Od ostatniego występu, a w konsekwencji odpadnięcia z rozgrywek, polskiej reprezentacji na rozgrywanym w naszym kraju turnieju o młodzieżowe Mistrzostwo Europy minęła już ponad doba. Emocje nieco opadły. Warto zastanowić się czy rzeczywiście perspektywy przyszłości naszego futbolu są tak słabe, jak czerwcowe występy zawodników Marcina Dorny, a także czy wyniki drużyn młodzieżowych muszą przełożyć się na rezultaty osiągane w „dorosłej” piłce?
O samej grze naszych w turnieju powiedziano i napisano już wszystko. Z polskiej perspektywy, poza świetnym żywiołowym dopingiem na stadionach w Lublinie i w Kielcach, z mistrzostw zapamiętamy głównie powolną, apatyczną grę w ofensywie, kompromitujących się momentami obrońców, istną masakrę słowną, jaką urządził jednemu z piłkarzy Tomasz Hajto, bezradnego trenera, krytykowanego od początku turnieju przez część podopiecznych, ale także momenty pojedynczych błysków niektórych zawodników i pojedyncze ciekawe, szybkie akcje. Czy jeden punkt w trzech meczach i aż siedem straconych goli oznacza, że przed tymi zawodnikami droga do poważnych karier jest definitywnie zamknięta? Odpowiedź na tak sformułowane pytanie nie może być jednoznaczna. Ja jednak przychylałbym się do bardziej optymistycznego patrzenia na przyszłość, a przynajmniej niepopadania w ogólnonarodowe czarnowidztwo.
Już po meczu ze Słowacją po polskojęzycznych portalach społecznościowych hulał wpis, pokazujący ile meczów w dawnych kadrach młodzieżowych rozegrali swego czasu „Orły Nawałki” – piłkarze uznawani obecnie niemal za narodowych bohaterów. Nawet najlepszy napastnik świata – Robert Lewandowski w kadrze U21 zaliczył… jeden mecz, nie strzelając przy tym gola. Na obronę Lewego można by tu powiedzieć, że w 2009 roku bywał już dość regularnie powoływany do pierwszej reprezentacji, gdzie jednak (jeszcze) nie błyszczał. Próżno też szukać informacji o licznych występach w kadrze młodzieżowej takich piłkarzy, jak Fabiański, Pazdan, Jędrzejczyk, Glik czy Mączyński. Dzisiaj, o kilka lat starsi, są oni podporami pierwszej reprezentacji, kroczącej w ekspresowym tempie po awans na rosyjski mundial. Dlaczego w ogóle wspominam o niezbyt owocnej przygodzie tych zawodników z reprezentacyjnym futbolem młodzieżowym? Robię to, gdyż chcę przekazać naszym Czytelnikom jasny komunikat, który w obecnym przekazie medialnym nieco się rozmywa: nie istnieje żaden związek między grą poszczególnych piłkarzy (a więc i drużyn) na poziomie juniorskim, czy nawet młodzieżowym, a seniorskim.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Różni piłkarze inaczej się rozwijają. Możliwe, że za kilka lat w pierwszej kadrze nie obejrzymy żadnego z dzisiejszych wybrańców trenera Dorny. Równie prawdopodobne jest jednak to, że będą oni tworzyli trzon drużyny narodowej. Jeżeli tak się stanie, to nie mamy jednak żadnej gwarancji jak, w porównaniu z innymi reprezentacjami Europy, będzie funkcjonowała drużyna oparta na Bednarku, Stępińskim, Frankowskim, Kędziorze czy Lipskim. A na ich ewentualny rozwój, bądź regres na pewno nie będzie miał wpływu czerwcowy, żałosny skądinąd w wykonaniu niektórych z wyżej wymienionych, turniej… Na zakończenie apeluję, abyście przypomnieli sobie Państwo fenomenalną drużynę olimpijską (kategoria wiekowa U-23) prowadzoną przez trenera Janusza Wójcika. Po srebrnym medalu w Barcelonie cała piłkarska Polska była przekonana, że oto zawodnicy, którzy lada moment przywrócą naszemu krajowi należne miejsce w światowej hierarchii piłkarskiej, a także w niedługim czasie staną się gwiazdami największych klubów… Jak pokazały późniejsze losy większości tych zawodników, były to tylko pobożne życzenia. Oby przegrani dzisiaj, ale wciąż młodzi i utalentowani młodzieżowcy z kadry Marcina Dorny, podążyli w dorosłym futbolu dokładnie odwrotną drogą: od porażki do dużych sukcesów. Swoich i polskiej pilki…