Jak wielu z nas zastanawia się nad kulturą na drodze? Ilu myśli o tym, jak wyglądają zatłoczone ulice? Z drugiej strony, kto stara się jeździć, przewidując potencjalne zagrożenia, jednocześnie będąc przewidywalnym? Tak, teraz każdy czytając te słowa, po cichu pośród własnych myśli ukrywa – „Przecież tak właśnie robię, tak poruszam się w ruchu ulicznym”. Można to nazwać syndromem „dobrego kierowcy”-wszyscy dookoła jeżdżą źle, to ja jestem tym najlepszym i najbezpieczniejszym kierującym!
Może jednak warto zacząć od samego siebie i zrobić rachunek sumienia?
Czytaj także: \"Spalić wiedźmę\". Nowa książka Magdaleny Kubasiewicz [fragment]
Jesteś kierowcą samochodu, odwozisz dzieci do szkoły, jeździsz po bułki do sklepu. Być może jesteś fanatykiem i lubisz też szybką jazdę, ciasne zakręty, a rutyną są dla Ciebie skrzyżowania i podmiejskie dróżki. Ile razy przed wykonaniem jakiegokolwiek manewru spojrzałeś w lusterko? Ilu motocyklistów dzięki temu uniknęło uszkodzeń motocykla, a co ważniejsze ciała, które mogły być śmiertelnymi? Ile razy wykonujesz tę czynność profilaktycznie, jadąc choćby najdłuższą znaną Ci prostą? Ile razy dostrzegłeś rozpędzoną przez jej kierowcę ciężarówkę? Jak wcześnie poinformowałeś go o zamiarze wykonania lewoskrętu na własną posesję?
Jesteś motocyklistą, przecież nie kupiłeś popularnej „szejsety” po to by poruszać się 50km/h w każdym miejscu, o każdej porze. Prędkość jest tym, co lubisz najbardziej, ale niestety, mało który samochód dorównuje osiągami motocyklom. Ile razy zastanowiłeś się nad tym, czy kierowca ciężarówki, którą właśnie wyprzedzasz (z trzykrotnie większą niż wcześniej wspomniana prędkością), ma szansę Cię zauważyć w odpowiednim momencie? Ile takich manewrów wykonałeś, „przelatując” przez mniejszą, bądź większą, krzyżówkę? Ile przejść dla pieszych minąłeś z podobną prędkością? Co zrobisz, kiedy w końcu nie uda i natrafisz na staruszkę, grupkę dzieci albo szczęśliwą rodzinkę?
Jesteś kierowcą ciężarówki, zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na Tobie ciąży, gdy poruszasz się niespełna dwudziestotonowym składem. Mimo to ponosi Cię ułańska fantazja. W walce z czasem o przejechanie jak największej ilości kilometrów w ciągu dziewięciu godzin, masz sobie za nic ograniczenia prędkości do pięciu dych. Jak często nie przestrzegasz przerw czy też dziewięciogodzinnego czasu pracy? Ile razy zastanawiałeś się, czy zdążysz wyhamować przed rodzinnym samochodem, skręcającym właśnie na posesję? Ile razy musiałeś robić to awaryjnie? Kiedy w końcu szczęście Cię ominie i nie uda Ci się to? Dwadzieścia ton to całkiem spora masa, nawet względem wielkich tarcz hamulcowych Twojej ciężarówki. Osobiście, już nie raz zostałem zapytany przez moją matkę „Po co tak wcześnie?”, gdy włączyłem kierunkowskaz około 200-250 metrów przed wjazdem na prywatną dróżkę, prowadzącą do domu.
Teraz wyobraź sobie inny scenariusz. Załóżmy, że masz kochającą Cię osobę, która porusza się motocyklem, Ty samochodem. Niestety, spojrzałeś o raz za mało w lusterko… Twój partner nie zastanowił się nad tym, czy może bezpiecznie wykonać manewr. Szok odbiera świadomość, wystarczy Ci sił, aby wyjść z samochodu. Na czerni asfaltu odznaczają się wyraźnie białe ślady. Miejsca, które przed chwilą szlifował motocykl. Kawałek dalej w kilku, być może kilkunastu, elementach leży motocykl. Nie, nie nadaje się do odbudowy. Z pewnością nikt po takim uderzeniu nie mógł wyjść bez szwanku. Podchodzisz bliżej i… już wiesz. Rozpoznajesz. Tak, to motocykl tej jedynej osoby. Rozglądasz się, widzisz ją obok. Ginie. Umiera. Na Twoich oczach. Obrażenia wewnętrzne na pewno są tak rozległe, że nie wyjdzie z tego. Z refleksem godnym kowboja z westernu, wyciągasz telefon z kieszeni. Mogłoby się wydawać, iż wszystko trwa zaledwie ułamki sekund. Rozmowa z koordynatorką pogotowia, nieudolna próba udzielania pierwszej pomocy (co niestety w naszym kraju nie jest czymś niezwykłym, nawet gdy nie chodzi o bliską osobę). Jeszcze zanim zdąży przybyć karetka, widzisz jak nagle jej źrenice rozszerzają się, klatka piersiowa przestaje unosić się i opadać, nie słyszysz i nie czujesz już oddechu, a ciało pochłaniają konwulsje. Jest już za późno… Oczywiście, o wszystkim można przeczytać w Internecie. Nic wielkiego. Jedynie jakieś lokalne portale wrzucą kilka zdjęć i względnie prawidłowe informacje pierwszego kontaktu. Najważniejsze jednak są komentarze internautów poniżej artykułu. Jedni po drugich „przekrzykują” się na temat tego, kogo obarczyć winą, kto ma rację w tej internetowej rozprawie, nie szczędząc przy tym wulgaryzmów, a także „prywatnych wycieczek”, zarówno w kierunku kierujących, jak i komentujących.
A:Puszkarz nie patrzył w lusterka,
B:Dobrze mu tak, jechał zdecydowanie za szybko, w końcu spotkała go kara.
Będzie już dwa lata, być może trzy. W podobnych okolicznościach, nieopodal mojego domu, zginęło rodzeństwo poruszające się motocyklem. Kierujący nim mężczyzna (lat bodajże 32), jadący z młodszą siostrą, ze znaczną prędkością postanowił wyprzedzić samochód osobowy, przed którym poruszał się autobus. Kierowca samochodu postanowił wykonać ten sam manewr autobus. Być może gdyby motocyklista zastanowił się, nie doszłoby do wypadku? A gdyby prowadzący „tułarega” spojrzał w lusterko o jeden raz więcej, czy udałoby się uniknąć niepotrzebnej śmierci dwójki młodych ludzi? Tego się nie dowiemy. Jedno jest pewne. To MY tworzymy ulicę. We write the streets. Nie tylko pasjonaci z filmu nagranego przez Format67. My wszyscy.
Foto: freepik.com