Słabość. Wstyd. Upokorzenie. Polską piłkę można określać na wszelaką ilość sposobów. Pozytywnie rzecz jasna nie za często, bo i podstaw nie ma. Występy naszych drużyn na arenie międzynarodowej to jedna wielka karuzela śmiechu. Zdarzają się rzecz jasna również wyjątkowe spotkania, potwierdzają one jednak tylko regułę.
W zasadzie co roku jest tak samo. Mistrz Polski walczy o Ligę Mistrzów, 'prawie’ mu się udaje, ale niestety brak szczęścia (słowo klucz) sprawia, że ląduje w niższej klasie, czyli Lidze Europy. Po góra paru miesiącach (jeśli szczęście dopisze) okazuje się, że ta niższa klasa to wciąż za wysokie progi, ale Pucharu Intertoto niestety już nie ma. I co wtedy robić? Domknąć koło życia, czyli emocjonować się rozgrywkami w rodzimej lidze piłkarskiej, bo przecież niebawem karuzela znów ruszy.
Niektórzy kibice mają żal, że Polakom w pucharach brakuje powtarzalności, bo uważają spotkania ze Spartakiem, Manchesterem City czy Juventusem za te, w których nasze drużyny grały w piłkę na poziomie, który chcielibyśmy oglądać zawsze. Niestety, w takich spotkaniach to przeciwnicy po prostu rozgrywają jeden z najsłabszych meczów w sezonie. A my mamy szczęście. No i ta powtarzalność. Przecież ona ciągle jest! Praktycznie co roku kompromitujemy się w Europie! Trudno o lepszą stałość. Oczekiwania i zawód również są za każdym razem takie same. I nie potrzebne są tu nawet kibicowskie złośliwości fanów rywalizujących między sobą w lidze zespołów. Przecież ten, który śmieje się teraz, może być wyśmiewany za 12 miesięcy. Jeśli oczywiście jego drużyna będzie w stanie pokonać zespół, z którego obecnie drwi. Wszyscy kibice w takich chwilach powinni się rozumieć, bo niestety taka jest ich dola. Bo taką konstrukcją jest kibic. Ten prawdziwy. Wierzy do końca. Inna sprawa, że oczekiwania są u nas w 99% nierealne do możliwości kopaczy. W piłce nożnej nie liczymy się wcale i trzeba się z tym pogodzić. Przynajmniej na razie.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Wszystkie te sprawy dotyczą nie tylko polskich zespołów w rozgrywkach europejskich, równie dobrze można umieścić tu reprezentację. Polscy kibice osiągnęli chyba mistrzostwo w umiejętności stosowania ironii, kto inny jest tak często doświadczany jak oni? A bronić się jakoś trzeba. Wszak lepiej tak, niż dawać zarobić UEFA poprzez nakładane na klub kary za wybryki na trybunach. Na szczęście prześmiewcy polskiej kopanej znajdą zawsze coś, z czego można poszydzić. Zero zwycięstw Legii w LE, zero punktów, zero bramek. Ponoć idą na rekord. Są na prostej drodze do zostania pośmiewiskiem już nie tylko polskiej, ale europejskiej piłki. Złośliwcom mogę tylko dopowiedzieć, że z Legią wcale nie jest tak źle. Przecież strzela. Co z tego, że do własnej bramki..