– Nikt, do momentu kiedy prokuratura ustali co tam się stało, nie będzie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności, szczególnie, że chodzi o życie dwojga młodych ludzi i narażenie na utratę życia lub zdrowia przez uczestników tej imprezy – mówi w rozmowie z portalem wMeritum.pl ekspert ds. bezpieczeństwa imprez masowych oraz redaktor naczelny serwisu ochronaimprezmasowych.pl Bartosz Grduszak.
Cezary Bronszkowski: Minął już ponad tydzień od tragicznej imprezy na UTP. Czy Pana zdaniem kurz już opadł? Czy nadal będziemy świadkami walki o ukaranie winnych i wyjścia na światło dzienne nowych faktów?
Bartosz Grduszak: Myślę, że ta sprawa nieco ucichnie, ale prędzej czy później media o niej przypomną, gdyż podobne zdarzenia niezbyt często mają miejsce. Wiemy, że śledztwo jest w toku, że w wyniku sytuacji jaka tam zaistniała zginęły dwie osoby i że miało tam miejsce wiele nieprawidłowości oraz uchybień przede wszystkim pod względem organizacyjnym. W takich sytuacjach przyczyny najczęściej są analogiczne.
Cezary Bronszkowski: Obecnie jesteśmy świadkami walki między dwoma obozami. Jeden broni władz uczelni i uważa to za nieszczęśliwy wypadek, a drugi twierdzi, że za śmierć dwóch osób i kilkanaście rannych odpowiada wyłącznie organizator. Kto Pana zdaniem ma rację w tym sporze?
Bartosz Grduszak: Z mojego punktu widzenia możliwe przyczyny tej tragedii zostały już w jakiś sposób określone, na co niejedne media w ciągu minionego tygodnia wskazywały i prokuratura na pewno realizuje kilka najbardziej prawdopodobnych scenariuszy zdarzeń na tej imprezie. Rzecznik prasowy UTP, w rozmowie z dziennikarzem Expressu Bydgoskiego udzielił w tej sprawie bardzo dyplomatycznej odpowiedzi; cytuję: „wszyscy popełnili błędy”. Myślę, że jest to trochę nie fair, gdyż to nie leży w kompetencji rzecznika uczelni, aby ocenia czyjeś błędy. Można jednak wskazać wiele czynników, które w jakiś sposób przyczyniły się do sytuacji kryzysowej podczas studenckiej dyskoteki na UTP.
Nie zmienia to jednak faktu, że za bezpieczeństwo imprezy masowej odpowiada jej organizator.
Cezary Bronszkowski: Jakie są to Pana zdaniem czynniki?
Bartosz Grduszak: Przede wszystkim jest to infrastruktura, w tym przypadku budynek w jakim odbywała się impreza. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę nawet to, że impreza była zamknięta, budynek ten nie był przystosowany do tego typu eventów. Impreza odbywała się na dwóch holach połączonych nadziemnym łącznikiem. Z tego co mi wiadomo to łącznik ten był jedyną drogą ewakuacyjną między holami, a na zewnątrz budynku prowadziło tylko jedno wyjście. Pozostałe wyjścia były zamknięte.
Cezary Bronszkowski: Z naszych informacji wynika, że impreza była źle zabezpieczona. Studenci widzieli sporo uchybień. Czy Pana zdaniem można było zapobiec tragedii? I jak to należało zrobić?
Bartosz Grduszak: Świadkowie tj. studenci uczestniczący w imprezie w wielu komentarzach twierdzą, że ochrona imprezy użyła środka przymusu bezpośredniego w postaci gazu. Jeden z reporterów dotarł nawet do człowieka, który zabezpieczał tą imprezę i ten potwierdził relację studentów w relacji medialnej zaraz po tragedii na UTP. Ten sam człowiek sugerował również, że na imprezie miało być więcej ochroniarzy niż było faktycznie. Sama sytuacja użycia tego typu śpb w pomieszczeniu jest niedopuszczalna i jeśli faktycznie miała miejsce to z mojego punktu widzenia jest to dalece idąca niekompetencja służb ochrony jakie zabezpieczały imprezę.
Tragedii można było zapobiec. Można było nie dopuścić do organizacji imprezy w miejscu do tego nieprzystosowanym. Moim zdaniem ewentualne sytuacje jakie mogły się tam wydarzyć powinien przewidzieć, jeśli nie organizator, to kierownik ds. bezpieczeństwa imprezy masowej. Na każdej imprezie taka osoba powinna być wyznaczona.
Taka osoba powinna znać przede wszystkim topografię terenu imprezy masowej oraz mieć odpowiednie kompetencje ku temu, aby zarządzać bezpieczeństwem w trakcie imprezy.
Cezary Bronszkowski: W ostatnim tygodniu mieliśmy festiwal szukania winnych. Ochrona, która nie zabezpieczyła wydarzenia, rektor, który wydał zgodę na organizację imprezy. Winy szuka się także w zachowaniu uczestników otrzęsin. Kto ma rację?
Bartosz Grduszak: Wszyscy i nikt. To tzw. „spychologia”, gdyż w takiej sytuacji nikomu nie będzie na rękę przyznać się, że popełnił jakikolwiek błąd. Nikt, do momentu kiedy prokuratura ustali co tam się stało, nie będzie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności, szczególnie, że chodzi o życie dwojga młodych ludzi i narażenie na utratę życia lub zdrowia przez uczestników tej imprezy.
Moim zdaniem nawet prokuratura będzie miała problem z wytypowaniem winnego czy winnych tej tragedii. Podobne sprawy na świecie toczą się latami. Dobrym przykładem jest tu np. tragedia podczas meczu na Hillsborough w ’89 roku. Dopiero na początku tego roku dowódca zabezpieczenia podczas tej imprezy, dzisiaj już 70-letni emerytowany policjant, przyznał się, że w całej sprawie od początku kłamał chcąc przerzucić odpowiedzialność na kibiców. Ta tragedia do dzisiaj odbija się echem w Wielkiej Brytanii, gdyż zginęło tam aż 96 osób. Jest to tragedia, która w jakiś sposób przyczyniła się do wyprowadzenia sił policyjnych ze stadionów na rzecz klubowych stewardów wyszkolonych pod kątem bezpieczeństwa imprez masowych.
Cezary Bronszkowski: Zrzucanie winy to jedna sprawa. Jednak czy w tym przypadku, gdy mówimy o państwowej uczelni, nie powinny obowiązywać wyższe standardy? Czy ktoś nie powinien powiedzieć otwarcie „zawiedliśmy”?
Bartosz Grduszak: Moim zdaniem powiedzieć „zawiedliśmy” w tej sytuacji nie będzie łatwo, gdyż każda ze stron myśli przede wszystkim o swoim interesie. Myślę, że żadna ze stron nie jest nawet świadoma tego, że popełniła błąd i na jakim etapie do tego doszło. Miejmy jednak nadzieję, że ustali to prokuratura.
Dlatego rzecznik uczelni na podobne pytanie lokalnych mediów odpowiedział dyplomatycznie: „wszyscy popełniliśmy błędy”. Coś w tym jest.
Cezary Bronszkowski: Jak długo może potrwać śledztwo?
Bartosz Grduszak: Śledztwo może trwać latami, gdyż po pierwsze będzie ciężko określić kto lub co zawiodło, a po drugie jeszcze ciężej będzie to udowodnić. Z tego co wiem, to na tej imprezie nie było monitoringu, a jedyne materiały video jakie posiada prokuratura w tej sprawie to nagrania z telefonów, w dodatku są to nagrania niewyraźne. Poza tym są jeszcze zeznania osób, ale czy będą one wystarczającym dowodem do postawienia w stan oskarżenia kogokolwiek? Trudno powiedzieć. Jeśli impreza masowa była zorganizowana w miejscu do tego nieprzystosowanym, nie była odpowiednio zabezpieczona, nie było odpowiednich opinii i zgody odpowiednich organów na organizację takiej imprezy, a wiemy już z ustaleń prokuratury, że była to impreza masowa (gdyż była biletowana), to prawo w tym zakresie mówi jasno – za bezpieczeństwo imprezy odpowiada organizator. Jeśli nie będzie konkretnych przyczyn wypadku i czynników, które mogły zainicjować ciąg zdarzeń w wyniku których doszło do tragedii to przypuszczam, że odpowiedzialność spadnie na podmiot, który imprezę zorganizował.
Cezary Bronszkowski: Z tego co wiemy, organizator, czyli Uczelniana Rada Samorządu Studenckiego UTP próbował sprawę zatuszować. Jaki może mieć to wpływ na wyrok sądu? Oczywiście, gdy zostanie to udowodnione?
Bartosz Grduszak: Na pewno za utrudnianie śledztwa, tuszowanie i zacieranie dowodów, składanie fałszywych zeznań, wywieranie wpływu na zeznania świadków, próby mataczenia w toku śledztwa grozi odpowiedzialność karna. Jeśli takie sytuacje miały rzeczywiście miejsce, to osobom jakie się tego dopuściły mogą być postawione dodatkowe zarzuty.
Cezary Bronszkowski: Jest szansa na udowodnienie wszystkich zarzutów? Wszak studenci boją się zeznawać.
Bartosz Grduszak: Z tego co wiem, to nikt nikomu jeszcze żadnych zarzutów nie postawił. Na razie toczy się śledztwo w sprawie. Jeśli prokuratura ustali osoby podejrzane o spowodowanie/doprowadzenie do tej tragedii, wtedy skieruje akt oskarżenia do sądu wobec konkretnej osoby/osób. Jednak samo oskarżenie kogokolwiek nie oznacza jeszcze orzeczenia o czyjejś winie.
Cezary Bronszkowski: Zgadza się. Wracając do samej tragedii. Dlaczego Pana zdaniem nikt nie zapanował nad tłumem, gdy wybuchła panika?
Bartosz Grduszak: Nie mówmy o panice, w branży bezpieczeństwa imprez masowych takich określeń już dawno się nie stosuje. Ludzie w sytuacji zagrożenia rzadko panikują, mogą czuć się w pewien sposób zakłopotani, wystraszeni, zdezorientowani czy zestresowani, ale nie spanikowani, gdyż zachowują się zupełnie racjonalnie i logicznie. Chęć wydostania się z pułapki czy wyjścia z opresji nie jest irracjonalne i nielogiczne, a z punktu widzenia osoby, która znalazła się w takie sytuacji jest to zachowanie jak najbardziej właściwe.
W okolicznościach jakie tam miały miejsce ciężko byłoby zapanować nad jakimkolwiek tłumem. Moim zdaniem jednak, osoby zabezpieczające imprezę nie były poinstruowane o tym co w takich sytuacjach robić. Mogły to być osoby niedoświadczone. Wiele zagrożeń da się przewidzieć już na etapie planowania imprezy. Wiele z nich już na tym etapie można wykluczyć.
Myślę, że mogła zawieść także komunikacja – tzn. brak odpowiedniego nagłośnienia, dzięki któremu można by przekazywać komunikaty o ewakuacji na każdym z odcinków imprezy, etc.
Sytuacja do jakiej tam doszło to stłoczenie ludzi w jednym miejscu, w tak zwanym „wąskim gardle”. Jeśli coraz więcej ludzi zmierza w określonym kierunku, to prędzej czy później zbliżą się do innych osób, aż w pewnym momencie będą tak blisko, że ich ciała zaczną się o siebie ocierać. Wtedy wszystkie ruchy – nie tylko te zamierzone, ale również niezamierzone – są transmitowane przez tłum. Dlatego przypadkowe potknięcie się jednej osoby w tłumie może wywołać efekt domina, a osoby, które w porę się nie podniosą mogą zostać zadeptane przez tłum. Nie będzie to jednak spowodowane paniką, lecz „turbulencją” tłumu.
Takie sytuacje trudno jest opanować, ale można reagować odpowiednio szybko, aby im zapobiec.
Cezary Bronszkowski: Dziękuję bardzo za rozmowę.