Budżet obywatelski to całkiem nowy pomysł, który w coraz większej ilości polskich miast zyskuje uznanie i popularność. Odnosząc się do samej idei przyznać trzeba, że nie jest to tragiczny pomysł, ponieważ w dzisiejszych czasach mieszkańcy mają znikomy wpływ na podejmowane decyzje oraz na co wydawane są pieniądze. Natomiast urzędnicy zapominają, że fundusze którymi „dysponują” nie należą do nich, a do mieszkańców, którym wcześniej je odebrano.
Nie wspominając o braku odpowiedzialności za absurdalne, a czasem wręcz bezmyślne decyzje. Zatem budżet obywatelski miał umożliwić mieszkańcom zgłaszanie własnych pomysłów i projektów. Następnie projekty, które są zgodne z regulaminem przechodzą do kolejnego etapu czyli głosowania, w którym biorą udział mieszkańcy. Niestety przysłowie „nie wszystko złoto co się świeci” idealnie oddaje charakter budżetu obywatelskiego gdyż okazuje się, że jego głównym celem jest promocja aktualnie urzędujących władz, które chcą współpracować z obywatelami. Szczególnie przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. A słowa współpraca również nie należy traktować dosłownie.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Przechodząc do meritum sprawy. Wnioski uznaje się za rozpatrzone pozytywnie jeśli spełniają warunki wymienione w regulaminie Konińskiego Budżetu Obywatelskiego:
§6
1. Wniosek uznaje się za rozpatrzony pozytywnie w przypadku, gdy:
a. Nie narusza prawa Rzeczypospolitej Polskiej;
b. Zawiera się w kompetencjach gminy na podstawie ustawy o samorządzie gminnym z dn. 8 marca 1990 r., oraz ustawy o samorządzie powiatowym z dn. 5 czerwca 1998 r. w kompetencjach pozostałych jednostek samorządu terytorialnego należących do Miasta Konina;
c. Nie przekracza 60% kwoty przeznaczonej na Budżet Obywatelski;
d. Ma czas realizacji nie dłuższy niż rok;
e. Nie koliduje z zadaniami już rozpoczętymi przez Urząd Miejski w Koninie.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być zorganizowane w sposób jak najbardziej kompetentny i odpowiadający celowi, który przyświeca całemu przedsięwzięciu, czyli wzmocnieniu społeczeństwa obywatelskiego i wpływu mieszkańców na otoczenie, w którym egzystują. Wszystko było by w porządku gdyby nie fakt, że w Koninie przestrzeganie litery prawa przez osoby, które praktycznie od 1989 roku sprawuję władzę wydaje się być fikcją oraz samowolą urzędniczą. Dowodem na potwierdzenie powyższej opinii jest odpowiedź Urzędu Miasta na wniosek złożony w ramach Konińskiego Budżetu Obywatelskiego przez jednego z mieszkańców (notabene członka KNP), który dotyczy zamontowania licznika długu miasta. W odpowiedzi (negatywnej) nie podano żadnej podstawy prawnej odrzucenia oraz punktu regulaminu, z którym wniosek jest niezgodny, oprócz subiektywnej opinii prezydenta miasta, który wydatek uznaje za zbędny dopisując – „z poważaniem”. Kolejna ciekawostka, która wynika z urzędniczego dokumentu to fakt, że gdyby dług był ukryty, to wówczas być może budowa licznika była by sensowna. Lewacka logika nadal zaskakuje.
Z całego wydarzenia można wyciągnąć kilka interesujących wniosków. Pierwszy to samowola urzędnicza i nieprzestrzeganie prawa. Drugi i jeszcze gorszy to brak jakichkolwiek obaw przy pisaniu oficjalnej odpowiedzi i dowód, że budżet urzędniczy, gdzie nie mieszkańcy w głosowaniu, a urzędnicy decydują co jest zbędne a co nie.
Na szczęście po pisemnym odwołaniu i dość burzliwej dyskusji w grupie internetowej Konińskiego Budżetu Obywatelskiego wniosek przywrócono. Można domniemywać z jakiego powodu, być może zaczęto się obawiać tego typu publikacji. Warto zadać pytanie czy celem nie było przeforsowanie i zrealizowanie wniosków, które „władze” planowały wcześniej.
Autor: Maciej Pająk, czytelnik wMeritum.pl, Konin
Fot.: Jolanta Dyr / wikimedia commons