Około 100 tys. Belgów wyszło na ulice Brukseli w sprzeciwie wobec oszczędnościowej polityki nowego rządu. Pod koniec demonstracji doszło do starć z policją. Rannych zostało 20 osób.
Demonstracje zorganizowały trzy związki zawodowe: socjaldemokratyczny FGTB, chadecki CSC i liberalny CGSLB. Protesty były wymierzone w nowy, centroprawicowy rząd Charlesa Michela, który zapowiedział ostrą politykę oszczędnościową. Protest mają trwać do 15 grudnia kiedy to odbędzie się strajk generalny.
Demonstracja rozpoczęła się przy dworcu kolejowym Gare de Nord. Następnie przeszła przez centrum miasta w stronę południową do dworca Gare de Midi. Tłum był tak wielki, że gdy czoło demonstracji dochodziło do dworca południowego, przy oddalonym o 3, 5 km Gare de Nord wciąż gromadzili się ludzie. Według organizatorów na demonstracjach pojawiło się 120 tys. osób. – według policji 100 tys. Do starć z policją doszło pod koniec demonstracji. 20 osób zostało rannych (zarówno protestujących jak i policjantów) i przewiezionych do szpitala. Spłonęło też kilka samochodów.
Czytaj także: Szczeciński \"Grudzień '70\" - wydarzenia grudniowe sprzed 44 lat
Demonstranci sprzeciwiali się przede wszystkim podniesieniu wieku emerytalnego do 67 lat, zmniejszeniu dodatków na dzieci oraz zaprzestaniu indeksacji płac i świadczeń społecznych, które rząd ma zamiar wprowadzić w 2015 r. Taka zmiana doprowadzi do zwiększenia kosztów życia w Belgii. Podczas demonstracji pojawiały się transparenty w języku francuskim i flamandzkim „Ręce przecz od indeksacji”.
Rząd zareagował na tak poważne wzburzenie społeczne i zaprosił szefów związków zawodowych do negocjacji. Związki zawodowe przyjęły zaproszenie a Marc Leemans, szef związku CSC powiedział, że protestujący nigdy nie odmawiali dialogu.
W skład powołanego 11 października br. rządu Charlesa Michela weszły trzy partie flamandzkie: nacjonalistyczny z Nowego Sojuszu Flamandzkiego, chadecy z CD&V i liberałowie z OpenVLD i jedna partia frankofońska – Ruch Reformatorski.
fot: pixabay.com