Prof. Robert Gwiazdowski, ekspert w dziedzinie prawa podatkowego, odniósł się do problemu pomocy państwa tzw. frankowiczom. Dyskusja powróciła na forum publiczne za sprawą prezydenckiej ustawy o zasadach zwrotu niektórych należności wynikających z umów kredytu i pożyczki, przedstawionego przez Kancelarię Prezydenta RP na początku sierpnia 2016 roku.
Gwiazdowski zauważył, że kredyty walutowe postrzegane są jako zło samo w sobie, podczas gdy jest to po prostu jedna z możliwości pożyczania pieniędzy, która wiąże się z pewnym ryzykiem. W kredytach walutowych nie ma nic złego. Każdy ma prawo wziąć kredyt jaki chce. U każdego! Możemy dopuścić prawo „antylichwiarskie”, przy pomocy którego regulowana jest maksymalna wysokość odsetek – w imię ochrony obrotu gospodarczego, własności i słabszych uczestników rynku.
Ekspert zwrócił również uwagę, że swoboda wyboru wiąże się z ponoszeniem konsekwencji, od których ludzie wolą uciekać. Nie ma wolności bez odpowiedzialności. Wolność polega na układaniu naszych spraw, w sposób, jaki uznajemy za najwłaściwszy. Wiążę się ona z podejmowaniem ryzyka ale i z odpowiedzialnością za skutki naszych decyzji. Tymczasem państwo stara się ograniczyć tę wolność, obiecując w zamian zwiększenie bezpieczeństwa przez ograniczenie odpowiedzialności. Wolność ogranicza się łatwo. Z ograniczeniem odpowiedzialności jest już trudniej. Wielu ludzi woli jednak zrezygnować z wolności w zamian za bezpieczeństwo. A jak już z wolności skorzysta – to nie chce ponosić odpowiedzialności – zaznaczył.
Te rozważania Gwiazdowski odniósł do zaciągania kredytów w obcej walucie. Tak właśnie było z kredytami hipotecznymi we frankach. To oczywiste, że kredyty najbezpieczniej jest brać w walucie, w której się zarabia. Kredyty w innych walutach wiążą się z ryzykiem. Ale kiedy w końcu zrozumiemy, że to zaleta, a nie wada wolności?! „Jest ryzyko, jest zabawa” – na pewno znacie to powiedzenie.
Gwiazdowski zauważa, że z ekonomicznego punktu widzenia, większość z tych, którzy skorzystali z tańszego kredytu denominowanego we frankach, w ogóle nie ma problemu, ponieważ zsumowane raty ich kredytów spłacane w PLN od 2004 roku (poza kredytami zaciągniętymi w kilkumiesięcznym okresie maj – sierpień 2008 roku) są nadal niższe od tych, które by musiały być zapłacone, gdyby kredyt był w PLN. Rata dla kredytu denominowanego w 2008 roku w CHF w wysokości 300 tys. wynosiła około 1.500 PLN, a kredytu zaciągniętego w PLN – około 2.400 PLN. Dla wielu oznaczało to wybór: mieć samodzielne mieszkanie albo chrapiącego teścia za ścianą! Od tego czasu CHF podrożał dwukrotnie, ale spadło oprocentowanie – z ponad 4% praktycznie do 0%, co oznacza, że po doliczeniu marży banku rata tego kredytu wynosi około 1.700 zł. Problemem nie są więc dotychczasowe wydatki na obsługę kredytu (rata + odsetki), bo były one istotnie niższe od obsługi kredytów w PLN! – zaznaczył ekspert.
Gwiazdowski punktuje również osoby, które brały kredyt ponad swoje możliwości nie licząc się z możliwym ryzykiem. Niektórzy korzystając z taniego franka zamiast 50m2 kupili 75m2. Albo zaciągnęli kredyt na 120% wartości mieszkania i walnęli plazmę na całą ścianę, albo fundnęli sobie disajnerską muszlę sedesową za 10.000 zł. Możemy im pogratulować, że przez kilka lat mieli szczęście z tego wszystkiego korzystać, ale niby dlaczego mamy teraz w jakikolwiek sposób za nich płacić? Nie ma więc powodów pomagania ani kredytobiorcon, ani kredytodawcom. I nadal nie ma powodu, aby ludziom nie udzielać walutowych kredytów. Niech się wszyscy uczą żyć z ryzykiem. Będzie go coraz więcej. Kto rok temu przewidywał, że Rosja napadnie na Ukrainę, że baryłka ropy będzie po $45, świat postraszy ebola, a CHF będzie kosztował więcej od euro? – pyta retorycznie.
Źródło: wei.org.pl
Fot. YouTube/Radio eR Lublin