Niekompetencja, drwina, kpienie z czytelników – w takich słowach można podsumować wywiad Roberta Mazurka z Urszulą Augustyn – wiceminister edukacji, dla Rzeczpospolitej. Najlepiej całą rozmowę podsumował dziennikarz w rozmowie z posłanką: „Te słowa też będą ocenione. Wybuchem śmiechu, żeby nie było, że nie ostrzegałem”. Czy takie wypowiedzi członków PO mają za zadanie jeszcze bardziej obniżyć słupki poparcia przed wyborami?
Na początku zostały przedstawione poprzednie miejsca pracy wiceminister. Wskazywałyby one, że Augustyn jest silnie związana ze środowiskiem kościelnym, konserwatywnym. Wśród nich wymienić należy: Gościa Niedzielnego, radio diecezjalne, episkopat i inne instytucje kościelne. Mazurek określił to jako „życiorys najbardziej kościółkowej posłanki”.
Jednakże zaraz po tym, pada pytanie o powód tak mocnej zmiany poglądów. Oczywiście Augustyn się wypiera. Wręcz jeszcze zarzeka się, że zawsze jest „katolicka i konserwatywna” – zarówno przed i po wyborach. To stwierdzenie spowodowało, że dziennikarz zadał pytanie, które było kontrą wobec tego twierdzenia, a mianowicie o przyczynę głosowania tak jak lewa strona Platformy przy każdej ustawie światopoglądowej w kontekście rzekomego bycia konserwatystką. Posłanka zapytała o konkretny przykład.
Mazurek od razu więc podał bardzo mocną i konkretną sytuację. Mianowice, jak 27 września 2013 roku posłanka zagłosowała za możliwością przeprowadzenia aborcji eugenicznej. Augustyn zaczęła się rozpaczliwie i niezbyt rozumnie tłumaczyć, że przecież chodziło o utrzymanie kompromisu aborcyjnego i, że przecież katolicy nie będą z niej korzystać, a przecież w Polsce oprócz katolików są też inni ludzie. Mało przekonująca i zgrabna merytorycznie wypowiedź. Następnie Augustyn przyznała, że aborcja jest morderstwem („pozbawieniem życia”). Chcąc podsumować to zagadnienie, dziennikarz zapytał o to, czy upośledzenie jest powodem, aby kogoś zabić. Na co odpowiedziała:
Powtarzam, że mamy społeczeństwo składające się nie tylko z katolików. I ja nie mam moralnego prawa do podejmowania decyzji za kobietę, która ma urodzić upośledzone dziecko.
Potem powołała się na dekalog, a konkretnie przykazanie „nie zabijaj”. Powiedziała coś, co mniej więcej można zamknąć stwierdzeniem: katolik wie, że musi go przestrzegać, ale niekatolicy już nie muszą. Mało zrozumiała i logiczna wypowiedź. Następnie Mazurek powołał się na zdjęcia na Facebooku Augustyn, na których jest z dziećmi z zespołem Downa i czy jest za tym, aby można je było legalnie zabijać. Na co odpowiedziała, że te dzieci nie podlegają tej ustawie. Z treści wywiadu można wysnuć, że to stwierdzenie dość mocno zaskoczyło dziennikarza, gdyż jego odpowiedź była następująca:
Pani nie wie, nad czym głosowała? Najwięcej legalnych aborcji dokonuje się właśnie z powodu zespołu Downa. To przypadek trwałego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu.
Następnie dziennikarz przytoczył cytat autorstwa Augustyn z Gościa Niedzielnego:
Dobrze jest pamiętać w każdej dobie, że można znaleźć siłę, by pod okiem Matki Bożej prowadzić swą rodzinę ku normalności.
Na pytanie jak posłanka dziś rozumie tą normalność odpowiedziała:
Taka jak w konstytucji: ojciec, matka, dzieci… Oczywiście są sytuacje, gdy nie ma dzieci, gdy ktoś wychowuje je samotnie. To wszystko
Niby nic dziwnego, ale skoro Augustyn tak rozumie normalną rodzinę, to dlaczego opowiedziała się za tym, by pary homoseksualne mogły adoptować dzieci i prowadzić rodzinne domy dziecka? Odpowiada:
To niemożliwe! To kłamstwo!
Dziennikarz odpowiedział, że 9 czerwca 2011 cały klub PO był przeciwny poprawce Senatu dot. zakazu adopcji dzieci przez homoseksualistów. Oczywiście wiceminister zaczęła mówić nieskładnie, że nie pamięta, ale na pewno była przeciw. Dziennikarz odpowiedział, że ma przecież wydruki głosowań… I następne wypowiedzi odnośnie tej ustawy były próbą wymigania się od odpowiedzi na to dość krępujące dla Augustyn pytanie. Głównie to używała stwierdzeń: „nie pamiętam”, „o coś tam na pewno chodziło, ale nie pamiętam o co”. Można to uznać, za kpinę z czytelników i obywateli.
Wywiad w dalszej części również jest niezwykle mrożący krew w żyłach. Dziennikarz pyta się o coś, posłanka zaprzecza, następnie dziennikarz mówi, że ma dowody, wiceminister się nieskładnie, nielogicznie i można wręcz powiedzieć głupio tłumaczy i coraz bardziej pogrąża siebie. A nawet i panią premier, kiedy dziennikarz doszedł do tego, że Kopacz obiecuje coś co jest już zawarte w Kodeksie Pracy (chodzi o dwutygodniowy urlop). Pytanie brzmi: czy taka zabawa w „kotka i myszkę” z wyborcami przed wyborami ma pomóc w tej już i tak nieciekawej sytuacji Platformy Obywatelskiej? Cały wywiad najlepiej podsumował Robert Mazurek:
Te słowa też będą ocenione. Wybuchem śmiechu, żeby nie było, że nie ostrzegałem
źródło: www4.rp.pl; fot. urszula-augustyn.pl/dla-prasy