Za nami kolejna rocznica wybuchu II Wojny Światowej dlatego pragnę zabrać głos w sprawie kilku najbardziej popularnych tez nagromadzonych wokół tego wydarzenia. Postanowiłem wybrać te najbardziej powszechne i nieraz w rażący sposób przekłamujące prawdziwy obraz Kampanii Wrześniowej 1939 roku. Pomimo iż polski wrzesień jest jednym z lepiej przebadanych okresów w historii II Rzeczpospolitej, jednak przez cały czas pozostają żywe kontrowersje wokół niektórych kwestii, postaci i decyzji tamtego okresu.
Czy można było uniknąć niemieckiej agresji w 1939 roku?
Na to pytanie niestety nie możemy udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Obecny stan wiedzy na temat ówczesnej sytuacji międzynarodowej przekonuje nas, że do wojny prędzej czy później i tak by doszło. Hitler musiał rozpocząć wojnę nie tylko ze względów ideologicznych, ale też gospodarczych, gdyż III Rzesza w tym czasie była już mocno zadłużona. Tylko działania wojenne pozwoliły na bezterminowe „zamrożenie” finansowych zobowiązań. Gdyby jednak Hitler nie zdecydował się na zaatakowanie Polski, to wojnę być może nawet już w roku 1940 rozpocząłby Stalin. Pod koniec lat trzydziestych XX wieku ZSRR zaczęło czynić starania do przygotowania zaplecza pod przyszłą inwazję na zachód. Część historyków o germanofilskim nastawieniu postulowała taktyczny sojusz z III Rzeszą i ewentualne uderzenie u boku Niemców na Związek Radziecki. O ile taki sojusz jeszcze w połowie lat trzydziestych był jak najbardziej realną perspektywą, o tyle geopolityczne położenie Polski nie pozwoliłoby (inaczej niż Węgrom Horthyiego) na zachowanie suwerenności. Polska w takim wariancie najprawdopodobniej powoli stawałaby się państwem satelickim III Rzeszy ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Historiografia PRL proponowała natomiast wariant jeszcze bardziej absurdalny – sojuszu ze Stalinem. Sojusz ten miał być zawarty na pewno kosztem kresów wschodnich do linii Curzona włącznie oraz zerwaniem z „burżuazyjno – faszystowskim” ustrojem państwa. Analogicznie jak i w przypadku Niemiec, Polska przeobraziłaby się w kolejną republikę radziecką. To wszystko jednak są jedynie przypuszczenia i nie można opierać się na nich jako na gotowych rozwiązaniach. Receptę na uniknięcie katastrofy miał natomiast Marszałek Józef Piłsudski, który już na początku lat trzydziestych przeczuwał nieuchronnie zbliżający się konflikt. Aby Polska mogła się skutecznie obronić, powinna spełnić trzy główne warunki: nie wchodzić do wojny jako pierwsza, nie walczyć więcej niż z jednym sąsiadem naraz, nie walczyć osamotniona. Historia pokazała jednak, że stało się zupełnie odwrotnie: Polska weszła do wojny jako pierwsza, walczyła z dwoma sąsiadami naraz, pozostała samotna w swoich wojennych zmaganiach. Temat szukania winnych tej smutnej perspektywy jest na tyle obszerny, że może stanowić cały oddzielny artykuł.
Czy Wojsko Polskie było gotowe 1 września 1939 roku na odparcie agresji?
Polska zgodnie z umowami sojuszniczymi zawartymi z Francją jeszcze w latach dwudziestych XX wieku zobowiązana była do utrzymywania 30 dywizji piechoty i 11 brygad kawalerii. Jak na gospodarcze i finansowe możliwości II Rzeczpospolitej, był to olbrzymi ciężar. Żadne inne państwo nie posiadało tak licznych wojsk lądowych w tej części Europy a Wojsko Polskie było jedną z najliczniejszych armii świata. Koszty utrzymania takiej masy żołnierzy odbijały się negatywnie na jakości uzbrojenia. Dopiero co podnosząca się po ciosach Wielkiego Kryzysu gospodarka polska nie była w stanie zapewnić stałej modernizacji sił zbrojnych. Plany uzbrojenia jednostek piechoty w najnowszą broń, nasycenia jednostek kawalerii pojazdami pancernymi i powołania samodzielnych grup pancerno-motorowych musiały być realizowane etapami przez wiele lat. Mimo że w latach 1936-1939 wydano znaczne środki na unowocześnienie sił zbrojnych II RP (nowe ryglowane karabiny piechoty, nowy rodzaj czołgu 7TP, nowoczesne bombowce Łoś), to jednak 1 września 1939 roku Wojsko Polskie pod względem nowoczesności uzbrojenia nie mogło równać się Wehrmachtowi. Jeżeli chodzi o wyszkolenie, to armia II Rzeczpospolitej prezentowała wysoki poziom. Zarówno szeregowy żołnierz, jak i oficer wyższego szczebla byli dobrze wyszkoleni i w większości przypadków posiadali poczucie słuszności służby swojej Ojczyźnie. Oddzielną kwestią pozostaje stan przygotowania poszczególnych jednostek. W momencie wybuchu wojny z przyczyn głównie politycznych część wojska nie była jeszcze w pełni zmobilizowana, a wielu żołnierzy było dopiero w drodze do swoich jednostek.
Czy plan obrony na wypadek niemieckiej agresji był dobrze ułożony i przemyślany?
Zgodnie z wcześniej już wspomnianą koncepcją Marszałka Józefa Piłsudskiego Polska nie mogła poradzić sobie sama. Plan obrony granicy zachodniej (Plan Z) zakładał samodzielną obronę granic najpóźniej do piętnastu dni od wybuchu wojny. Zgodnie z zapisami umowy sojuszu polsko-francuskiego pomoc miała nadejść do tego momentu. Plan Z w ogóle nie zakładał walki na wschodzie. Ówczesne elity polityczne i wojskowe widziały zagrożenie w potędze III Rzeszy bagatelizując ich zdaniem osłabiony wielkimi czystkami Stalina i strachem przed ogólnoświatowym konfliktem Związkiem Radzieckim. Sam Plan Z, jak zauważono to już po czasie, posiadał wiele niedoskonałości i pokładał zbyt wiele nadziei w naszym zachodnim sojuszniku. Wraz z felonią Francji i Wielkiej Brytanii koncepcje wspólnej wojny z sojusznikami legły w gruzach. Oprócz tego należy zwrócić uwagę na jeszcze jedno błędne założenie. Armia od pierwszych dni wojny miała zgodnie z reżimem wojny pozycyjnej bronić granic państwa. Granica polsko-niemiecka (i jak się później okazało również słowacka) była zbyt rozciągnięta i pozbawiona naturalnych uwarunkowań terenowych, aby nadawała się do takiej obrony. Spowodowało to poniesienie znacznych strat już w pierwszych dniach września i wycofywanie się wojsk polskich na dalsze pozycje.
Czy rzeczywiście polska kawaleria szarżowała na niemieckie czołgi?
Jest to niestety bardzo często powtarzany mit, nie mający absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością. Historia o szalonych polskich szarżach na czołgi została ukuta najpierw w goebellsowskich filmach propagandowych mających na celu ośmieszenie wojska polskiego, a potem była skrzętnie pielęgnowana przez historyków w PRL. Kawaleria polska posiadała zupełnie inną taktykę walki i używała frontalnego ataku jedynie w ostateczności np. podczas próby wyrwania się z okrążenia. Kawaleria II RP praktycznie nigdy nie atakowała samodzielnie jednostek pancernych, jedynie towarzyszące im jednostki motorowe lub artyleryjskie.
Czy prawdą jest, że niektórzy polscy dowódcy wykazywali się tchórzostwem na polu walki?
Panująca powszechnie opinia o wielkiej odwadze i poświęceniu żołnierzy WP podczas kampanii wrześniowej jest jak najbardziej prawdziwa i godna największego szacunku. Niestety pośród postaw zasługujących na pełne uznanie, zdarzały się bardzo niechlubne wyjątki. Dla przykładu podam tu postawę gen Juliusza Rómmela, który jako dowódca Armii Łódź ze strachu przez bombardowaniem jego sztabu i oskrzydleniem przez siły nieprzyjaciela, przekazał dowodzenie innemu oficerowi a sam uszedł do Warszawy. Propaganda historyczna PRL długo kreowała fałszywy obraz polskich oficerów II Rzeczpospolitej jako tchórzy, awanturników i ludzi przyzwyczajonych do wystawnego trybu życia. Analizując jednak życiorysy poszczególnych wysokich rangą dowódców można odnieść wrażenie, że była to przede wszystkim elita ludzi dobrze wykształconych i z bogatą wojenną przeszłością, służących swojej Ojczyźnie najlepiej jak potrafili.
Czy niemiecki Wehrmacht był wtedy armią niezwyciężoną?
Czytając niektóre publikacje historyczne lub oglądając reportaże w Internecie, można odnieść wrażenie, że na Polskę w 1939 roku ruszyła idealna pancerna machina zagłady, której nikt ani nic nie było wtedy w stanie zatrzymać. Wokół niemieckiego Wehrmachtu zdążyło powstać wiele mitów, niektóre sięgające swoim rodowodem jeszcze czasów II Wojny Światowej. O ile prawdą jest, że armia niemiecka w latach trzydziestych XX wieku należała do najnowocześniejszych na świecie, o tyle mitem jest jej doskonałość w każdym aspekcie. Oprócz nowoczesnego uzbrojenia, nowatorskiej taktyki prowadzenia wojny błyskawicznej – pancernej pięści, powszechnego wykorzystywania lotnictwa do celów taktycznych, należy zwrócić uwagę na masę mankamentów wynikających ze zbyt krótkiego okresu transformacji ze 100-tysięcznej quasi-policyjnej Reichswehry w pełni profesjonalną armię. Transport zafrontowy odbywał się bardzo często konno. Nie posiadano wtedy jeszcze wystarczającej ilości ciężarówek, aby logistyka mogła być w pełni zmotoryzowana. Czołgi niemieckie używane w Polsce w dużej części były już przestarzałymi modelami (PzKpfw I, PzKpfw II) wyposażonymi nieraz jeszcze w karabiny CKM zamiast 30 mm armaty. Czołgi PzKpfw III natomiast był w pełni nowoczesną konstrukcją i spokojnie mogły równać się z polskim 7TP.
Mam nadzieję, że udało mi się rozwiać kilka wątpliwości i obalić kilka mitów ciążących nad polskim wrześniem 1939 roku. Do tematu postaram się wrócić jeszcze w okolicach 17 września, przy okazji kolejnej już smutnej rocznicy w historii narodu polskiego.