Polsko-czeski spór w sprawie kopalni w Turowie wydaje się być daleki od zażegnania. Tymczasem na granicy emocje coraz bardziej rosną, przede wszystkim wśród mieszkańców. Mariusz Szczygieł pokazał w sieci zdjęcie okładki czeskiego dziennika „Mlada Fronta DNES” i opisał, co spotkało jego kolegę po fachu.
Póki co nie widać możliwości porozumienia między Polską i Czechami w sprawie kopalni w Turowie. Przypomnijmy, że nasz kraj jest zobowiązany do tego, by płacić pół miliona euro dziennie aż do momentu, w którym kopalnia zostanie zamknięta. Podgrzewanie politycznej nagonki po obu stronach granicy sprawia, że rośnie wrogość między zwykłymi ludźmi.
Interesujący się sprawami czeskimi dziennikarz Mariusz Szczygieł pokazał w sieci zdjęcie okładki tamtejszej gazety. Ukazał się tam reportaż z Bogatyni pt. „Czechom wstęp wzbroniony”. Nawiązuje ona do postawy części polskich przedsiębiorców, którzy zadeklarowali, że nie będą obsługiwać Czechów. Zdjęcie Krecika z napisem „Czechów nie obsługujemy” pojawił się między innymi na drzwiach jednego z pubów w Bogatyni.
„Czesi nie rozumieją jednego: chcieli tylko poprawy kwestii wody pitnej i zatrzymania działalności kopalni Turów na czas naprawy szkód. Polacy do tego się nie garnęli, jednak gdy sprawa oparła się o Unię, wytoczyli działa – demoniczne argumenty, których nie będę Wam powtarzał, bo je znamy” – pisze Mariusz Szczygieł.
Dziennikarz opisuje wyprawę czeskiego kolegi do Bogatyni
Mariusz Szczygieł opisał również wyprawę do Bogatyni autora reportażu. Tomas Lansky, bo o nim mowa, przybył do miasta wraz ze słowacką redaktorką i tłumaczką z Polski. Chceli dowiedzieć się, jak całą sprawę postrzega miejscowa ludność. „Słyszeliśmy tylko oszustwa i fałszywe wiadomości, że Czesi chcą sprowadzać swój węgiel do Polski, że Czechy kupiły unijny sąd lub że Czechy są zainteresowane rzuceniem Polski na kolana. W końcu jeden pan zaatakował nas przed marketem Lidl, musieliśmy skasować wszystkie zdjęcia. Pojechaliśmy do elektrowni Turów i zostaliśmy zatrzymani przez ochroniarzy, zlustrowali nas i w końcu pojechali za nami samochodem do granicy czesko-polskiej, aby upewnić się, że wyjedziemy. To było naprawdę adrenalinowe przeżycie. Wydaje się, że miejscowa ludność naprawdę mocno i emocjonalnie postrzega cały problem, a swój gniew i frustrację kierują do Czechów” – czytamy.
Na koniec dziennikarz zwrócił uwagę, jakie działanie ma jeden „durny napis na drzwiach małej knajpy na peryferyjnym osiedlu”. „W Czechach zagrożeniem jest zły Turów, zabierający nam wodę, w Polsce zły Czech, próbujący rzucić na kolana biedny region Bogatynia” – czytamy dalej.
Cały wpis można zobaczyć poniżej.
Czytaj także: Napięta sytuacja na granicy. Tusk bezlitosny dla rządzących: Nie robią nic…
Żr.: Facebook/Mariusz Szczygieł, Twitter/Filip Harzer