Czy zdarzyło Wam się kiedyś otrzymać wiadomość o możliwości zdobycia ogromnej ilości gotówki? Maile tego rodzaju przepływają przez nasze skrzynki niemal codziennie. Najczęściej jest to wygrana na loterii, wystarczy kliknąć w link i już! Jesteście bogaczami. Czasami jednak wiadomości są bardziej złożone – pieniądze będą wasze pod warunkiem, że będziecie współpracować przy ich transferze. Wchodzą w to niewielkie opłaty, które z czasem narastają, lecz widmo milionów sprawia, że ofiara się na nie godzi. I zostaje wyczterystadziewiętnastkowana.
Pojęcie to pochodzi od numeru artykułu w kodeksie karnym Nigerii, w którym lukę znalazło wielu oszustów i bezkarnie zaczęło ją wykorzystywać. Jest to historia jak najbardziej prawdziwa, a jeśli o niej nie słyszeliście (tak, jak ja), to „419. Wielki przekręt” Willa Fergusona jest świetnym sposobem na zapoznanie się z tym ponurym fenomenem. Polega on na wyłudzeniu pieniędzy od nieświadomego (i, swoją drogą, naiwnego) nieznajomego po drugiej stronie ekranu (kiedyś przestępcy działali poprzez tradycyjną pocztę, dzisiejsza technologia znacznie im sprawę ułatwia). Miejscem akcji jest jednocześnie Kanada i Nigeria – ojczyzna ofiary i łowcy. Precyzyjność Fergusona to pierwsza rzecz, na jaką muszę zwrócić uwagę. Cała otoczka powieści jest jak najbardziej rzeczywista, natomiast fabuła jest wytworem wyobraźni autora; nie mogłem jednak pozbyć się niemiłego wrażenia, że historia ta równie dobrze mogła się wydarzyć naprawdę. Ferguson bowiem napisał powieść tak dopracowaną, że trudno odróżnić tutaj prawdę od fikcji. Autor dokonał sporego researchu przed pisaniem „Wielkiego przekrętu”, o czym informuje w posłowiu: kontaktował się zarówno ze służbami bezpieczeństwa (uczestniczył nawet w badaniu miejsca wypadku), jak i z osobami znającymi Nigerię od podszewki. Do tego dochodzi literatura dotycząca samego „419”.
Czytaj także: Wielogłosem o....: \"Anglicy na pokładzie\" - Matthew Kneale
Świetnie są również wykreowane postaci, które zdają się być niczym z krwi i kości, dodając książce dodatkową dawkę realizmu. Osią fabuły jest wspomniany już nigeryjski szwindel, natomiast otoczką są historie bohaterów, których sprawa Henry’ego Curtisa bezpośrednio dotknie. Jego tajemnicza śmierć wywołuje rozpacz wśród rodziny, a gdy córka Laura dociera do tajemniczych wiadomości mailowych od „córki nigeryjskiego dyplomaty”, sytuacja nabiera dramatyzmu. Bo co zrobić, gdy własny ojciec dał się nabrać na internetowy numer, a służby mundurowe są bezsilne? Laura Curtis postanawia nie zostawiać sprawy własnemu losowi, i ma już nawet plan, jak się zemścić. Jednocześnie akcja dzieje się w środku nigeryjskiego piekła, gdzie jest przedstawiona historia Nnamdiego z plemienia Ijawów – chłopca żyjącego w delcie Nigru, którego historia była dla mnie niezwykle przejmująca. Jego życie zostało zdominowane przez nieustanne walki o ziemię oraz przez zachodnich poszukiwaczy ropy. Obserwując rozwój chłopca w mężczyznę widzimy również biedną i wciąż dziką Nigerię, w której władzę mają kałasznikowy. Jest to historia smutna i bolesna, zarówno z perspektywy młodego Nnamdiego, jak i od strony państw zachodnich, które według Fergusona przyczyniły się do powiększenia chaosu w państwie. Autor zyskał wiele w moich oczach, ponieważ poprzez z pozoru lekką literaturę udało mu się przenieść tyle realizmu świata w którym żyjemy; tyle niesprawiedliwości i cierpienia, o których czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy.
Gdy akcja dochodzi do nieuniknionej konfrontacji łowcy i ofiary, Ferguson nadal mnie nie zawodził. Momentami bałem się, że fabuła może skręcić na niepożądany, infantylny szlak, który pozostawi po sobie niesmak i odczucie „ale to już było”. Idea zemsty jest w popkulturze tak często stosowana, że łatwo tu o nagły spadek do rynsztokowej banalności. Okazało się jednak, że Kanadyjczyk doskonale znał drogę i poprowadził mnie za rączkę w miejsce może nie najpiękniejsze, ale za to jakże prawdziwe. Bo czy zemsta naprawdę przynosi ulgę? Czy odpowiedź złem na zło daje satysfakcję? Laura Curtis cierpi z powodu straty ojca i jest żądna odwetu; tylko czy ten odwet na pewno będzie dobrze smakował (nawet jeśli zostanie podany na zimno)? Ferguson pozostawia czytelnika z gorzkim zakończeniem i poczuciem – jakże bolesnym – że czasami nie ma takiej siły, która przyniosłaby nam spokój.
Zachwycałem się nad treścią, to teraz trochę o formie: „419. Wielki przekręt” jest napisany po prostu świetnie. Z jednej strony książkę czyta się niebywale szybko, a to za sprawą płynnego tempa opowiadania historii i świetnych dialogów. Z drugiej strony mamy pełną gamę metafor, cudownych „wytrychów” językowych, mnóstwo fantastycznych spostrzeżeń, zarówno bohaterów powieści jak i samego narratora. Jestem kompletnie zauroczony stylem Willa Fergusona i z chęcią sięgnę po kolejne pozycje tego pisarza.
Książka została doceniona nagrodą Scotiabank Giller Prize w 2012 roku – jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich w Kanadzie. Nie dziwię się, bowiem jest to książka wyśmienita, chociaż nieco brakuje jej do miana arcydzieła (zasługują na to tylko nieliczni, nie sądzicie?). Spodziewałem się luźnej powieści, która wywietrzeje z mojej głowy niedługo po przeczytaniu; wydaje mi się jednak, że zostanie ona tam na trochę dłużej. Czego i wam życzę. Noao*!
* w języku Ijawów oznacza jednocześnie pożegnanie i podziękowanie
Fot.: muza.com.pl