Często słyszę powtarzany stereotyp: „demokracja nie jest idealnym systemem, ale nikt nie wymyślił jeszcze lepszego”. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym mylnym, moim zdaniem, przeświadczeniem, które samo w sobie jest mało logiczne.
Twierdzenie: „nie jest idealnym systemem” jest z logicznego punktu widzenia oczywiście słuszne, ale zawiera też w sobie ukrytą tezę, że co prawda nie jest idealnym, ale na pewno dobrym, a z tym już nie zgadzam się. Natomiast uznanie, że „nikt nie wymyślił jeszcze lepszego” już całkowicie odstaje od rzeczywistości. Istniało bowiem i istnieje dziś na świecie wiele ustrojów i trudno oceniać, które są lepsze, a które gorsze. Zależy tylko od tego kto wypowiada opinię. Przecież właściciele niewolników pochwaliliby zapewne system niewolniczy, a wysocy dostojnicy partyjni w Korei Północnej będą chwalić totalitarny system komunistyczny. Do dziś przecież wielu w Polsce powiada: „komuno wróć”. Jak więc oceniać systemy polityczne w kategoriach: lepszy – gorszy? Ocena taka z góry skazana jest na niepowodzenie. Polityka to wieczna walka klas oraz grup interesów. Od tego, czy należymy do klasy uprzywilejowanej, czy też nie, będzie zależała opinia o systemie – mówiąc krótko i kolokwialnie: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” i nie ma w tym twierdzeniu nic odkrywczego.
System demokratyczny został zapoczątkowany w starożytnej Grecji, tam też znalazł swego najwybitniejszego krytyka w osobie Platona. W „Politei” wyraził on ostrą krytykę tego ustroju głosząc: „demokracja jest niewolącą formą rządu. Wprowadza chaos i nieporządek, a nadto niesprawiedliwą równość”. Dalej stwierdził, że jest to ustrój zdegenerowany, który w końcu zamieni się w tyranię. Po upływie dużo ponad 2000 lat trudno nie zgodzić się z jego krytyką. Niezliczona ilość przykładów potwierdza główną tezę wspomnianego dzieła. Spróbujmy zatem skupić się na głównych „grzechach” dzisiejszej demokracji.
- Przewaga głupoty
W demokracji „rację” ma większość. Nie jest żadną tajemnicą, że tylko nieliczny procent społeczeństwa posiada fachową wiedzę i doświadczenie (również tę uprawniającą do zarządzania państwem) w danej dziedzinie. Natomiast każdy, niezależnie od wiedzy i doświadczenia, dysponuje tylko i wyłącznie jednym głosem. W prosty więc sposób dwóch kloszardów (jako wolnościowiec nie mam nic do tych ludzi) może przegłosować jednego profesora uniwersytetu, uchwalając, że 5+5= 11, a nie 10 jak twierdzi profesor. Przykłady takie można mnożyć. To przecież nikt inny jak demokraci z Unii Europejskiej orzekli, że marchew to owoc. Na tej samej zasadzie można uchwalić, że słoń to roślina, a drzewo to zwierzę. Niech więc żyje nam większość i głupota.
- „Wszechstronność”
Ta cecha szczególnie jest widoczna w naszej demokracji. Mianowicie od pilota samolotu wymagamy uprawnień, wiedzy i doświadczenia, od lekarza wymagamy wykształcenia i doświadczenia, od prawnika również żądamy wykształcenia i wiedzy. Wykonywanie niemalże każdego zawodu, mniej lub bardziej odpowiedzialnego, wymaga kompetencji. Natomiast do sprawowania jednej z najbardziej odpowiedzialnych funkcji, czyli rządzenia państwem, w demokracji „nadaje się” każdy. Nie ma w tym zakresie jakiś większych ograniczeń. Mieliśmy przecież prezydenta państwa elektryka, mieliśmy ministrów mechaników, mamy rządzących historyków, lekarzy, rolników, biologów, chemików etc. Na dodatek, każdy z nich „zna się” na kierowaniu państwem, na ustawodawstwie, na prawie oraz na ekonomii. Gdy wybieramy się na koncert wymagamy przecież, aby artyści potrafili grać na instrumentach i śpiewać. Mało tego, oczekujemy aby byli wirtuozami. Jak natomiast zareagowalibyśmy gdyby na scenę wyszły osoby, które mają instrumenty pierwszy raz w życiu w ręku i zaczęliby na nich brzdąkać?! Zapewne wygwizdalibyśmy takich „artystów” i zażądali zwrotu pieniędzy za bilet. Dlaczego więc takich samych oczekiwań nie mamy w stosunku do rządzących?! No bo mamy demokrację – to najczęściej stosowany slogan.
- Popularność
To najczęstszy grzech polityków w demokracji. W momencie zakończenia wyborów demokratyczni politycy zaczynają już kampanię do następnych wyborów. W tym celu dbają nie o państwo (gminę, powiat, województwo), a o swoją popularność. Chcą bowiem być wybrani na następną kadencję. Zauważył już to były prezydent USA Ronald Reagan, który stwierdził, że politycy zamiast myśleć o następnych pokoleniach, myślą tylko o najbliższych wyborach. Dlatego też, nie racja stanu, nie perspektywa dla państwa, a wyniki sondażowe stały się podstawowym wskaźnikiem ocennym dzisiejszych polityków oraz narzędziem w walce z przeciwnikiem. W demokracji politycy muszą być populistami, inaczej nie osiągną sukcesu. Często słyszymy jak politycy zarzucają sobie nawzajem populizm, by za chwilę samemu obiecać wyborcom „gruszki na wierzbie”. Cecha ta nasila się szczególnie w okresach przedwyborczych, podczas kampanii, ale i w czasie trwania kadencji ma się dobrze. Obliczono, że polskie rządy realizują około 5-10% swoich obietnic przedwyborczych. Świadomi tego wyborcy nadal jednak wierzą w te „obiecanki”, a ci którzy nie wierzą stają się obojętni politycznie nie biorąc udziału w wyborach, co tylko sprzyja populistom.
- Władza sama w sobie
W demokracji głównym celem polityków jest tylko i wyłącznie dojście do władzy i jej utrzymanie. Po jej zdobyciu nie zajmują się rządzeniem, albowiem niesie to za sobą zbyt duże ryzyko jej utraty. Rządząc musieliby podejmować różne decyzje, zarówno te popularne, jak i niepopularne, a to mogłoby wiązać się z utratą popularności, a co za tym idzie utratą władzy. Dlatego politycy starają się tylko administrować, nie podejmując zbyt ryzykownych dla siebie decyzji, w szczególności w okresach przedwyborczych. Przecież wszystkie rządzące już partie zauważyły szkodliwość i patologiczność istnienia Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego i związanego z nią systemu emerytalnego. Dlaczego jednak do dziś system ten funkcjonuje? Odpowiedź jest prosta: żadna opcja polityczna nie chce utracić dość dużego elektoratu korzystającego z tego uprzywilejowanego systemu emerytalno-rentowego. Górę biorą więc partykularne interesy poszczególnych partii, a nie dobro państwa.
- Socjalizm, czyli niesprawiedliwa równość
Jak rzekł Stefan Kisielewski: „Socjalizm świetnie nadaje się do fałszowania świadomości zbiorowej, gdyż jest intelektualną pokusą ćwierćinteligenta”. Demokraci są w większości socjalistami, gdyż jest to ładnie brzmiąca utopia, na którą łapią się wspomniani ćwierćinteligenci, których jest większość w społeczeństwie. Socjaliści mówią to co ludzie chcą usłyszeć, są „prospołeczni”, rozdają niemal wszystko i wszystkim „za darmo”, dlatego też są lepiej odbierani od polityków prawicowych, którzy nic nie obiecują, a każą pracować („niepoważni” chyba ci prawicowcy!). Oczywiście wcześniej, w mniej lub bardziej ukrytej formie, zabierają pieniądze ludziom w postaci podatku. Większość tych pieniędzy marnotrawią, część rozkradają, za resztę coś tam wybudują i chwalą się jak to wiele uczynili dla swych wyborców. Niestety wyborcy w większości łapią się na te socjalistyczne obiecanki, nie rozumiejąc, że nic, ale to nic na tym świecie, nie jest za darmo. W demokracji „wszyscy mają równe żołądki”, jak to niektórzy powiadają, i dlatego równo dzielone są dobra narodowe. Ci więc którzy pracują ciężko, wytrwale i efektywnie obciążani są dużymi podatkami, aby obdzielić nimi nierobów i obiboków. Powstają w ten sposób patologie, prowadzące nawet do zachwiania roli rodziny w społeczeństwie. Jeśli bowiem praca i jej efekty karane są wysokim podatkiem, a nieróbstwo wynagradzane zasiłkiem dla bezrobotnych, powstaje odwrócenie wartości. Matki z dzieckiem żyjące w konkubinacie nie zawierają więc małżeństw, a te będące w małżeństwie fikcyjnie rozwodzą się, aby utrzymać lub uzyskać zasiłek dla samotnych matek z dziećmi. Demokracja nie rozumie, że „równo” wcale nie znaczy „sprawiedliwie”. System ten degeneruje wartość pracy, aktywności, czy kreatywności, wychowując leniwe i roszczeniowe społeczeństwo.
- Upodlenie
Walka polityczna w demokracji wiąże się niewątpliwie z pewnego rodzaju upodleniem. Polityk zrobi bowiem wszystko, aby zdobyć głosy wyborców. Wspomniany już wyżej Ronald Reagan zauważył, że polityka to jest drugi najstarszy zawód na świecie. Dodał jednak, że nie różni się zbytnio od tego pierwszego. Nie chcę przytaczać tutaj bardziej niecenzuralnych określeń polityki, ocena byłego prezydenta USA jest niezwykle trafna. Dlatego też w demokracji do polityki pchają się w większości ludzie bez zasad, bez honoru, bez moralności. Tylko tacy mogą osiągnąć sukces polityczny. Przecież gdyby minister Radosław Sikorski wraz z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem mieli choć odrobinę honoru, to po ujawnieniu afery taśmowej natychmiast podaliby się do dymisji. Nie zrobili jednak tego, nie są ludźmi honoru, bo …są politykami. Demokracja wyklucza więc ludzi honoru, bowiem ci nie upodlą się dla zdobycia głosu wyborcy, czy dla utrzymania na siłę władzy. Zostają na polu walki ci „silni”, „wytrwali” (jak ich się często błędnie nazywa), ci bez zasad.
- Wykluczenie inteligencji
System demokratyczny wyklucza też ludzi nadzwyczaj i średnio inteligentnych. Ci bowiem, będąc w zdecydowanej mniejszości, nie znajdują zrozumienia u przeciętnego wyborcy, niestety mniej inteligentnego, a tych jest zdecydowana większość. Skoro jednak w demokracji decyduje większość, to będący w mniejszości ludzie nadzwyczaj i średnio inteligentni są na „z góry” przegranej pozycji. Dlatego mamy w polityce, mówiąc najogólniej i najgrzeczniej, ludzi przeciętnych, żeby nie powiedzieć miernych, ale za to nadzwyczaj przebiegłych. Demokracja (zarówno ta ludowa, jak i obecna) jak widać nie znosi ludzi mądrych.
- Awans społeczny
Demokracja burzy też odwieczną przynależność jednostki do określonej grupy społecznej. Dana jednostka dzięki swojej pracy, swoim wysiłkom może oczywiście zmienić przynależność do danej grupy, ale nie może to następować drogą polityczną. W demokracji jednak realizują się wspaniale stare przysłowia: „z chama na pana”, czy: „z chłopa –pan”. Obserwując polskie (ale nie tylko) życie polityczne widzimy wiele przykładów tego typu „awansów społecznych”. Ci zaś „panowie” decydują o naszym życiu, o naszej przyszłości i wielu ważnych dla nas sprawach. „Panowie” ci zazwyczaj zamiast, na przykład, wspaniale prowadzić gospodarstwo rolne, nieudolnie zajmują się ustawami. Powtarzam zawsze – niech każdy robi to co potrafi najlepiej!
- Pieniactwo
Demokracja faworyzuje krzykaczy i pieniaczy. Nieważne jest co się mówi (mądrze, czy idiotycznie), ważne że wyborcy mówią o danym polityku. Ci natomiast zauważyli tę zależność i plotą często kontrowersyjne głupoty, aby tylko zaistnieć w mediach, aby o nich mówiono. Zauważmy, kogo zapraszają do debat stacje telewizyjne? Nie zapraszają tych, którzy mówią cicho, rozważnie, czy mądrze. Ci bowiem są nudni i nie zapewnią oglądalności. A stacje telewizyjne potrzebują show, walkę, kłótnię, polewanie adwersarza wodą etc. To ma w demokracji swoją wymowę i wartość. Mądrość i rozwaga nie są niestety w cenie.
1o. Chaos
Rządy demokratyczne charakteryzują się obecnością wielu ośrodków władzy. Powoduje to nieczytelność, chaos i nieporządek. Wystarczy przyjrzeć się naszemu prawodawstwu. Przepisów jest wiele, są nieczytelne, niejasne, często zmieniające się. Państwo, jednym słowem, funkcjonuje w chaosie prawnym, i nie tylko prawnym. Nie jest też jednoznacznie i czytelnie określona odpowiedzialność poszczególnych organów państwa, czy samorządu. Pamiętamy byłego prezydenta RP śp. Lecha Kaczyńskiego wyrywającego sobie krzesło w Brukseli z premierem Donaldem Tuskiem. Był to skutek niejasności konstytucyjnej odnośnie prowadzenia polityki zagranicznej państwa. Niestety najczęściej ofiarami tego chaosu jest społeczeństwo, bezsilne zazwyczaj w zderzeniu z aparatem państwa. Ponadto chaos pozwala rządzącym „zwalać” odpowiedzialność na inne organy, i odwrotnie. Często przecież mamy do czynienia z opóźnieniami w legislacji wskutek czego państwo ponosi miliardowe straty. Mimo zarządzanych dla pozoru kontroli winnych nie udaje się ustalić. Wyborca nie wie więc kto zawiódł go, powtarzając często ponownie ten sam błąd przy urnie wyborczej. Demokracja sprzyja błędom i wypaczeniom, które są efektem chaosu.
Wiele z poruszonych powyżej grzechów ściśle wiąże się ze sobą, bez problemu można by wymienić wiele więcej. Niewątpliwie jednak demokracja zawiera też w sobie jakieś opium dla ludu. Pod płaszczykiem demokracji rządzący mogą zrobić niemalże wszystko, mogą sponiewierać ten biedny lud tłumacząc: macie przecież demokrację. Lud natomiast nie ma sił przeciwstawić się władzy, staje się bezsilny, no ale ma przecież … demokrację, i to mu powinno wystarczyć !
Były prezydent USA Thomas Jefferson rzekł kiedyś: „demokracja to nic innego, jak rządy motłochu”. Codziennie włączam telewizornię i stwierdzam, że minęło ponad 200 lat, a słowa te są jak najbardziej aktualne.
Foto: Wikimedia Commons