Do nietypowego protestu doszło na gdańskim lotnisku. Przeciwnicy Lecha Wałęsy zgromadzili się i zasłonili nazwę portu lotniczego. W tym celu posłużyli się banerem z napisem: „Gdańsk Anna Walentynowicz Airport” z podobizną słynnej działaczki Solidarności.
Grupa demonstrantów wkroczyła na teren lotniska im. Lecha Wałęsy i apelowała m.in. do ministra transportu, aby zmienił patrona lotniska. Rozciągnęli wielki baner z napisem: „Gdańsk Anna Walentynowicz Airport” i zakryli nim częściowo aktualną nazwę.
Gdy Lech Wałęsa, „Bolek”, podjął współpracę z SB i donosił na kolegów za pieniądze, pani Anna Walentynowicz, zamordowana w zamachu smoleńskim, pomagała pracownikom Stoczni Gdańskiej – mówili protestujący.
Demonstranci jako osobę godną bycia patronem lotniska wskazali Annę Walentynowicz, gdyż „jest autentyczną bohaterką sierpnia i gdańska”. Jeden z uczestników zaapelował: „Pamiętajcie, trzeba mówić prawdę, prawdę historyczną bo tylko na prawdzie i tożsamości narodowej możemy zbudować lepszą przyszłość Polski, a nie na zdrajcach!”
W grupie protestujących osób była również Anna Kołakowska – radna PiS. „Zasłynęła” ona procesem, który wytoczyła jej posłanka PO, Agnieszka Pomaska, w reakcji na ostry wpis na swój temat. Radna PiS napisała, że Pomaskiej „trzeba to coś złapać i ogolić na łyso”.
Akcja nie trwała zbyt długo. Na miejsce przyjechała policja i funkcjonariusze Służby Ochrony Lotniska. Policja spisała dane uczestników protestu, a ci w międzyczasie powtarzali swoje hasła, dodając przy tym, że funkcjonariusze służą zdrajcom i hańbią mundur. Obyło się jednak bez większych incydentów.
Data protestu jest oczywiście wybrana nieprzypadkowo. Odbył się w 28 rocznicę pierwszych (częściowo wolnych) wyborów parlamentarnych z 1989 roku. Jest to także 25 rocznica wotum nieufności i nocnej zmiany władzy, która miała miejsce w nocy z 4 na 5 czerwca.