Film „Kamerdyner” nakręcony przez czarnoskórego reżysera Lee Danielsa zdobył już teraz renomę jednego z najlepszych dzieł amerykańskiej kinematografii, wyprodukowanych w 2013 roku. Do kin w Stanach Zjednoczonych przyciągnął miliony widzów i przez kilka miesięcy był przynoszącą największe zyski produkcją filmową. Przedstawiony obraz ukazuje mit czarnoskórych Amerykanów zniewolonych siedem dekad po zniesieniu niewolnictwa, zabijanych przez rasistowsko nastawionych białych, pozbawionych możliwości awansu do wyższych klas społecznych i traktowanych jak podludzie przez własne państwo.
Przedstawiany, jako oparty na faktach dramat biograficzny rzekomo opowiada historię Eugene’a Allena, czarnoskórego kamerdynera pracującego przez trzydzieści lat w Białym Domu. W Polsce premiera filmu odbyła się 26 grudnia 2013 roku i w minionych miesiącach należał on do najbardziej reklamowanych przez kina dzieł amerykańskiego przemysłu filmowego. Publikowane, w prasie i portalach internetowych, recenzje oceniają film pozytywnie, skupiając się na kolejach losu głównego bohatera, jako symbolicznego przedstawienia dziejów Afroamerykanów, prześladowanych przez białych i wyzwalających się z kajdan rasizmu.
Fabuła dramatu rzeczywiście bywa wzruszająca. Główny bohater o imieniu Cecil Gaines, to dziecko Murzynów pracujących na plantacji bawełny w Georgii. W 1929 roku dziesięcioletni Cecil namawia ojca, by stanął w obronie matki gwałconej przez białego właściciela plantacji. On nie chce tego zrobić i twierdzi, że tak, widocznie, musi być. W końcu mężczyzna staje w obronie swojej żony i ginie, zastrzelony przez właściciela plantacji, którego za zabójstwo nie spotkała żadna odpowiedzialność karna. Następnie chłopiec zostaje przygarnięty przez matkę plantatora, która zrobiła z niego służącego. Jako nastolatek jednak ucieka, by rozpocząć tułaczkę. Tak wygląda pierwszy okres życia filmowego Cecila, którego pierwowzorem miał być Eugene Allen. Jednak prawdziwy kamerdyner nie urodził się w Georgii, ale w Wirginii, jego rodzice byli ubogimi właścicielami niewielkiej plantacji, a nie pracownikami najemnymi, zaś ojciec nie został zastrzelony. Film przedstawiany jako autentyczna biografia Eugene’a Allena, która ma ukazywać smutną niedolę Murzynów czasów segregacji rasowej, od pierwszych minut opowiada historię wymyśloną na potrzeby budowania martyrologicznego mitu czarnoskórego narodu, cierpiącego i pracującego na rzecz białych. Od tworzenia fałszywej biografii nieżyjącego już człowieka, bardziej znaczące jest kłamstwo historyczne, polegające na wytworzeniu u widza przekonania, że w Ameryce ponad 80 lat temu biali ludzie mogli bezkarnie zabijać Murzynów, którym odmawiano ludzkiej godności. Reżyserom nie wystarczyło nakręcenie filmu, w którym Afroamerykanie okresu międzywojennego pracują, przy zbiorach bawełny u białego gospodarza i służą w jego domu, co jest przedstawieniem stereotypowym, gdyż tylko niewielki procent czarnych mieszkańców USA pracowało, jako służba lub robotnicy rolni. Aby wyrobić u oglądającego bardzo negatywną opinię o ówczesnych Stanach Zjednoczonych i cywilizacji białego człowieka, postanowiono wmówić mu, że niewolnictwo faktycznie wciąż istniało wiele dekad po jego formalnym zniesieniu. Recenzenci piszący w prasie, czasopismach filmowych i na portalach internetowych wyciągnęli wniosek, że film opowiada historię Afroamerykanów od czasów, gdy odmawiano im ludzkiej godności, a ich życie nie było w ogóle chronione przez prawo. W rzeczywistości zabójstwa Murzynów, w latach 20. też były ścigane przez wymiar sprawiedliwości, niektóre sprawy odbijały się głośnym echem w ówczesnej prasie.
W filmie poznajemy zadziwiające koleje losu Cecila Gainesa, utożsamianego z Glennem Allenem. Jako nastolatek ucieka, w drodze ucieczki widział murzynów powieszonych na szubienicy i tak głodował, że posunął się do włamania by ukraść tort. Pomógł mu czarny kelner pracujący w klubie dla białych, który znalazł mu pracę w tym lokalu. Autor scenariusza trzyma się konsekwentnie swojej wizji Ameryki, jako kraju okrutnych, białych rasistów, którzy nie mieli skrupułów, by zabijać ciemiężonych Murzynów. To fałszywe przedstawienie. W latach 30. za większość mordów na Murzynach, w których ofiarę wieszano, odpowiadał Ku Klux Klan, zaś między 1915-1944, w okresie działalności drugiego Ku Klux Klanu, udokumentowano 416 morderstw na Afroamerykanach, popełnionych przez członków tej organizacji. Nawet, jeżeli rzeczywista liczba czarnych ukaranych nielegalnymi wyrokami śmierci była nieco wyższa, to należy pamiętać, że za niewinność, ani drobne przestępstwa, zazwyczaj nie zabijano. Motyw wieszanych Murzynów w filmie ma na celu wywołanie u widza przekonania, że takie sytuacje były wówczas codziennością. Autorów nie obchodzi to, ilu Afroamerykanów umocni się w niechętnym patrzeniu na białych, ani jak wielu uzna, że należy mścić się na nich za domniemane krzywdy wyrządzone ich przodkom. Reżyser i scenarzysta chcą, poprzez zakłamaną historię, umacniać murzyński patriotyzm oraz mentalność pretensjonalnego i roszczeniowego potomka niewolników.
Bohater rozpoczyna pracę w budynku Białego Domu, wkrótce po objęciu urzędu prezydenta przez Dwighta Eisenhowera. Przez 34 lata służy ośmiu prezydentom, jest cenionym lokajem lubianym przez kolejne głowy państwa. Na tym jednak podobieństwo prawdziwego i filmowego kamerdynera chyba się kończy. Ten pierwszy miał tylko jednego syna, weterana wojny wietnamskiej, który nigdy nie angażował się w działalność polityczną, podczas gdy reżyser przedstawił widzom bohatera z dwójką synów, z których jeden wychowany przez ojca w patriotycznym duchu, bierze udział, jako ochotnik w wojnie w Wietnamie i ginie, zaś drugi walczy o prawa Murzynów, zaczynając od popierania Marthina Luthera Kinga, po czym się radykalizuje i zostaje aktywistą Czarnych Panter. Oglądający szybko się przekonuje, że życiorys kamerdynera, to nie motyw przewodni filmu, lecz tylko środek do jego ukazania, a jest nim historia stosunków rasowych w USA i droga emancypacji Afroamerykanów, przy czym przeciętny widz nie dowie się, że tak naprawdę chodzi o nieprawdziwą historię prześladowania czarnych przez białych i fałszywe dzieje wyzwolenia. O sukcesie reżysera świadczy popularność jego dzieła oraz bezkrytyczny odbiór fabuły, w szczególności w krajach innych niż USA, czego przykładem jest Polska. W Stanach Zjednoczonych pojawiły się chociaż informacje, że filmowego bohatera niewiele łączy z prawdziwym lokajem Glennem Allenem, prawdopodobnie sporadycznie można też spotkać opinie kwestionujące prawdziwość obrazu Ameryki ukazanej przez Lee Danielsa. W Polsce recenzje i komentarze – od prasowych po internetowe – praktycznie zawsze dopatrują się wysokiej jakości przekazu historycznego filmu, co nietrudno zrozumieć, gdyż głosy przeciwne propagandowemu spektaklowi są zbyt słabe, by dotrzeć aż do Europy.
Film wymierzony w przemijającą białą Amerykę tak naprawdę atakuje też czarną Amerykę. Widz obserwuje spór między kamerdynerem a jego synem, uznany za symboliczne przedstawienie konfliktu pokoleń, jaki miał miejsce w całej społeczności Afroamerykańskiej. Louis, młodszy syn kamerdynera, który zaczynał walkę z segregacją rasową od uczestnictwa w “rajdach wolności”, przystąpił do marksistowskiej i terrorystycznej organizacji Czarne Pantery. Buntuje się przeciwko postawie ojca, który zostaje w jego oczach sługusem białych. Choć Cecil Gaines jest ukazywany widzowi jako postać pozytywna, to jego postępowanie zostaje przedstawione negatywnie. Główny bohater jest sumiennym, lojalnym pracownikiem budynku rządowego i to staje się źródłem jego krytyki. Oczywiście jego historia wiele wyjaśnia, wszak w dzieciństwie widział zabójstwo ojca, który ośmielił się postawić białym dlatego, jako dorosły wyparł z siebie myśli o nieposłuszeństwie. Swoją pracę wykonywał wzorowo, podobnie jak wielu innych Murzynów, którzy budowali wówczas dobry wizerunek czarnej społeczności. Jednak postawa określana przez Afroamerykanów mianem „wujotomizmu” rzekomo nie mogła zapewnić czarnym zwycięstwa w walce o uzyskanie równych praw. Dlatego nadeszło nowe pokolenie, które walczyło i odniosło zwycięstwo. Twórcy filmu pokazują więc trochę prawdy o mentalności wielu amerykańskich Murzynów, którzy negatywnie oceniają uczciwych czarnych obywateli, prowadzących spokojne życie, wzorowo wykonujących swoje obowiązki i rzekomo poniżających się przed białymi. Starszy syn kamerdynera, który wyruszył na wojnę w Wietnamie jako ochotnik, zginął i bez wątpienia był to celowy zabieg reżysera, aby przekonać widza, że lojalność i umiłowanie wobec ojczyzny nie popłacało podczas, gdy bunt wobec niej miał doprowadzić do poprawienia losu całego narodu Afroamerykanów. Drugi z synów, który działał w Czarnych Panterach, po latach zostaje kongresmenem – buntownik zostaje więc zwycięzcą, podczas gdy jego posłuszny brat oddał bezsensownie życie za rasistowski kraj.
Problemem fabuły filmu jest zagadnienie braku możliwości awansu dla czarnoskórych, w czasach segregacji rasowej. O tej kwestii można powiedzieć tyle, że nie przedstawia się prawdy. W latach 50., gdy Eugene Allen podejmował pracę w Białym Domu, w Izbie Reprezentantów zasiadali czarni deputowani tak, jak w administracji rządowej. Murzyni obejmowali stanowiska czołowych dowódców wojskowych, ambasadorów. Istniała czarna klasa średnia, a dysproporcje dochodów czarnych i białych nie były wyższe niż współcześnie. Ale takich faktów „Kamerdyner” nie przekazuje, film ma na celu opowiadać o prześladowaniu Afroamerykanów, którzy sami wywalczyli sobie równe prawa. Kwestia murzyńska jest tak wszechobecna, że widz może łączyć z nią inne wydarzenia. W 1963 roku John Kennedy ginie w zamachu, krótko po tym, gdy poparł ideę zniesienia segregacji rasowej. Nieznający podstaw historii odbiorca może pomyśleć, że zapewne zginął z rąk rasisty.
Z upływem lat poglądy ojca i syna coraz bardziej się zbliżają, ten pierwszy zaczyna myśleć w kategoriach zdecydowanej walki o prawa Afroamerykanów, drugi natomiast zrozumiał pozytywną rolę służących białym. Filmowy kamerdyner kończy pracę dla prezydenta Regana, rezygnując z powodu zawetowania sankcji wobec Republiki Południowej Afryki, podczas gdy ten prawdziwy odszedł na emeryturę. Aż do ostatnich scen fabuła filmu przedstawia zafałszowany obraz przemian stosunków rasowych w Stanach Zjednoczonych. Kulminacją wymyślonego procesu wyzwalania się Afroamerykanów jest wybór mulata Baracka Obamy, na urząd prezydenta, który to pełni rolę symbolu Nowej Ameryki. „Kamerdyner” jest więc paszkwilem, kłamliwie opluwającym Stany Zjednoczone sprzed drugiej połowy dwudziestego wieku, białego człowieka, który ten kraj stworzył i w nim dominował. Jednocześnie jest apologią współczesnej Nowej Ameryki, która powstała w wyniku stopniowej transformacji, w czym miała mieć udział walka Murzynów o równe prawa.
Film Lee Danielsa mitologizuje Murzyna w kilku aspektach. Przedstawiony zostaje mit czarnoskórych Amerykanów zniewolonych siedem dekad po zniesieniu niewolnictwa, zabijanych przez rasistowsko nastawionych białych, pozbawionych możliwości awansu do wyższych klas społecznych i traktowanych jak podludzie przez własne państwo. Następnie ukazano mit wyzwolenia od kajdan rasizmu, dokonanego rękami samych czarnych oraz wspierających ich lewicowych polityków; mit postępu, czego symbolem zostaje Afroamerykański prezydent. Kłamstwa, które leżą u podstaw jednego z najpopularniejszych amerykańskich filmów, są zwykle symetrycznym przeciwstawieniem prawdy. Faktów nie przedstawiano, bo niepoprawne politycznie jest opowiadanie o porażce systemu politycznego i murzyńskiej części społeczeństwa. Zamiast, ukazywać prawdę o rosnących na przestrzeni ostatniego półwiecza nierównościach dochodowych czarnych i białych, które nigdy nie były większe niż współcześnie oraz zajmować się realnymi problemami Afroamerykanów drugiej połowy XX i początków XXI wieku, jak wielokrotny wzrost odsetka czarnych trafiających do więzień, pogłębienie różnic w skali przestępczości Murzynów i reszty społeczeństwa, kurczenie się klasy średniej, która do osiągniętej pozycji doszła bez pomocy rządowej, lepiej jest konstruować nową wizję historii i współczesności taką, która wmawia mieszkańcom USA i całego świata, że jest inaczej i pokrzepia dumę zadowolonego z siebie Murzyna.
Autor recenzji: Marcin Czyba, Czytelnik wMeritum.pl Fot.: Screenshot YouTube