana Karlssona również odnieśli tylko jedno zwycięstw, a utrzymanie dał im punkt zdobyty w przegranym meczu ze Słowacją. Od 12 lat duńscy hokeiści grają w elicie. Nie potrafią jednak osiągnąć żadnego znaczącego sukcesu.
Słowenia – Dania 1:0 (1:0, 0:0, 0:0)
1:0 Pance – Kovačevič – Kopitar 10:00